Będą laptopy dla polskich uczniów. Są nowe zasady
Rząd planuje drugie podejście do próby scyfryzowania polskich uczniów. Ogłoszono ogromny przetarg, który jednak budzi kontrowersje. Nowe rozwiązanie zakłada wysokie wymagania co do laptopów.

Wcześniejszy program laptopów dla czwartoklasistów zakończył się ogromnym fiaskiem. Nie dość, że przeprowadzono tylko jedną edycję rozwiązania, to nie wszystkie zakupione urządzenia trafiły do uczniów. Nowsze podejście obecnego rządu nie zakłada przekazywania laptopów na własność. Zamówienie jednak będzie dotyczyć ponad 17 tys. szkół z całego kraju. Środki popłyną z Krajowego Planu Odbudowy. Problemem są jednak założenia tego programu.
Szkoły w Polsce zyskają masę sprzętu. Ponad 735 tys. laptopów i tabletów dla całego kraju
Informacja o przetargu o wartości niemal 1,5 mld zł pojawiła się już w maju 2025 r. Wówczas otrzymaliśmy pierwsze szczegóły dotyczące planu. Ten zakłada, że w roku szkolnym 2025/2026 (czyli tym, który rozpocznie się po wakacjach) urządzenia mają trafić do pierwszych szkół. Największą różnicą między programem laptop dla ucznia a nowym rozwiązaniem jest to, że sprzęty tym razem nie będą przyznawane na własność uczniów i ich rodziców.
Zamiast tego staną się elementem wyposażenia szkół. Jednak nie będą to wyłącznie zwykłe laptopy z systemem operacyjnym Windows. Fakt, te urządzenia dominują w przetargu - jest ich 404 250 na cały kraj. Pozostałe sprzęty to: tablety w liczbie 220 500 egzemplarzy oraz 110 250 laptopów przeglądarkowych. Dodam, że w przypadku tych drugich chodzi o Chromebooki, czyli laptopy działające na systemie Google ChromeOS.
To mocno ograniczone pod względem funkcji urządzenia. Nie uruchomią np. gier z Windowsa, a większość czynności obsługuje się poprzez przeglądarkę Google Chrome. Z obliczeń serwisu Business Insider wynika, że każda placówka otrzyma średnio 24 laptopy, 13 tabletów i sześć Chromebooków.
Problemem są założenia programu. A mianowicie certyfikaty
W tym rządowym projekcie nie mogło zabraknąć "ale". Tym razem jest to fakt, że wraz z programem ustalono dość kontrowersyjne warunki zakładające wymagane certyfikaty. Ale nie takie zwykłe, stosowane w sprzętach elektronicznych na terenie całej UE typu ISO (9001 - kwestie jakości, 14001 - kwestie ekologii i środowiska).
Zamiast tego do wyboru urządzeń brano pod uwagę dwa certyfikaty - szwedzki TCO Certified oraz EPEAT z USA. Nie są to jednak ogólnostosowane rozwiązania wykorzystywane przez wszystkich producentów sprzętów elektronicznych, którzy wprowadzają swój sprzęt do krajów Unii Europejskiej. To prywatne certyfikaty, które - jak podaje prof. Ewelina Sokołowska z Politechniki Gdańskiej - nie są akredytowane w rozumieniu przepisów unijnych ani krajowych. Wymagania zakładają, że urządzenia muszą wspierać oba certyfikaty.
Dlatego do polskich szkół trafią laptopy czterech marek, w tym Dell, HP i Lenovo. Apple i jego świetne, szybkie MacBooki nie spełniają tych wymagań. Urządzenia z jabłkiem nie zostaną udostępnione polskim uczniom. Ministerstwo Cyfryzacji dla serwisu Business Insider tłumaczy zastosowanie obu certyfikatów, że "wymogi zostały skonsultowane z Prokuratorią Krajową i Centralnym Biurem Antykorupcyjnym. Ich celem jest zapewnienie odpowiedniego poziomu jakości i zgodności ze standardami środowiskowymi".
W toku tych konsultacji nie zgłaszano zastrzeżeń dotyczących dyskryminacji polskich producentów sprzętu komputerowego. Oznacza to, że przy tworzeniu przepisów, które stanowią podstawę obecnego przetargu, uwzględniono perspektywę rynku, w tym również krajowych firm. Dostęp do uzyskania certyfikacji EPEAT i TCO jest otwarty dla każdego uczestnika rynku. - dodaje resort
Oferty na laptopy dostawcy mogą składać do 9 lipca. Jednak firmy muszą spełniać oba certyfikaty. Obecnie z żadnych polskich dostawców nie oferuje obu certyfikatów.
Więcej podobnych artykułów znajdziesz na Spider's Web: