REKLAMA

Upadek legendy HTC trwa. Specyfikacja Wildfire E7 to smutny żart

Czy HTC ma jeszcze szansę na powrót? Wyciek specyfikacji modelu Wildfire E7 sugeruje, że niekoniecznie. Zobaczcie, dlaczego ten budżetowy smartfon z przestarzałymi podzespołami budzi raczej obawy niż nadzieje na odrodzenie marki.

Upadek legendy HTC trwa. Specyfikacja Wildfire E7 to smutny żart
REKLAMA

Pamiętacie czasy, gdy na hasło "najlepszy smartfon" wiele osób bez wahania odpowiedziałoby HTC? Tajwańska firma była kiedyś absolutnym gigantem, synonimem innowacji i jakości w świecie mobilnym. Dla mnie i pewnie dla wielu z was, to właśnie HTC było bramą do świata Androida – modele takie jak Hero, Desire czy legendarny Wildfire wyznaczały standardy.

Niestety, jak to często bywa z pionierami, złote lata nie trwały wiecznie. HTC, niegdyś lider i innowator, zaczęło tracić impet, przytłoczone przez rosnącą konkurencję, zwłaszcza Samsunga i chińskie marki. Decyzje biznesowe, które wydawały się niezrozumiałe, marketing, który nie trafiał do odbiorców, i wreszcie produkty, które przestały zachwycać – wszystko to sprawiło, że legenda zaczęła blaknąć.

REKLAMA

Dziś HTC kojarzy się bardziej z rynkową niszą, a kolejne premiery smartfonów przechodzą bez większego echa, często budząc raczej uśmiech politowania niż ekscytację. Można powiedzieć, że marka, która kiedyś była na ustach wszystkich, symbolicznie została w Radomiu, stając się cieniem dawnej potęgi. Szczyt popularności przypadł na lata 2010-2012, jednak później rozpoczął się powolny spadek. Kluczowym momentem było sprzedanie znaczącej części działu mobilnego (odpowiedzialnego m.in. za telefony Pixel) Google'owi w 2017 r. Choć HTC nadal istnieje i próbuje swoich sił, głównie w obszarze VR (Vive), to w świecie smartfonów jest już tylko wspomnieniem dawnej chwały.

Najnowszy winny? Wyciekła specyfikacja HTC Wildfire E7

Jaskrawym przykładem tego, jak nisko upadła niegdyś wielka marka, jest model HTC Wildfire E7, którego pełna specyfikacja właśnie wyciekła. I jest to żałość nad żałościami, nuda nad nudą. Zacznijmy od ekranu: 6,67 cala to spory rozmiar, ale rozdzielczość HD+ (720 x 1600 pikseli) w 2025 r. to policzek wymierzony użytkownikowi.

Przy takiej przekątnej zagęszczenie pikseli będzie bardzo niskie, co przełoży się na widoczne pojedyncze punkty i ogólnie słabą ostrość obrazu. Odświeżanie 90 Hz to miły dodatek w tej klasie, ale nie rekompensuje niskiej rozdzielczości. Jasność szczytowa 420 nitów oznacza co najwyżej przeciętną czytelność w słońcu. To specyfikacja, która była akceptowalna w budżetowcach kilka lat temu, ale dziś wygląda po prostu archaicznie.

Sercem urządzenia ma być MediaTek Helio G81. Nawet zakładając, że to literówka i chodzi o G80, G85 czy G88, wciąż mówimy o układzie z niższej półki, którego korzenie sięgają 2020 roku. Dwa wydajniejsze rdzenie Cortex-A75 i sześć energooszczędnych Cortex-A55, w połączeniu z grafiką Mali-G52 MC2, to konfiguracja zapewniająca co najwyżej podstawową płynność działania systemu i prostych aplikacji. O bardziej wymagających grach czy zaawansowanym multitaskingu można zapomnieć. W 2025 r., nawet w budżetowym segmencie, oczekiwalibyśmy czegoś znacznie nowocześniejszego i wydajniejszego. To procesor, który już w momencie premiery telefonu będzie przestarzały.

RAM na poziomie 6 GB to absolutne minimum w dzisiejszych czasach, zwłaszcza przy Androidzie 14, który do lekkich nie należy. O ile 256 GB pamięci na dane (i to z możliwością rozbudowy kartą microSD) brzmi całkiem rozsądnie, o tyle 6 GB RAM może okazać się wąskim gardłem, powodując spowolnienia przy przełączaniu się między aplikacjami czy dłuższym użytkowaniu. Nie znamy też typu zastosowanej pamięci wewnętrznej, ale w tej klasie cenowej najpewniej będzie to wolny standard eMMC, co dodatkowo negatywnie wpłynie na ogólną responsywność urządzenia.

Przechodząc do aparatów, mamy tu typowy budżetowy zestaw. Główny sensor 50 MP na papierze wygląda nieźle, ale jego potencjał jest prawdopodobnie niweczony przez resztę konfiguracji i oprogramowanie. Towarzyszy mu bowiem sensor głębi o zawrotnej rozdzielczości 0,08 MP – to w zasadzie atrapa, która ma jedynie sprawiać wrażenie podwójnego aparatu, a w praktyce nie wnosi nic do jakości zdjęć portretowych. Brak tu obiektywu ultraszerokokątnego czy teleobiektywu, co jest standardem nawet w tańszych urządzeniach. Przednia kamera 16 MP może wystarczy do podstawowych selfie, ale trudno spodziewać się po niej cudów.

HTC to przeszłość. Bez sprawdzenia nazwy trudno odróżnić, czy to model telefonu z 2024, czy z 2016 r.

Bateria o pojemności 4920 mAh (czyli marketingowe 5000 mAh) to przyzwoita wartość, która w połączeniu z energooszczędnym (czytaj: mało wydajnym) procesorem i ekranem niskiej rozdzielczości powinna zapewnić niezły czas pracy. Jednak czar pryska, gdy spojrzymy na moc ładowania – zaledwie 10W przez port USB-C. W czasach, gdy nawet najtańsze smartfony oferują 18W, 33W, a czasem nawet więcej, 10W to relikt przeszłości. Oznacza to, że naładowanie tak sporej baterii do pełna będzie trwało wieki, prawdopodobnie ponad 3 godziny.

Na koniec pozostałe elementy specyfikacji, które również nie napawają optymizmem. Wi-Fi 5 (802.11ac) i Bluetooth 5.0 to już nieco przestarzałe standardy łączności – w 2025 r. oczekiwalibyśmy przynajmniej Wi-Fi 6 i Bluetooth 5.2/5.3. Obecność tylko jednego, monofonicznego głośnika to również spory minus, podobnie jak pojedynczy mikrofon. Obudowa z tworzyw ABS+PC to standard w tej klasie, ale przy wadze 204 gramów telefon może sprawiać wrażenie dość topornego. Całość składa się na obraz urządzenia bardzo taniego, które specyfikacją cofa nas o kilka lat i nijak nie przystaje do dziedzictwa marki HTC.

Co jeszcze "wydaje" HTC?

Przynajmniej (dla HTC?) E7 nie trafi do Polski

Pewnym, choć niewielkim pocieszeniem w tej całej sytuacji może być fakt, że przeciek mówi o premierze na rynku Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Istnieje więc cień szansy, że ten konkretny model – nazwijmy rzeczy po imieniu: technologiczny chłam – ominie Polskę i Europę. Na naszym rynku, nawet w najniższej półce cenowej, konkurencja jest tak zażarta (Xiaomi, Realme, Motorola, Infinix i inni), że urządzenie o tak archaicznej specyfikacji nie miałoby absolutnie żadnych szans na sukces. Byłoby to jedynie marnowanie zasobów i dalsze psucie wizerunku marki, która i tak jest już w opłakanym stanie.

REKLAMA

Skupienie się na rynkach takich jak ZEA, gdzie wymagania konsumentów mogą być inne lub konkurencja mniej intensywna w pewnych segmentach, może być dla HTC strategią przetrwania. Może to jednak również oznaczać ciche pogodzenie się z faktem, że na bardziej wymagających i nasyconych rynkach, takich jak europejski, firma nie ma już czego szukać ze swoją obecną ofertą smartfonów. Pozostaje mieć nadzieję, że jeśli HTC kiedykolwiek zdecyduje się na poważniejszy powrót do Polski, to zrobi to z produktem godnym swojej dawnej legendy, a nie z kolejnym budżetowym odgrzewanym kotletem.

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-04-04T06:46:00+02:00
Aktualizacja: 2025-04-04T06:01:00+02:00
Aktualizacja: 2025-04-03T21:28:20+02:00
Aktualizacja: 2025-04-03T21:07:54+02:00
Aktualizacja: 2025-04-03T20:38:19+02:00
Aktualizacja: 2025-04-03T08:04:41+02:00
Aktualizacja: 2025-04-03T06:00:00+02:00
Aktualizacja: 2025-04-02T21:35:00+02:00
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA