Walkę z betonozą potraktowali zbyt serio. Z Westerplatte chcą usunąć wyjątkowy obiekt
Powód jest specyficzny – betonowej wiaty w 1939 r. zwyczajnie nie było. I dlatego nie powinno być jej teraz, bo „koliduje z historycznym obrazem”. Trudno jednak szerzej patrzeć na historię, jeśli poszczególne fragmenty będziemy z niej wycinać.
Przedmiotem sporu jest brutalistyczna, betonowa wiata. Jeden z radnych chciał dowiedzieć się czegoś więcej nt. jej stanu, sugerując, że brak remontów może być zagrożeniem dla osób przebywających w pobliżu. I okazało się, że obiekt nie zostanie wyremontowany, bo w planach jest jego wyburzenie.
Wiata w aktualnym miejscu koliduje z historycznym obrazem Wojskowej Składnicy Tranzytowej na Westerplatte. Z tego powodu obiekt zostanie zdemontowany. Środki publiczne przewidziane na realizację Muzeum Westerplatte są środkami celowymi przeznaczonymi na przywrócenie wyglądu Westerplatte z okresu Wojskowej Składnicy Tranzytowej. Elementy zdemontowanej wiaty mogą zostać udostępnione miastu Gdańsk lub innym publicznym instytucjom, które wyrażą takie zainteresowanie
– przekazało Muzeum II Wojny Światowej w oficjalniej wypowiedzi przesłanej serwisowi trójmiasto.pl.
Decyzja zszokowała architektów i historyków sztuki. W rozmowie z portalem Wojciech Chmielewski zauważał, że w Trójmieście rzadko natknąć można się na przykłady brutalizmu z okresu późnego modernizmu. Co więcej, zdaniem architekta to unikat w skali kraju.
- (…) w formie brutalizmu stworzono kameralne założenie przestrzenne. Do tego brutalizm idealnie wpisuje się w kontekst tego miejsca jako miejsca konfliktu zbrojnego, w którym na masową skalę wykorzystywano właśnie beton w budownictwie schronów i obiektów infrastrukturalnych – ocenia Chmielewski.
Architekt dodaje, że nie można obecnie udawać, że „przez pół wieku Westerplatte było terenem leżącym odłogiem” i dopiero teraz miejsce otwiera się na turystów. To jego zdaniem zakłamywanie historii powojennego Gdańska. Podobnie uważa Forum Rozwoju Aglomeracji Gdańskiej, które chce, żeby wiata została wpisana do rejestru zabytków. „Odtworzenie stanu 1:1 sprzed 85 lat jest absurdalne i fizycznie niemożliwe” – komentuje Karol Spieglanin, prezes FRAG.
Budynki nie pasują do opowiadanej historii, więc należy je wyburzyć? Trudno mi się z tym zgodzić
W związku z remontem rynku w Pabianicach zdecydowano się w końcu wyburzyć pomnik Bojowników o Wyzwolenie Społeczne i Narodowe w Pabianicach. W 2018 r. IPN uznał, że budowla z 1968 r., powstała z okazji 20-lecia PZPR, „propaguje komunizm”. Przez lata obiekt figurował w wojewódzkiej ewidencji zabytków ruchomych, ale w końcu został z niej wykreślony. Pojawiło się zielone światło i pomnika w mieście już nie ma.
Jakoś trudno mi sobie to wyobrazić, by sam pomnik mógł cokolwiek propagować. Za to przy jego pomocy można byłoby uczyć o niełatwej historii. Po co się jednak wysilać, skoro łatwiej odpalić koparkę i spycharkę. A że w ten sposób wymaże się historię architektury oraz sztuki?
Idąc tym tropem, powinniśmy wyciąć wszystko, co powstałe w trudnych, niewygodnych dziś czasach. Nawet drzewa, które przecież nie były wówczas tak wysokie!
Budynki, owszem, są symbolami. I właśnie dlatego należy wykorzystywać je do tego, by pokazać i rozmawiać o tym, jak ważne historyczne miejsca się zmieniały. Uświadamiać na ich przykładzie, dlaczego podejmowano takie, a nie inne decyzje. Zamiast tego woli tworzyć się sztuczne makiety, pomijające niewygodne elementy – ma być tak, jak ktoś sobie w danej chwili zaprojektuje. To ułuda, fałsz, wręcz manipulacja.
Na szczęście ktoś czasami szalone pomysły zatrzymuje
Jak informuje portal slazag.pl władze Parku Śląskiego domagały się wykreślenia z rejestru zabytków hali Kapelusz. Powód był wręcz szokujący – remont zniszczonego budynku był zbyt drogi, więc zamiast dbać o jego stan, lepiej się go pozbyć.
Dlaczego byłaby to okrutna zbrodnia? Sam Park Śląski na swojej stronie wyjaśnia, że historia budynku jest „niezwykle barwna”. Projekt Jerzego Gottfrieda i Włodzimierza Feiferka to „awangardowa konstrukcja” przypominająca damski kapelusz.
Hala Wystaw Kapelusz powstała w oparciu o elipsę i składają się na nią dwie części wejściowe oraz główna część zasadnicza mająca służyć wystawom. Sama konstrukcja jest, jak na tamte czasy, niezwykle innowacyjna. Dach hali jest opracowanym przez projektantów namiotem rozpiętym na tzw. koźle wsporczym będącym elementem nośnym. Wysokość Kapelusza to nawet 15 metrów, a obszar dostępny dla użytkowników to ponad 2 tys. metrów kwadratowych.
- czytamy na stronie parku.
Aneta Borowik w książce „Park Śląski w Chorzowie. Projekty i realizacje z lat 1950-1989” pisała, że konstrukcja „stanowi rozwiązanie unikatowe w skali Polski”. Mimo to chciano się go pozbyć.
Można z jednej strony było zrozumieć władze parku, bo wydatek jest olbrzymi.
- Hala Kapelusz to obiekt po dwóch pożarach i została uszkodzona konstrukcja nośna jej dachu. Konieczne jest więc jej kolejne wzmocnienie. Wymiana tego głównego kozła nośnego na nowy jest trzykrotnie tańsza, niż konserwacja tego, co jest teraz. Stoimy na stanowisku, że lepiej pewne rzeczy zrobić na nowo. Niech to będzie nawet tego samego kształtu, niech to będzie ta sama konstrukcja, dokładnie taki sam projekt. Tylko zróbmy ją na nowo, a nie odtwarzajmy jej metodami konserwatorskimi – mówił w lipcu 2024 r. Paweł Bilangowski, prezes Parku Śląskiego, cytowany przez slazag.pl.
Problem w tym, że podejście pod tytułem „lepiej pewne rzeczy zrobić na nowo” ma często poważne konsekwencje w postaci tego, że nowy projekt nie dorównuje staremu, jest nieudolną, gorszą kopią. Moim zdaniem powinniśmy chuchać i dmuchać na świadków historii, na elementy, które powstały w innych czasach, były czymś przełomowym i unikatowym. Zachowanie ich – a nie odwzorowanie – pozwala w pewien sposób docenić twórców odważnych założeń, ale też opisywać realia. Tym bardziej że hala – czy wiata w Gdańsku – jeszcze stoją i jeszcze można uratować oryginał. Dosłownie da się zobaczyć i dotknąć historii. To przecież coraz rzadszy przywilej.
Zdjęcie główne: Patryk Kosmider / Shutterstock