Zapory przeciwpowodziowe do drzwi i bram. Powinien być obowiązek ich instalacji na terenach zalewowych
Fala powodziowa dotarła do województwa zachodniopomorskiego. Zagrożenie wciąż jest, ale coraz głośniejsze zaczynają być dyskusje o tym, jak uchronić się przed kolejnymi. Niektórzy sugerują, że domy powinny być zabezpieczane specjalnymi szandorami.
Na TikToku dużą popularnością cieszy się zbitka zdjęć pokazujących wykorzystanie takiej przeciwpowodziowej zapory. Szandory mogą być użyte na większą skalę, przy dużych zbiornikach, ale też zwykłych domach czy na bramach, w teorii blokując wodzie drogę.
"W Polsce wolą worki kłaść" – załamują ręce na TikToku
Tyle że to… nieprawda. Szandory pojawiły się m.in. we Wrocławiu, gdzie metalowe ścianki zamontowano np. koło mostu Osobowickiego czy wzdłuż części kanału miejskiego. „To dodatkowy element systemu, który ma ochronić sąsiednie tereny przed wezbraniem na tym odcinku Odry w stolicy Dolnego Śląska” – wyjaśniano.
Brama szandorowa w Turzu podzieliła wioskę na dwie części. Naszrzaciborz.pl donosił później, że szandory spełniły swoje zadanie w Turzu i Grzegorzowicach. Mowa tu jednak o zastosowaniu rozwiązania na szeroką skalę. Na TikToku zasugerowano, że mobilne zapory mogłyby przydać się mieszkańcom czy właścicielom obiektów na terenach zalewowych.
Patrząc na to, z jaką powodzią mieliśmy do czynienia, i jakie szkody wyrządziła, trudno sądzić, by metalowa blokada na drzwiach czy bramie coś zmieniła. Mogłaby jednak przydać się w przypadku mniej intensywnych opadów – a przecież powodzie błyskawiczne to również wielkie zagrożenie miast i miasteczek, na które nie jesteśmy gotowi.
Czy powinniśmy zacząć wymagać instalacji tego typu zabezpieczeń w miejscach, gdzie powódź i podtopienia mogą występować?
Myśląc o nadchodzących latach mówi się dużo o transformacji energetycznej. Trzeba odchodzić od dotychczasowych źródeł prądu i ogrzewania, by postawić na OZE. Znacznie mniej uwagi poświęca się zagrożeniom powodowanym przez zmieniający się klimat.
- W krajach zachodnich montuje się przy otworach drzwiowych, a także okiennych, takie szyny stalowe po bokach, tak zwane szandory. I kiedy przychodzi zagrożenie, to wsuwa się płyty, które uszczelniają budynek. To nie kosztuje dużo – mówił w rozmowie z oko.press Krzysztof Smolnicki, hydrogeolog, aktywista, prezes Fundacji EkoRozwoju i jeden z liderów Dolnośląskiego Alarmu Smogowego.
Chroniący swój dobytek, wiedząc, że woda może przyjść, mogliby postawić na mobilne zapory zamiast na tradycyjne worki z piaskiem. Sprawa jest jednak nieco bardziej skomplikowana. Jak dodawał Smolnicki podpiętrzanie wody na zewnątrz może mieć swoje konsekwencje i trzeba wówczas oszczelnić kanalizację.
Bo to są naczynia połączone, jeśli na zewnątrz będzie słup wody metr, czy półtora, a w środku go nie będzie, to woda będzie szukała ujścia i może je znaleźć przez ruchy kanalizacyjne. Wtłoczy nam wtedy do domu ścieki. Montuje się więc specjalne klapy na kanalizacji
- opisał Smolnicki.
Ekspert podał przykład Holandii, gdzie ochrona przed powodzią nie polega na spontanicznym działaniu zaraz przed zagrożeniem, a jest w miarę możliwości zaplanowana, a akcje przewidziane. Ludzie się zorganizowali i wiedzą, jak radzić sobie w sytuacji zagrożenia. Mówiąc w skrócie – potrzebujemy zmian systemowych w myśleniu o powodzi.
Trzeba się ubezpieczać?
W jednej z internetowych ulotek ubezpieczyciela można przeczytać, że jeśli w swoim domu jednorodzinnym lub firmie zamontuje się mobilne zapory przeciwpowodziowe (i ma na to dowód zakupu) w ubezpieczeniu mienia można zapłacić niższą składkę.
Ubezpieczyciele już są gotowi na katastrofę klimatyczną. W ich ofertach znajdziemy możliwość uzyskania odszkodowania na skutek takich zdarzeń losowych jak właśnie powódź, ale i grad, huragan, uderzenie pioruna czy zalanie.
W wielu miejscach problemem jest to, że kolejna wielka woda siejąca spustoszenie wydaje się być kwestią czasu. Niektórzy publicyści sugerowali więc konieczność wprowadzenia obowiązkowego ubezpieczenia od katastrof. O konieczności „odpowiedniego ubezpieczenia” wspominał również Krzysztof Smolnicki. Widział inną jednak rolę ubezpieczyciela, który pełniłby funkcję... odstraszacza. Firma mogłaby odmówić ubezpieczenia, co dla właściciela terenu byłoby sygnałem, że nie warto na danym terenie odbudowywać domu lub stawiać nowego.
A z tym jest duży problem
- O ile w ostatnich latach powstały mapy obszarów zalewowych dla głównych rzek, to brakuje ich jeszcze na terenach mniejszych rzek, ich dopływów, dla cieków okresowych, a nawet suchych dolin, którymi odbywa się sporadycznie spływ powierzchniowy. Tam właśnie mamy do czynienia z wydawaniem nowych pozwoleń budowalnych. Jak pokazała obecna sytuacja, właśnie małe cieki stały się dużymi, rwącymi rzekami, i to przyczyniło się do tylu nieszczęść – komentował w rozmowie z PAP prof. UMCS Stanisław Chmiel.
Jego zdaniem w przypadkach osób zamieszkałych na terenach zalewowych należałoby się zastanowić nie nad odbudową i lepszym zabezpieczeniem domów, a przesiedleniem mieszkańców.
Z raportu NIK z kwietnia 2023 r. wynika, że „samorządy nie ograniczyły skutecznie inwestycji na terenach zagrożonych powodzią”. Działo się tak z prostego powodu. Deweloperzy chcą budować, ale w większych miastach nie mają już po prostu gdzie. Albo za co, bo działki są dużo droższe. Szukają więc alternatyw w postaci miejsc nie tak odległych od miast. Sęk w tym, że wkraczają właśnie na bardzo grząski grunt.
W konsekwencji potencjalni inwestorzy nie mieli rzetelnych informacji o zagrożeniu powodziowym w miejscu planowanej inwestycji. NIK zwraca również uwagę, że wydawanie decyzji o warunkach zabudowy, ustaleniu lokalizacji inwestycji celu publicznego oraz pozwoleniu na budowę, w odniesieniu do terenów zagrożonych powodzią, nie było poprzedzane analizą kosztów jakie samorząd będzie musiał ponieść z tytułu inwestycji w infrastrukturę chroniącą mieszkańców przed podtopieniami i powodziami oraz wynikającymi z tego potencjalnymi stratami.
- wyliczała Najwyższa Izba Kontroli.
Niewątpliwie musimy zmienić podejście do zagrożeń pogodowych. Tegoroczne lato najlepiej pokazało, że jesteśmy skazani na intensywne burze, upady, a nawet trąby powietrzne. Nie ma co jednak liczyć na to, że uda się z powodzeniem zrealizować hasło „mój dom to moja twierdza”. Bez realnych, dużych systemowych zmian będziemy skazani na nierówną walkę z żywiołem w przypadku powodzi takich jak ta ostatnia. Metalowa zapora na bramie, oknie czy drzwiach nie wystarczy.
Zdjęcie główne: FotoDax / Shutterstock