REKLAMA

Nienawidzę czym się stała cyfrowa dystrybucja. Zazdroszczę Kalifornijczykom nowego prawa

Cyfrowe sklepy z filmami, serialami, piosenkami i grami wideo rzadko kiedy faktycznie coś sprzedają klientom na własność. Dużo częściej udzielają odpłatnego prawa do użytkowania. W Kalifornii będą musiały mówić o tym wprost - zamiast ciągłego okłamywania konsumentów.

Apple Music Atmos na TV
REKLAMA

Czy pamiętają państwo jeszcze te czasy, w których można było pójść do sklepu, kupić płytę z muzyką i mieć na zawsze zakupione piosenki? Czy zdajecie sobie państwo sprawę, że kupiona 20 lat temu płyta CD z grą komputerową będzie nadal działać (na zgodnym komputerze), bez lamentowania o wyłączonych serwerach do obsługi DRM i trybu online? I tak, można było nawet kupić filmy na płytach i oglądać je, kiedy tylko przyjdzie na to ochota.

REKLAMA

To też jest ciekawe:

Poświęciliśmy to wszystko na rzecz wygody

Zakupione cyfrowo treści nie zalegają na półkach, nie trzeba wstawać i je gdzieś umieszczać, by działały. Klik, klik, PlayStation Store - i już można zagrać w ulubioną grę. Ciach, pach, Disney+ - i nowy serial jest już w pamięci urządzenia. Tanio, szybko, wygodnie. Dziś wręcz coraz trudniej znaleźć w gospodarstwie domowym działający napęd DVD czy Blu-ray. Dystrybucja cyfrowa wygrała.

Problem w tym, że ta jest wygodna nie tylko dla odbiorców. Usługodawcy mają pełną kontrolę nad udostępnianymi przez siebie cyfrowo treściami. I bardzo niechętnie tę kontrolę oddają. Dlatego też większość sklepów z grami, filmami czy muzyką nie sprzedaje tych dóbr na własność. Umowa licencyjna zazwyczaj jest tak skonstruowana, że klient w zamian za jednorazową opłatę uzyskuje bezterminowy dostęp do cyfrowej treści. Ale też z zastrzeżeniem, że treść nie jest jego własnością i nie ma gwarancji jej dostępności w przyszłości.

To nie prawniczy wytrych na przyszłość, a legalna furtka do kiepskich, antykonsumenckich praktyk. Dostawcy, by optymalizować wydatki związane z obsługą klienta, prawami autorskimi, licencjami i innymi żonglują swoją ofertą, nieraz usuwając z niej wykupione przez użytkowników treści. Niejednokrotnie bez żadnej rekompensaty dla nabywców. To właśnie częściowo się kończy. Co prawda tylko w Kalifornii, ale liczę na to, że Europa weźmie przykład.

Zakaz kłamania, że daną treść można kupić na własność

W myśl aktu prawnego AB 2426, sklepy cyfrowe działające na terenie Kalifornii nie będą mogły dodawać przycisków o treści Kup teraz (lub podobnym brzmieniu) przy treściach, które są cyfrowo użyczane. Giganci VOD, muzyczni i gamingu będą mogli nadal oferować na terenie tego stanu treści na dotychczasowych zasadach, ale nie będą mogli już kłamać, że sprzedają owe treści.

REKLAMA

Określenie kupienia może się pojawić wyłącznie przy treściach, które użytkownik może bez żadnych limitów pobrać do pamięci swojego urządzenia i które nie wymagają weryfikacji online do działania. Mogą przy tym zostać usunięte z oferty usługodawcy, ale dostawca musi zapewnić klientom rozsądny czas, by ci mogli pobrać zakupioną treść i zarchiwizować ją na własną rękę.

Będzie ciekawym obserwowanie jak giganci pokroju Apple’a, Xboxa czy PlayStation zareagują na to prawo. Czy ich sklepy zmienią się tylko w Kalifornii? A może zmiany obejmą całe Stany Zjednoczone, by nie komplikować obsługi technicznej? Bo na wdrożenie globalne, w tym na ternie Unii Europejskiej, raczej nie ma co liczyć. Choć na regulacje w tym kierunku - podobne do tych kalifornijskich - już prędzej. Za co mocno trzymam kciuki.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA