Wyganiają hulajnogi z ulic. Fala zakazów coraz bliżej Polski
Pierwsze duże niemieckie miasto mówi stop hulajnogom elektrycznym. Rewolucja rozpoczęta w Paryżu powoli zatacza coraz szersze kręgi.
Można doszukiwać się tu nawet pewnej symboliki. Referendum w stolicy Francji zostało przeprowadzone na początku kwietnia 2023 r. Wówczas mieszkańcy zdecydowali, że hulajnogi na wynajem muszą z ulic Paryża zniknąć.
Zakaz zaczęto egzekwować od września i paryżanie, sądząc po opiniach, swojej decyzji póki co nie żałują. Najwidoczniej w Gelsenkirchen zainspirowali się efektami, bo po ponad roku od francuskiego głosowania podejmują podobne działania.
Dziś jest ostatnia szansa, by mieszkańcy niemieckiego miasta mogli poruszać się hulajnogami na wynajem. Od 20 kwietnia pojazdów nie będzie.
Wcześniej miasto proponowało operatorom – firmom Tier i Bolt – układ
Wypożyczenie hulajnóg miałoby być możliwe pod warunkiem, że tożsamość użytkowników byłaby sprawdzana. W ten sposób łatwiej można byłoby pociągnąć do odpowiedzialności np. źle parkujących. A to był główny problem z hulajnogami na wynajem, jak relacjonują władze.
Operatorzy – zapewne obawiając się precedensu – nie przyjęły propozycji. Włodarze Gelsenkirchen nie przedłużyli więc wygasającej umowy i od 20 kwietnia hulajnóg nie będzie.
Na Spider's Web piszemy o problemach z hulajnogami na wynajem:
A co z Polską?
Jeszcze w ubiegłym roku sytuacja w niektórych polskich miastach była napięta, szczególnie w Krakowie. Operatorom zaczęto jednak stawiać większe wymagania, dzięki czemu pojazdy w coraz większej liczbie miejscowości nie mogą być pozostawiane byle gdzie, tylko w specjalnie wyznaczonych strefach. Ale nawet tam, gdzie takich punktów brakuje – jak np. w Łodzi – można odnotować mniejszą liczbę pojazdów.
To oczywiście tylko moja obserwacja, która nie musi mieć potwierdzenia w statystykach operatorów, ale mam wrażenie, że mniej osób porusza się pojazdami na wynajem niż w ostatnich latach. Obecnie jesteśmy na starcie sezonu, ale już teraz „na oko” większym zainteresowaniem cieszą się choćby rowery miejskie, które do Łodzi powróciły. W pierwszym tygodniu odnotowano ponad 10 tys. wypożyczeń.
Na ulicach częściej obserwuję też osoby jeżdżące na własnych hulajnogach, a nie tych na wynajem
- Od pół roku obserwujemy spadek podaży hulajnóg rok do roku w całej Polsce – komentował w rozmowie z trójmiasto.pl Zbigniew Domaszewicz z smartride.pl. Ekspert wytypował dwie przyczyny zanikania hulajnóg na wynajem z miast. Pierwsza to presja ze strony władz miejskich. Druga – „zmniejszenie bądź ustabilizowanie” popytu. Nie da się ukryć, że hulajnogi na wynajem bardzo zdrożały. Minuta przejazdu sprzętem Bolta kosztuje 95 gr, a Lime 85 groszy (plus 2 zł za odblokowanie). Łódzki rower miejski przez 20 min jest darmowy, po tym czasie jazda do godziny wynosi raptem 4 zł, a rozpoczęta kolejna godzina kosztuje 6 zł. Każda następna rozpoczęta godzina powyżej 2 godzin wynosi 10 zł. W innych miastach cenniki są podobne.
Jeśli ktoś dojeżdża codziennie to pracy czy szkoły hulajnogą, bardziej opłaca przesiąść mu się na rower miejski albo po prostu na własny sprzęt.
Niestety spadek nie oznacza, że zapanował porządek. Wciąż obserwuję pojazdy zaparkowane na ścieżce rowerowej czy środku chodnika. Niby operatorzy straszą karami, ale najwidoczniej pogróżkami nikt się nie przejmuje. Widocznie brakuje zgłoszeń, żeby każdy przypadek był sprawdzany i analizowany.
Proces adaptacji hulajnóg do polskich warunków jeszcze więc trwa
Sytuacja trochę się poprawiła względem ostatnich sezonów, ale głównie dlatego, że miasta zaczęły tego wymagać. Doszła też ekonomia. Niemiecki czy francuski scenariusz na szerszą skalę raczej nam nie grozi, bo pożar został ugaszony wcześniej. Co nie znaczy, że na kwestie hulajnóg władze polskich miast mogą już machnąć ręką – wciąż jeszcze trzeba wyznaczać strefy do parkowania i pilnować, aby właściciele pojazdów pozostawionych w niewłaściwych miejscach byli za to karani.
zdjęcie główne: FooTToo / Shutterstock