REKLAMA

Zakaz fotografowania obejmie polskie budynki. Lepiej nie wymachiwać telefonem, bo może grozić areszt

Pomysł, aby zakaz fotografowania powrócił, zaczął być realizowany jeszcze przez poprzedni rząd. Zaczął, ale nie został wdrożony w życie. Okazuje się jednak, że zostanie wskrzeszony i tabliczki mogą pojawić się nawet na 25 tys. obiektach.

zakaz robienia zdjęć
REKLAMA

Jak zauważył Rynek Kolejowy do konsultacji rządowych skierowany został projekt rozporządzenia Ministra Obrony Narodowej w sprawie trybu oraz terminów "wydawania zezwoleń na fotografowanie, filmowanie lub utrwalenie w inny sposób obrazu obiektów szczególnie ważnych dla bezpieczeństwa lub obronności państwa, obiektów resortu obrony nieuznanych za obiekty szczególnie ważne dla bezpieczeństwa lub obronności państwa oraz obiektów infrastruktury krytycznej".

REKLAMA

Latem ub. r. sejm przyjął nowelizację prawa, która zakazuje fotografowania oznaczonych obiektów. Za takie działanie miałby grozić nawet areszt. W sierpniu prezydent Andrzej Duda podpisał ustawę, w myśl której zakaz obejmował obiekty naznaczone specjalną tabliczką. Tyle że ta nie powstała, więc w efekcie mieliśmy do czynienia z martwym przepisem. Teraz ożywa.

Już wcześniej przepis wzbudził sporo kontrowersji

Zastanawiano się, jak jego egzekwowanie miałoby wyglądać np. na dworcach, gdzie czymś normalnym jest, że korzysta się z telefonu. W jaki sposób stwierdzić, że trzymana w rękach komórka nie nagrywa – pytał autor twitterowego konta sluzbyiobywatel.pl.

Znaki miałyby pojawić się na ok. 25 tys. obiektach, w tym tych należących do resortu obrony narodowej. Ich oznakowanie zaś będzie kosztować ok. miliona złotych. Przeciwnicy już teraz twierdzą, że będzie dochodziło do absurdów.

O tym, czy dany obiekt będzie można fotografować bez zgody, zadecyduje organ odpowiedzialny za jego bezpieczeństwo. To on będzie ustalał, czy stosowna tabliczka się pojawi. Jeśli ktoś zechce robić zdjęcia, a zobaczy komunikat, będzie mógł zwrócić się o jednorazowe zezwolenie na fotografowanie.

Przypomnijmy, że już wcześniej amatorzy robiący zdjęcia np. przejeżdżającym pociągom traktowani byli jako potencjalni szpiedzy. W ubiegłym roku miłośnicy kolei zgłaszali przypadki kontroli przez policję oraz SOK.

SOK-iści tłumaczyli też, że maszyniści mają aktualnie obowiązek powiadomić o niecodziennych sytuacjach przy torach. (…) Pozostało albo wyrobienie sobie w stosownym ZLK uprawnień albo unikać miejsc, które mogą być uznane za własność PLK.

- pisał autor tego typu nagrań.
REKLAMA

Z kolei we wrześniu PKP Intercity zakazało pracownikom rejestrowanie wnętrz pojazdu i tras, po których pociągi jeżdżą. Od tego czasu niemożliwe jest nagrywanie filmików z perspektywy maszynisty. Takie nagrania cieszyły się sporą popularnością, ale w związku z agresją Rosji na Ukrainę i ewentualnymi możliwymi wrogimi działaniami na terenie naszego kraju niektórzy uznają, że mogą stanowić pewnego rodzaju wskazówkę dla nieprzyjaciela.

Zdania pewnie są podzielone – niektórzy będą twierdzić, że szpieg i tak poradzi sobie z zakazami, więc jak będzie chciał się czegoś dowiedzieć, to i tak to zrobi. Dlatego też nowe przepisy uderzą przede wszystkim w szarego obywatela, który będzie musiał użerać się z nieprzyjemnymi ochroniarzami. Z drugiej strony łatwo odbić piłeczkę i zapytać, dlaczego mielibyśmy potencjalnym szpiegom pracę ułatwiać. Pewnie nerwowe stanowisko wobec zakazu nieco załagodzić może fakt, że nie wszędzie tabliczki się pojawią.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA