Koniec z hałasem i zanieczyszczeniami. Polskie miasta zatrudniają owce
W wielu polskich miastach głośno dyskutowano o problemie, jakim jest zbyt częste koszenie trawników. Podczas panującej suszy i w czasie rosnących temperatur to wręcz strzelanie sobie w stopę. Czasami jednak kosić trzeba. W Katowicach uznano, że można kosić, a przy tym robić to w sposób ekologiczny. I naturalny – zatrudniając… owce.
Zakład Zieleni Miejskiej zatrudnił 35 owiec kaukaskich, które zadbają o teren w Brynowie. „Taki ekologiczny sposób utrzymania terenów trawiastych (które dotychczas utrzymywane były mechanicznie) powoduje mniej zanieczyszczeń, a dodatkowo zwierzęta użyźniają i nawożą ziemię – czyli same korzyści” – podkreśla katowicki ZZM.
Teren w dzielnicy ma ok. 1 tys. mkw., więc owce mają co robić. Jak relacjonował dyrektor Zakładu Zieleni Miejskiej Mieczysław Wołosz, pomysł najpierw wydawał mu się szalony, ale skoro u innych się udało, to dlaczego by nie spróbować u siebie. A nie trzeba było daleko się rozglądać, żeby zobaczyć, że to działa. Rok temu na podobny krok zdecydowano się w Gliwicach.
Owce świetnie sobie radzą z koszeniem. Dzięki takim naturalnym kosiarkom zdecydowanie ograniczamy używanie kosiarek spalinowych, które są źródłem zanieczyszczeń powietrza i sporego hałasu. Według Światowej Organizacji Zdrowia to właśnie hałas zajmuje w Europie drugie miejsce, zaraz po zanieczyszczeniu powietrza, jako największe zagrożenie środowiskowe. A my staramy się podejmować działania na rzecz ekologii i edukacji.
– wyjaśniała Magdalena Budny, prezes Przedsiębiorstwa Zagospodarowania Odpadów.
W Gliwicach najpierw postawiono na 50 owiec kameruńskich, które zaczęły pracę rok temu. W tym roku skład liczył już 70 zwierząt. Zwierzęta od samego początku miały zapewnioną opiekę pasterza, są regularnie dokarmiane warzywami i pojone czystą wodą, a na czas jesienno-zimowy znajdują schronienie w odpowiednio przygotowanej zagrodzie. W maju 2023 do owiec dołączyli nowi członkowie: para owiec walliserskich oraz trzy kuce szetlandzkie.
Pomysłodawcy zwracają uwagę na dwie kwestie – ekologię i brak hałasu
Dlaczego tradycyjne koszenie trawy w miastach okazało się być problematyczne? Powodów jest kilka, a najlepszym podsumowaniem jest eksperyment dr Joanny Kajzer-Bonk i dr Justyny Kierat z Wydziału Biologii UJ. Badaczki sprawdziły, czym różni się trawnik skoszony od tego nieruszanego ostrzem kosiarki.
Nieskoszony trawnik okazał się bardziej stabilnym mikrosiedliskiem, o niższej temperaturze i mniejszych wahaniach wilgotności, co jest potencjalnie wielką szansą i tanim sposobem na obniżanie temperatury w miejskich wyspach ciepła
- wykazało porównanie.
Badania na większą skalę to potwierdzają. Z publikacji wynika, że po sześciu latach od zmniejszenia intensywności koszenia (z intensywnego do ograniczonego na raz-dwa razy w sezonie) na trawnikach rosło o 30 proc. więcej gatunków roślin. Różnorodność trawników to większa stołówka dla innych stworzeń.
Na Spider's Web pisaliśmy o korzyściach z niekoszenia i problemach miejskiej roślinności:
Przeciwnicy częstego sięgania po elektryczne kosy cytują badania z Newcastle w Australii, według których strzyżenie trawników miejskich odpowiada za 5,2 proc. całkowitej emisji tlenku węgla (CO) i 11,6 proc. całkowitej emisji węglowodorów niemetanowych (NMHC) w mieście.
Australijskie badania prowadzone na koszonych pastwiskach wykazały, że toksyczne substancje wydzielają się również ze ściętych liści i schnącego ziela traw. Z tego właśnie powodu koszenie znacząco zwiększa zanieczyszczenie powietrza lotnymi związkami organicznymi (LZO, ang. volatile organic compounds). Związki te są wydzielane naturalnie przez rośliny – w niewielkim stężeniu. Jednak po cięciu obserwuje się stukrotny wzrost emisji. Szczególnie duże znaczenie ma wtórne zanieczyszczenie powietrza substancjami powstającymi w wyniku reakcji chemicznych, jakie zachodzą w środowisku z udziałem lotnych związków organicznych. W taki sposób powstaje np. trujący dla człowieka ozon troposferyczny (przygruntowy), który na obszarach miejskich jest najistotniejszym czynnikiem powstawania niebezpiecznego smogu fotochemicznego.
- podkreślają członkowie Fundacji Łąka.
Kolejnym problemem jest hałas – spalinowa kosiarka może być tak samo głośna, jak przejeżdżający obok motocykl. „Zabierając się za koszenie warto więc pamiętać, że bierzemy do rąk jedno z najgłośniejszych narzędzi, jakimi posługujemy się w pracach przydomowych, co nie jest pozbawione konsekwencji zdrowotnych ani dla operatora sprzętu ani dla osób zmuszanych do słuchania jego pracy” – podkreślono na portalu corazglosniej.pl, gdzie autorzy zajmują się analizą źródeł hałasu i ich wpływie na nasze zdrowie. Tego typu urządzenia są w stanie wytworzyć od 95 dB (pchane kosiarki spalinowe) do 105 dB (traktorki). Co więcej – w przypadku kos spalinowych może być to nawet do 108 dB.
Zaraz, zaraz – ale czy owce są ekologiczne?
Niektórzy przypominają, że zwierzęta hodowlane „produkują” metan, który jest efektem ich procesów trawiennych. Już w 2015 roku serwis Nauka o Klimacie walczył z mitem powstałym na bazie tego faktu. Jak zaznaczono układy pokarmowe wszystkich przeżuwaczy w sumie odpowiadają za ok. ¼ całkowitych emisji związanych z ich hodowlą. Owszem, to dużo, ale głównie dlatego, że sama hodowla emituje potężną ilość zanieczyszczeń, co jest zasługą wylesiania, produkcji paszy czy samego utrzymywania ogromnych hodowli.
Stwierdzenie, że trawienie zwierząt hodowlanych odpowiada za takie samo zanieczyszczenie co transport, jest więc pójściem na skróty i pomijaniem całego skomplikowanego tła. W książce „Sorry, taki mamy ślad węglowy” Mike Berners-Lee zaznaczył, że ok. 27 proc. wszystkich strat drzewostanu wiąże się z pozyskiwaniem pod uprawy na cele komercyjne, w tym właśnie soi na paszę dla zwierząt czy wołowiny. Skromny trawiasty kawałek naszych osiedli to przy tym naprawdę nic.