Psi mocz to zabójca roślinności. W polskich miastach powstają piesuary
W miastach coraz częściej spotyka się świeże rabaty kwiatów otoczone niskimi płotkami i zakazy wyprowadzania psa na terenach obsianych trawą. Może się to wydawać kontrintuicyjne – chyba lepiej, żeby pies załatwił się na trawniku niż na chodniku, prawda? Tymczasem jest bardzo dobry powód, by nasze czworonogi nie oddawały moczu na młodą zieleń.
Dobrze wychowany pies raczej nie załatwi się na chodniku, bo tak jest uczony od małego. Od pierwszych dni, czy to w domu, czy w hodowli, psiaki przyzwyczajane są albo do załatwiania się na specjalnych matach (co działa w okresie wczesno-szczenięcym), albo załatwiania się na trawiastym podłożu. W końcu nie chcemy, by pies sikał na klatce schodowej lub załatwiał „cięższe potrzeby” na polbruku przed blokiem, czyż nie?
Dlatego też – całkiem zasadnie – opiekunowie czworonogów wyprowadzają swoich podopiecznych na trawniki i tereny zielone, co jest zarówno bardziej komfortowe dla psa, jak i bardziej estetyczne dla ludzi. Niestety okazuje się, że nie zawsze i nie wszędzie wpuszczanie psa na teren zielony to dobry pomysł. Niewykastrowane samce, z naturalną potrzebą znaczenia terytorium, w szczególnej mierze mogą dokonać prawdziwego spustoszenia w okolicznej zieleni czy w przydomowym ogródku. Z czego to wynika?
Psi mocz to zabójca roślin.
Zapewne każdy kojarzy „plamy” na trawnikach, czy to w ogródkach, czy to w miastach. Miejsca, gdzie trawa zżółkła i obumarła, choć wszędzie dookoła widać piękną, bujną zieleń. Te „plamy” to prawdopodobnie miejsca, gdzie załatwiały się psy. Jako że psy mają tendencję do załatwiania się w tym samym miejscu, gdzie ich pobratymcy, by oznaczać terytorium lub przykrywać zapach innego psa (a także – według niektórych badań – okazywać swój status), stężenie moczu w konkretnych miejscach bywa bardzo wysokie. To zaś oznacza również wysokie stężenie azotu, który jest w psim moczu obecny. Azot wytwarzany jest w wyniku naturalnego rozpadu białka, a następnie jest wydalany wraz z moczem. W niewielkich ilościach działa on jak nawóz, jednak przy regularnym „podlewaniu” konkretnego miejsca na trawie pojawiają się przebarwienia lub właśnie „plamy”.
Jeszcze bardziej problematyczne jest „podlewanie” przez psiaki świeżo posadzonych roślin i krzewów. To właśnie dlatego świeżo obsadzone klomby w miastach tak często otaczane są niskimi płotkami lub oznaczane tabliczkami, by czworonoga nie wpuszczać. Wielu ludzi ignoruje te oznaczenia, wychodząc z założenia, że mają one służyć zapobieganiu zadeptania trawy i roślin. Opiekunowie małych piesków często więc sądzą, że taki zakaz dotyczy tylko dużych czworonogów, bo to one mogłyby swoją masą zadeptać świeżo posadzone rośliny. Tymczasem wcale nie chodzi o zadeptanie (choć duże psy oczywiście mogą zniszczyć roślinność w ten sposób), ani nawet o to, że opiekun nie posprząta o swoim psiaku, lecz o usychanie roślinności.
Dotyczy to zwłaszcza młodych drzew i krzewów; azot w moczu psa powoduje, że krzewy brunatnieją, a ich pędy zamierają, więc krzew obumiera nim zdąży wyrosnąć. To samo dotyczy drzew – regularnie obsikiwane drzewka usychają. Jest to problem zarówno w podmiejskim ogródku pełnym tuj, jak i w miejskiej alejce pełnej sadzonek wierzb.
Dla jasności – w świetle polskiego prawa „zakaz” wprowadzania psów na teren publiczny jest nielegalny i można go traktować wyłącznie w kategorii prośby. Tabliczkę zabraniającą nam wyprowadzenia czworonoga na trawnik pod blokiem możemy zignorować i nie dotkną nas z tego tytułu żadne konsekwencje (co innego na terenie prywatnym). To samo dotyczy placów zabaw, gdzie nieważne, jak bardzo nie życzyłyby sobie tego wszystkie mamusie, mamy pełne prawo wejść z psem. Nie można też zabronić wyjścia z psem na terenie wspólnoty mieszkaniowej.
Czasem jednak warto zastosować się do prośby wyrażonej tym znakiem, zwłaszcza jeśli chcemy cieszyć się miłą dla oka roślinnością w okolicy. Ale co w takim razie z dobrem czworonoga?
Gdzie psy mogą chodzić się załatwić potrzebę bez obaw?
Odpowiedź na to pytanie brzmi: niemal wszędzie. W miastach problem załatwiania się na drzewa często rozwiązują latarnie uliczne, na których czworonogi z lubością zostawiają po sobie ślad, czy też stojące przy chodnikach znaki drogowe. Nie ma też żadnego problemu, by pies obsikał starsze drzewo czy krzew, bo z biegiem czasu nawet wysokie stężenie azotu w psim moczu przestaje im szkodzić.
Jest też szereg działań, które można podjąć, by w ogóle nie trzeba było się zastanawiać nad tym tematem, zarówno w ogródku, jak i w przestrzeni miejskiej.
Chcąc uniknąć „plam” na trawie w ogródku, możemy np. zastosować mieszankę trawy odporną na wysokie stężenie azotu. Kupimy ją w każdym porządnym sklepie ogrodniczym. Możemy też wbić w kilku miejscach drewniane słupki i przyzwyczaić psa, by załatwiał się właśnie tam (choć ten sposób zadziała raczej wyłącznie na samce, z oczywistych względów).
W przestrzeniach miejskich natomiast już dziś możemy zaobserwować bodaj najlepsze rozwiązanie, by wszyscy byli zadowoleni – tzw. piesuary.
Mają one formę albo perforowanego słupka wypełnionego zapachem wabiącym psy, albo betonowego stożka z otworami, przez które psi mocz spływa do komory, której zapach wabi inne psy. Taki piesuar możemy też oczywiście postawić we własnym ogrodzie (to koszt nieco ponad 100 zł), ale w przestrzeni publicznej szczególnie dobrze spełnia on swoje zadanie, odciągając psy od młodych drzewek i krzewów, a także obsikiwania chodników, śmietników i ławek.
W Polsce również możemy spotkać takie punkty, m.in. w Warszawie czy Gdańsku, gdzie stoi już po kilka piesuarów. Jednak aby ta koncepcja się przyjęła, takie punkty powinny stać w każdym mieście, dosłownie w setkach miejsc, aby ułatwić życie i czworonogom, i ich opiekunom. Trudno bowiem oczekiwać, że ktoś np. będzie szedł kilometr z psem, który musi się załatwić. Biorąc jednak pod uwagę fakt, że jest to rozwiązanie bardzo proste i relatywnie tanie w implementacji, pozostaje mieć nadzieję, że przyjmie się ono na szeroką skalę także w Polsce. A wtedy problem obsikiwania młodej zieleni i bezprawnych tabliczek zniknie na dobre.