REKLAMA
  1. Spider's Web
  2. Nauka
  3. Ekologia

Psi mocz to zabójca roślinności. W polskich miastach powstają piesuary

W miastach coraz częściej spotyka się świeże rabaty kwiatów otoczone niskimi płotkami i zakazy wyprowadzania psa na terenach obsianych trawą. Może się to wydawać kontrintuicyjne – chyba lepiej, żeby pies załatwił się na trawniku niż na chodniku, prawda? Tymczasem jest bardzo dobry powód, by nasze czworonogi nie oddawały moczu na młodą zieleń.

15.08.2022
8:06
Psi mocz to zabójca młodej roślinności. Pomóc mogą piesuary
REKLAMA

Dobrze wychowany pies raczej nie załatwi się na chodniku, bo tak jest uczony od małego. Od pierwszych dni, czy to w domu, czy w hodowli, psiaki przyzwyczajane są albo do załatwiania się na specjalnych matach (co działa w okresie wczesno-szczenięcym), albo załatwiania się na trawiastym podłożu. W końcu nie chcemy, by pies sikał na klatce schodowej lub załatwiał „cięższe potrzeby” na polbruku przed blokiem, czyż nie?

REKLAMA

Dlatego też – całkiem zasadnie – opiekunowie czworonogów wyprowadzają swoich podopiecznych na trawniki i tereny zielone, co jest zarówno bardziej komfortowe dla psa, jak i bardziej estetyczne dla ludzi. Niestety okazuje się, że nie zawsze i nie wszędzie wpuszczanie psa na teren zielony to dobry pomysł. Niewykastrowane samce, z naturalną potrzebą znaczenia terytorium, w szczególnej mierze mogą dokonać prawdziwego spustoszenia w okolicznej zieleni czy w przydomowym ogródku. Z czego to wynika?

Psi mocz to zabójca roślin.

Zapewne każdy kojarzy „plamy” na trawnikach, czy to w ogródkach, czy to w miastach. Miejsca, gdzie trawa zżółkła i obumarła, choć wszędzie dookoła widać piękną, bujną zieleń. Te „plamy” to prawdopodobnie miejsca, gdzie załatwiały się psy. Jako że psy mają tendencję do załatwiania się w tym samym miejscu, gdzie ich pobratymcy, by oznaczać terytorium lub przykrywać zapach innego psa (a także – według niektórych badań – okazywać swój status), stężenie moczu w konkretnych miejscach bywa bardzo wysokie. To zaś oznacza również wysokie stężenie azotu, który jest w psim moczu obecny. Azot wytwarzany jest w wyniku naturalnego rozpadu białka, a następnie jest wydalany wraz z moczem. W niewielkich ilościach działa on jak nawóz, jednak przy regularnym „podlewaniu” konkretnego miejsca na trawie pojawiają się przebarwienia lub właśnie „plamy”.

 class="wp-image-2298807"

Jeszcze bardziej problematyczne jest „podlewanie” przez psiaki świeżo posadzonych roślin i krzewów. To właśnie dlatego świeżo obsadzone klomby w miastach tak często otaczane są niskimi płotkami lub oznaczane tabliczkami, by czworonoga nie wpuszczać. Wielu ludzi ignoruje te oznaczenia, wychodząc z założenia, że mają one służyć zapobieganiu zadeptania trawy i roślin. Opiekunowie małych piesków często więc sądzą, że taki zakaz dotyczy tylko dużych czworonogów, bo to one mogłyby swoją masą zadeptać świeżo posadzone rośliny. Tymczasem wcale nie chodzi o zadeptanie (choć duże psy oczywiście mogą zniszczyć roślinność w ten sposób), ani nawet o to, że opiekun nie posprząta o swoim psiaku, lecz o usychanie roślinności.

Dotyczy to zwłaszcza młodych drzew i krzewów; azot w moczu psa powoduje, że krzewy brunatnieją, a ich pędy zamierają, więc krzew obumiera nim zdąży wyrosnąć. To samo dotyczy drzew – regularnie obsikiwane drzewka usychają. Jest to problem zarówno w podmiejskim ogródku pełnym tuj, jak i w miejskiej alejce pełnej sadzonek wierzb.

Dla jasności – w świetle polskiego prawa „zakaz” wprowadzania psów na teren publiczny jest nielegalny i można go traktować wyłącznie w kategorii prośby. Tabliczkę zabraniającą nam wyprowadzenia czworonoga na trawnik pod blokiem możemy zignorować i nie dotkną nas z tego tytułu żadne konsekwencje (co innego na terenie prywatnym). To samo dotyczy placów zabaw, gdzie nieważne, jak bardzo nie życzyłyby sobie tego wszystkie mamusie, mamy pełne prawo wejść z psem. Nie można też zabronić wyjścia z psem na terenie wspólnoty mieszkaniowej.

Czasem jednak warto zastosować się do prośby wyrażonej tym znakiem, zwłaszcza jeśli chcemy cieszyć się miłą dla oka roślinnością w okolicy. Ale co w takim razie z dobrem czworonoga?

Gdzie psy mogą chodzić się załatwić potrzebę bez obaw?

Odpowiedź na to pytanie brzmi: niemal wszędzie. W miastach problem załatwiania się na drzewa często rozwiązują latarnie uliczne, na których czworonogi z lubością zostawiają po sobie ślad, czy też stojące przy chodnikach znaki drogowe. Nie ma też żadnego problemu, by pies obsikał starsze drzewo czy krzew, bo z biegiem czasu nawet wysokie stężenie azotu w psim moczu przestaje im szkodzić.

Jest też szereg działań, które można podjąć, by w ogóle nie trzeba było się zastanawiać nad tym tematem, zarówno w ogródku, jak i w przestrzeni miejskiej.

Chcąc uniknąć „plam” na trawie w ogródku, możemy np. zastosować mieszankę trawy odporną na wysokie stężenie azotu. Kupimy ją w każdym porządnym sklepie ogrodniczym. Możemy też wbić w kilku miejscach drewniane słupki i przyzwyczaić psa, by załatwiał się właśnie tam (choć ten sposób zadziała raczej wyłącznie na samce, z oczywistych względów).

W przestrzeniach miejskich natomiast już dziś możemy zaobserwować bodaj najlepsze rozwiązanie, by wszyscy byli zadowoleni – tzw. piesuary.

 class="wp-image-2298804"
Piesuar w Warszawie. Źródło: Naszemiasto.pl
REKLAMA

Mają one formę albo perforowanego słupka wypełnionego zapachem wabiącym psy, albo betonowego stożka z otworami, przez które psi mocz spływa do komory, której zapach wabi inne psy. Taki piesuar możemy też oczywiście postawić we własnym ogrodzie (to koszt nieco ponad 100 zł), ale w przestrzeni publicznej szczególnie dobrze spełnia on swoje zadanie, odciągając psy od młodych drzewek i krzewów, a także obsikiwania chodników, śmietników i ławek.

W Polsce również możemy spotkać takie punkty, m.in. w Warszawie czy Gdańsku, gdzie stoi już po kilka piesuarów. Jednak aby ta koncepcja się przyjęła, takie punkty powinny stać w każdym mieście, dosłownie w setkach miejsc, aby ułatwić życie i czworonogom, i ich opiekunom. Trudno bowiem oczekiwać, że ktoś np. będzie szedł kilometr z psem, który musi się załatwić. Biorąc jednak pod uwagę fakt, że jest to rozwiązanie bardzo proste i relatywnie tanie w implementacji, pozostaje mieć nadzieję, że przyjmie się ono na szeroką skalę także w Polsce. A wtedy problem obsikiwania młodej zieleni i bezprawnych tabliczek zniknie na dobre.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA