Fotowoltaika na wodzie może zasilić tysiące miast na całym świecie
Jesteśmy już przyzwyczajeni do widoku ogromnych paneli na polach czy prywatnych ogródkach i działkach, coraz częściej tego typu instalacje pojawiają się na dachach bloków czy też nawet balkonach. Naukowcy zwracają uwagę, że warto panele kłaść na tafli wody. Korzyści mogą być imponujące, ale rodzi się pytanie, czy aż tak bardzo chcemy ingerować w przyrodę.
Z badania opublikowanego na łamach Nature Sustainability wynika, że ponad 6 tys. miast z 124 państw na całych świecie można zaopatrzyć w prąd pochodzący z paneli instalowanych na zbiornikach wodnych. Wystarczyłoby, że pokryłyby 30 proc. powierzchni, a całe zapotrzebowanie na prąd w tych lokacjach byłoby zagwarantowane.
Zespół naukowców podkreśla jednak, że głównie chodzi o małe miejscowości, takie do 50 tys. mieszkańców. To jednak i tak całkiem sporo lokalizacji. Jeśli na dodatek weźmiemy pod uwagę fakt, że obecne farmy fotowoltaiczne zajmują ogromne połacie terenu, stanowiąc konkurencję choćby rolnictwu, to taka energia pochodząca ze słońca może być bardzo pożyteczna.
Korzyści z pływających farm fotowoltaicznych jest więcej
Woda lepiej chłodzi instalacje (tymczasem podczas upałów ich wydajność spada nawet o 25 proc.), zaś ta z kolei chroni dany zbiornik przed parowaniem i wzrostem alg. Oczywiście montaż należałoby przeprowadzić z głową, aby w razie czego nie doprowadzić do zmniejszenia się zawartości tlenu w wodzie, co wpłynęłoby na życie pływających stworzeń, ale przynajmniej w teorii pomysł ma dużo sensu.
Zresztą to nie jest teoria. Nawet w Polsce powstają już tego typu skromne, testowe instalacje. Jesienią pisaliśmy o fotowoltaice zamontowanej w Gdańsku w Stogach na zlecenie Gdańskiej Agencji Rozwoju Gospodarczego. Składa się ze 110 paneli o mocy 49,5 kW. Zainteresowanych takimi rozwiązaniami jest więcej, ale ciągle jesteśmy na początku drogi.
Panele na wodzie. Niby fajnie, ale nie do końca
- Potencjał dla pływającej fotowoltaiki oceniamy na ok. 3 GW i to tylko uwzględniając zbiorniki sztuczne, np. pokopalniane, retencyjne, osadnikowe, czy zaporowe przy elektrowniach wodnych - mówił w rozmowie z swiatoze.pl Piotr Musiał, prezes Antamion.
No właśnie, o ile w przypadku zbiorników sztucznych - których pewnie wraz z wygaszaniem kopalni będzie przybywać - taka inwestycja nie szokuje, bo i tak nie ma tam niczego "wartościowego", tak już w nowej pracy naukowców mówi się ogólnie o zbiornikach wodnych, więc zliczają się też te cenne przyrodniczo.
Czy chcielibyśmy oddać kolejne poletko inwestycjom zaburzającym krajobraz? Niby cel jest szczytny, ale przecież potrzebujemy miejsc "dzikich". Potencjał jest, ale wątpliwości również są obecne.