Zarobił 71 mld zł w trzy miesiące, ale i tak zwalnia 10 tys. ludzi
16,4 mld dol, czyli ok 71 mld zł - tak dobrze czytacie - siedemdziesiąt jeden miliardów zł - tyle Microsoft zarobił w 3 ostatnie miesiące 2022 r., po czym ogłosił rundę zwolnień 10 tys. swoich pracowników.
Dla pełnej jasności - przychód wyniósł 52,7 mld dol i był o 2 proc. wyższy niż przed rokiem. Wynik finansowy spadł o 12 proc. do poziomu właśnie 16,4 mld dol. Wiadomo, spadek rentowności nie jest przyjemny; no, ale należy wziąć pod uwagę skalę zysków firmy z Redmond. 16,4 mld dol. w zaledwie 3 miesiące to wynik wciąż niebotyczny, nie do osiągnięcia przez jakieś 99 proc. biznesów na świecie, w tym większości branży tech.
Co więcej, mimo wciąż mocno chwiejnego rynku PC, Microsoft skutecznie zwiększa swój biznes w przemyśle chmurnym - tutaj wzrost rok do roku wyniósł aż 18 proc. do poziomu 21,5 mld dol przychodu. To oznacza, że cloud computing jest już głównym rynkiem działalności Microsoftu. Dywizja sprzedająca sprzęt i oprogramowanie komputerowe, w tym oczywiście Windows, Xbox, Surface, aktualnie przynosi firmie 14,2 mld dol obrotu (spadek o 19 proc. r/r), przy czym zauważalnie spadkowy trend dotyczy głównie sprzedaży licencji Windowsa producentom komputerów PR (39 proc.).
Około 10-procentowy spadek zysku - tak planuje Microsoft na kolejne kwartały 2023 r.
Kryzys? Patrząc na suche odczyty procentowe - tak, tendencja spadku rentowności oznacza spowolnienie. Patrząc jednak na konkretne liczby, trudno mówić o czymś niepokojącym. Dziesiątki mld dol zarabianych na czysto co 3 miesiące pozwala zarządcom Microsoftu spać raczej spokojnie.
Niestety ich pracownicy spać spokojnie nie mogą
Ogłoszone kilka dni temu planowane zwolnienia 10 tys. osób są drugim największym tego typu procesem w historii Microsoftu (w 2014 r. zwolniono 18 tys. ludzi). I oczywiście należy wziąć pod uwagę, że w 2022 r. Microsoft przyjął do pracy rekordowe 40 tys. nowych pracowników, w tym 6,5 tys. przejętych razem z firmą Nuance i 1,5 tys. z Xandr (część AT&T, którą kupił Microsoft), ale mimo wszystko skala zwolnień może budzić grozę.
Oczywiście stoi to wszystko w korelacji z tym, co się dzieje aktualnie na całym rynku post-pandemicznego techa
Facebook zwolnił 11 tys. ludzi. Amazon - 18 tys. osób. Google - 12 tys. Masowo zwalniają też Salesforce, Twitter i Spotify, by wymienić tylko te najbardziej nośne nazwy firm technologicznych. Trend jest jednoznaczny i trudno go odbierać inaczej niż przygotowywanie się na ciężkie kolejne kwartały 2023 r.
Trudno jednak oprzeć się myśli, że trudności spotykają głównie tych najsłabszych w długim łańcuchu pokarmowym rynku - pracowników, a następnie zwykłych konsumentów. Taki Microsoft nie dość, że wciąż zarabia i będzie zarabiał kolosalne miliardy w kolejnych kwartałach, to rzuca właśnie 10 mld dol na narzędzie AI - Chat GPT. Jasne, to hitowy projekt, który - jak pięknie opisał Maciek Gajewski - wygląda na 'next big thing' świata technologii. Jego wymierny aspekt biznesowy to jednak raczej melodia dość odległej przyszłości.
Rynek pracy w USA jest zupełnie różny od tego w Europie. Tam pracownicy są dużo słabiej chronieni, a giganci biznesu mogą z dnia na dzień wyrzucić na bruk dziesiątki tysięcy ludzi płacąc im naprawdę mizerne odprawy.
Czytaj też: Zwolnienia grupowe - zasady i procedury
To, co się ostatnio dzieje na rynku największych firm technologicznych świata, jest jednak mocno niepokojące nie tylko ze względu na owczy pęd wśród zwalniających, ale również dlatego, że powoduje to samonapędzającą się przepowiednię kryzysu. Wśród odbiorców kolejnych komunikatów o zwolnieniach na pewno nie ma szerokiego zrozumienia faktu, iż te firmy wciąż zarabiają potężne miliardy dolarów na czysto. Pojawia się jednak niepokój o to, co będzie - skoro tacy giganci zwalniają, to na pewno inni też będą mieć zaraz problemy. Dodajmy do tego tych nieszczęsnych wyrzucanych na bruk dobrze wcześniej opłacanych pracowników i mamy gotowy przepis na pełzającą katastrofę.
Bo przecież żaden gigant typu Microsoft, czy Google nie funkcjonuje w oderwaniu od rzeczywistości. Są ważnymi graczami, którzy wręcz sterują gospodarkami światowymi. I na pewno będą odpowiedzialni za sporą część dramatu ekonomicznego, który nadchodzi.