Dwa miesiące z Samsungiem Galaxy Z Flip 4 - recenzja długoterminowa
Istnieje tylko jeden powód, dla którego Samsung Galaxy Z Flip 4 nie jest jeszcze moim prywatnym telefonem. Po dwóch miesiącach testów nie mam serca się z nim rozstać.
Nie jest tajemnicą, że jestem wielkim fanem składanych smartfonów. Podczas gdy większość moich redakcyjnych, a nawet branżowych kolegów uważa je za bezsens, ja widzę realne zalety z korzystania z tego typu konstrukcji na co dzień. Z racji wykonywanej pracy miałem też okazję spędzić więcej czasu z niemal każdym liczącym się na rynku składakiem, a tylko ubiegły rok dzieliłem niemal po równo na pół między Samsungiem Galaxy Z Flip 3 i Galaxy Z Fold 3.
Mimo tego, że doceniam możliwości większego ze składanych smartfonów, serduszkiem zawsze byłem bliżej następcy telefonów z klapką. Od pierwszej chwili, gdy wziąłem do ręki Samsunga Galaxy Flip 5G wiedziałem, że to jest to. Samsung Galaxy Z Flip 3 był zaś tak dobry, a do tego tak rozsądnie wyceniony, że polecałem go na prawo i lewo. I w końcu przyszła premiera Samsunga Galaxy Z Flip 4, po której wielu ludzi… wzruszyło ramionami. Bo faktycznie, różnice na papierze wydają się nieznaczne.
Po dwóch miesiącach widzę jednak, że choć różnic między Z Flip 3 a Z Flip 4 nie ma wiele, to są one na tyle istotne w codziennym użytkowaniu, że naprawdę warto sięgnąć po nowszy model.
Jeśli zastanawiasz się, po co komu składany smartfon, odsyłam do poprzedniego tekstu:
- Czytaj również: Na co komu składany telefon? Mam trochę argumentów.
Teraz zaś przyjrzyjmy się, jak spisuje się Galaxy Z Flip 4 po dwóch miesiącach intensywnego użytkowania.
Dwa miesiące z Samsungiem Galaxy Z Flip 4.
Samsung Galaxy Z Flip 4 jest w mojej kieszeni już niemal dwa miesiące. Przez 90 proc. tego czasu służył mi jako główny telefon, z którego korzystałem każdego dnia jak ze swojego. Dzwoniłem z niego, słuchałem na nim muzyki, robiłem zdjęcia, komunikowałem się z zespołem w pracy. Byłem z nim też za granicą, sprawdzałem go w warunkach idealnych i bardzo dalekich ideałowi (na przykład na plaży podczas zabawy z psem).
Po tym czasie wiem, że gdyby nie jedna kwestia, wymieniłbym mojego prywatnego iPhone’a 13 Pro bez cienia żalu i chwili zastanowienia. Ale o tym za chwilę.
Zacznijmy od tego, że Samsung Galaxy Z Flip 4 w codziennym użytkowaniu spisuje się nie tylko nieporównywalnie lepiej od Galaxy Z Flipa 3, ale też bez porównania lepiej od… całej serii Samsungów Galaxy S22! Zawdzięcza to oczywiście zastosowaniu innego procesora. Qualcomm Snapdragon 8+ gen 1 to demon wydajności i choć w obudowie Z Flipa 4 nie osiąga aż tak spektakularnych wyników, jak w smartfonach gamingowych, to jego codzienna szybkość jest powalająca.
Galaxy Z Flip 3 miewał problemy z przegrzewaniem się, więc istniała uzasadniona obawa, że Z Flip 4 – zwłaszcza z mocniejszym procesorem – również będzie miał taki problem. Z moich osobistych doświadczeń wynika jednak, że występuje on ekstremalnie rzadko. Użytkownicy donoszą, że smartfonowi zdarza się przegrzać podczas korzystania z bezprzewodowego Android Auto. Podczas korzystania z przewodowego Android Auto takiego problemu jednak nie ma, a też w żadnym innym przypadku nie spotkałem się choćby z jedną sytuacją, w której telefon nagrzałby się do takiego stopnia, by zauważalnie zwolnić.
Nowy procesor rodził też pewne obawy o czas pracy. Samsung co prawda zwiększył akumulator składanego modelu do 3700 mAh, ale nie sądziłem, by przełożyło się to na realnie dłuższy czas pracy względem Z Flipa 3. Myliłem się.
Tak jak Galaxy Z Flip 3 czasami nie dawał rady dociągnąć do końca dnia przy normalnym użytkowaniu, tak Z Flip 4 ani razu mnie nie zawiódł. Owszem, kończyłem dni mając 10, góra 15 proc. zapasu energii, ale moje dni zwykle są bardzo długie – zazwyczaj odłączam telefon od gniazdka o 6:00 i podłączam o 24:00. I dodam też, że Z Flip 4 wytrzymywał cały dzień nie tylko mając na liczniku średnio 4 godziny czasu przed ekranem, ale też z ustawicznym połączeniem Bluetooth z Garminem Fenix.
Gdybym użytkował telefon intensywniej, pewnie udałoby mi się rozładować Z Flipa 4 przed końcem dnia. Nie twierdzę, że jest to czempion wydajności energetycznej, bo tak oczywiście nie jest. Niemniej jednak w normalnym użytkowaniu akumulator tego telefonu jest więcej niż satysfakcjonujący.
Niestety satysfakcjonujący nie jest jego czas ładowania. Samsung nadal upiera się przy ładowaniu o maksymalnej mocy 25W i to jest jakiś dramat na tle współczesnych smartfonów (nie licząc iPhone’a, tam jest jeszcze gorzej). Malutki akumulator Z Flipa 4 ładuje się do pełna prawie dwie godziny. Jeśli więc rozładuje się w ciągu dnia, to małe są szanse na to, że zdążymy go podładować przed wieczornym wyjściem na miasto.
Ale dość tego narzekania, bo ten wolny czas ładowania to naprawdę niewielki minus w porównaniu do tego, jak cudownym, unikatowym doświadczeniem jest korzystanie z Z Flipa 4 na co dzień. Niezmiennie uwielbiam format telefonu z klapką, bo dzięki niemu mam najlepsze z dwóch światów – telefon, który wszędzie się mieści i telefon, który po rozłożeniu pozwala mi wygodnie oglądać jutubka, przeglądać social media i czytać artykuły.
Kombinacja ekranu 120 Hz i ponadprzeciętnych głośników stereo zachwyca, zwłaszcza gdy dodamy do tego możliwość zgięcia ekranu i używania telefonu jako samoistnego stojaka. Korzystałem z tej możliwości niemal każdego ranka do porannej kawy – stawiałem telefon na blacie przed sobą, odpalałem podcast na YouTubie lub Spotify i mogłem w spokoju zjeść śniadanie bez konieczności trzymania telefonu w dłoniach, by móc coś obejrzeć w czasie jedzenia.
Oczywiście będąc w temacie ekranu nie mogę pominąć wgłębienia w składanym ekranie, bo działa ono polaryzująco na ludzi. Tak, mają rację ci, którzy mówią, że Samsung powinien już wyewoluować poza to wgłębienie, jak zrobiło to Xiaomi czy Huawei. Jednak robienie z tego wgłębienia jakiegoś deal-breakera to komedia uprawiana przez ludzi, którzy nigdy tego telefonu nie mieli w dłoniach na dłużej niż 5 minut. Wgłębienie w niczym nie przeszkadza. Przez znakomitą większość czasu ani go nie widać, ani go nie czuć, bo bardzo rzadko zdarza się, byśmy przesuwali palcem idealnie przez środek ekranu. Po kilku dniach z Galaxy Z Flipem 4 przestajemy na niego zwracać uwagę. Jeśli mam być szczery, to bardziej przeszkadza mi po roku notch w iPhonie 13 Pro niż przeszkadza mi delikatny żleb w wyświetlaczu składanego Samsunga.
Dodam też jedną małą rzecz, która mnie bardzo cieszy - lepszy czytnik linii papilarnych. W Z Flip 3 zdarzało mi się mieć problem z odblokowaniem telefonu. Tu takiego problemu nie miałem ani razu.
Aparat w końcu przestał być słabą stroną Galaxy Z Flip.
O ile Galaxy Z Flip 3 nie miał jakiegoś tragicznego aparatu, tak trudno było go nazwać bardzo dobrym. Był przeciętny, ot co. Samsung Galaxy Z Flip 4 na papierze ma ten sam układ aparatów, ale to tylko częściowo prawda. Główny sensor 12 Mpix to inna jednostka, z większym rozmiarem pikseli, co wyraźnie przekłada się na zachowanie aparatu w nieidealnych warunkach oświetleniowych.
Widać też ogromną różnicę w przetwarzaniu obrazu na nowym procesorze – tym smartfonem naprawdę można zrobić świetne zdjęcie. Przynajmniej za dnia. Nocą nadal nie jest to mój pierwszy wybór, ale i tak potrafi zrobić zdjęcia dostatecznie dobre, bym nie żałował, że mam w kieszeni akurat ten, a nie inny smartfon. Szkoda tylko trochę dość słabej kamerki do selfie, ale pamiętajmy, że w przypadku Z Flipa 4 służy ona w zasadzie tylko do wideorozmów. Kiedy chcemy sobie zrobić autoportret, wystarczy zamknąć klapkę i zrobić sobie zdjęcie głównym aparatem, korzystając z podglądu na zewnętrznym ekranie.
Skoro o zewnętrznym ekranie mowa, to chyba moje największe rozczarowanie i największa prośba do kolejnej generacji tych urządzeń. Motorola Razr dobitnie pokazuje, że zewnętrzny ekran w składaku może być niezwykle użyteczny. Samsung powinien bezczelnie skopiować rozwiązania swojej konkurencji, bo w obecnej postaci dodatkowy wyświetlacz jest umiarkowanie użyteczny.
Boli zwłaszcza to, że nadal nie mogę odpisać albo zareagować na powiadomienie. Mogę co najwyżej odesłać predefiniowaną odpowiedź, ale umówmy się, kto tak postępuje? Chyba tylko boomerzy i psychopaci.
Obiektywnie rzecz biorąc wadą nowego Galaxy Z Flip 4 jest też jego cena, choć spodziewam się, że prędko przestanie nią być. Podczas gdy Galaxy Z Flip 3 debiutował w cenie 4799 zł za wersję 128 GB i 4999 zł za wersję 256 GB, dziś możemy go kupić za mniej niż 3000 zł. I spodziewam się, że podobne obniżki już po nowym roku nastąpią także dla nowego modelu.
Nowy Galaxy Z Flip 4 kosztuje 5199 zł za wersję 128 GB, 5449 zł za wersję 256 GB i aż 5999 zł za wersję 512 GB. W cenie 5449 zł możemy też bezpośrednio u Samsunga nabyć wariant 256 GB w edycji Bespoke, czyli zrobionej na zamówienie. Gdybym miał dziś kupić sobie Samsunga Galaxy Z Flip 4, właśnie po taki wariant bym sięgnął, choć testowy fiolet również bardzo mi się podoba.
Niestety już drugi rok z rzędu nie mogę kupić sobie Galaxy Z Flipa 4. Powód jest tak głupi, że aż mam ochotę wyć do księżyca.
Uwielbiam Galaxy Z Flipa 4. Ale nie mogę go kupić.
Otóż jedynym powodem, dla którego nie kupiłem rok temu Z Flipa 3 i dla którego nie mogę tego zrobić z jego następcą jest… nie, nie aparat. Nie, nie akumulator. Nie, nie ryzyko pęknięcia ekranu z biegiem czasu. Jest nim Android Auto.
Niestety w wybranych kombinacjach samochód-telefon smartfony Samsunga nie obsługują poprawnie Android Auto. Mój VW Golf Variant 7.5 niestety należy do tych samochodów, gdzie ta funkcja po prostu nie chce działać poprawnie. Z Flip 3 czy cała seria S22 po prostu rozłącza się po kilku minutach działania i nie da się go wznowić bez uprzedniego „restartu” samochodu.
Miałem wielką nadzieję, że problem w końcu przeminie, bo Samsung jest świadom problemu i od stycznia udostępniał aktualizacje, które miały rzekomo załatać tę dziurę. Co ciekawe, żadnych problemów z działaniem nie miał Galaxy Z Fold 4, ale niestety, gdy tylko spróbowałem połączyć Z Flipa 4 z moim samochodem, ten po kilku minutach zaczął wykazywać znajome symptomy.
Jeżdżę dużo i często, regularnie potrzebuję nawigacji, a korzystanie z telefonu zaczepionego na jakimś paskudnym uchwycie uważam za relikt przeszłości, do której nie mam zamiaru wracać. Nie po to mam piękny, duży ekran w aucie, by wtykać drogi telefon z małym ekranem w kawałek trzeszczącego plastiku.
Dopóki więc nie zmienię auta lub Samsung nie wymyśli permanentnego sposobu na wyeliminowanie tego błędu, nie mogę zaryzykować używania Z Flipa jako mojego jedynego smartfona. Nad czym bardzo ubolewam, bo jak wspominałem – w ciągu ostatnich dwóch miesięcy przez 90 proc czasu Galaxy Z Flip 4 był moim głównym smartfonem. Pozostałe 10 proc. to właśnie sytuacje, kiedy jechałem w trasę i musiałem przełożyć kartę do iPhone’a 13 Pro, bo CarPlay żadnego problemu z działaniem nie ma.
Jeśli Android Auto nie jest dla kogoś priorytetem, albo działa bez problemu z samochodem – mogę powiedzieć tylko jedno: kupować. Samsung Galaxy Z Flip 4 to fenomenalny sprzęt, ciekawszy od dowolnego innego smartfona. Oprócz tego, że znakomicie spisuje się jako narzędzie, to daje też frajdę, jakiej nie dają inne telefony. Po dwóch miesiącach testów powrót do prywatnego smartfona jest jak powrót do poprzedniej epoki. Epoki, w której smartfony były smutnymi, nudnymi kawałkami szkła i metalu, które nie potrafiły robić „klap!”. Bo przecież o to w tym wszystkim chodzi.