Spędziłem weekend z nową Motką. Jestem zauroczony
Spędziłem weekend (i nie tylko) z nową Motorolą edge 30 ultra. Nie przesadzę mówiąc, że to prawdopodobnie najlepsza Motorola w historii, a już z całą pewnością urządzenie, które potrafi zauroczyć.
Nie licząc składanej Motoroli RAZR i pojedynczych wyjątków, które nie zawsze były dostępne na naszym rynku, kultowa marka przez długi czas trzymała się sprzętów ze średniej półki, które trafiały do szerszego grona nabywców. Powstała kilka lat temu seria edge, zaczęła jednak oferować także produkty premium, rywalizujące z topowymi smartfonami konkurencji, a mimo to kosztujące od konkurencji zauważalnie mniej. I nie inaczej jest z Motorolą edge 30 ultra. Choć oferuje możliwości smartfona z absolutnie najwyższej półki, kosztuje - jak na dzisiejsze standardy - całkiem rozsądne 4499 zł.
Spędziłem weekend z topową Motką i choć mam do niej kilka uwag, to pod większością względów tak właśnie powinno wyglądać doświadczenie topowego telefonu z Androidem.
Motorola edge 30 ultra robi fantastyczne pierwsze wrażenie.
Tym, co rzuca się w oczy już po wyjęciu z pudełka, jest konstrukcja tego sprzętu. Edge 30 ultra jest smartfonem obiektywnie dużym. Ekran 6,67” mieści się w obudowie o wymiarach 162 x 74 x 8,4 mm i masie 199 g, a mimo to w dłoniach sprawia ona wrażenie całkiem poręcznej. Zawdzięcza to bardzo smukłym ramkom i krzywiźnie zarówno na krawędziach ekranu, jak i na pleckach. Dzięki temu telefon bardzo pewnie leży w dłoni i nie próbuje się z niej wyślizgnąć, tym bardziej, że plecki pokryte są bardzo przyjemną w dotyku fakturą, a charakterystyczne logo „M” ma odmienną, niemal antypoślizgową powłokę.
Obudowa niestety nie jest wodoszczelna na poziomie IP68, ale jest za to odporna na zachlapanie (IP52), więc żaden deszcz ani mokre ubranie nie jest jej straszne.
Codzienna obsługa edge 30 ultra nie nastręcza żadnych problemów. O ile boczne krawędzie są zakrzywione, tak dolna krawędź jest płaska, co ułatwia podtrzymanie telefonu małym palcem podczas pisania czy przewijania ekranu. Do tego całość prezentuje się naprawdę elegancko; w wersji czarnej jeszcze bardziej niż w testowanym tutaj białym wariancie. Muszę też pochwalić symetryczne ramki wokół wyświetlacza – na palcach jednej ręki można policzyć telefony z Androidem, gdzie producent zadbał o ten detal.
Ekran zachwyca płynnością.
Po raz kolejny Motorola wyprzedza resztę konkurencji i oferuje wyświetlacz o częstotliwości odświeżania nie 120 Hz, jak większość porównywalnie wycenionych urządzeń, lecz 144 Hz – jak w smartfonach gamingowych. Ktoś pewnie powie, że różnicy między 120 Hz a 144 Hz nie da się poczuć, ale to nieprawda. Da się i to bardzo wyraźnie. Wszystko, co oglądamy na tym pięknym panelu pOLED o rozdzielczości FullHD+ wygląda i działa niebywale płynnie. Do tego stopnia, że mój prywatny iPhone 13 Pro nagle zdaje się ślamazarny.
Oczywiście częstotliwość odświeżania to tylko jedna z części składowych, odpowiadających za idealną płynność urządzenia. Niemniej istotne są podzespoły, czyli procesor Qualcomm Snapdragon 8+ gen. 1 wspierany przez 12 GB RAM-u i 256 GB miejsca na dane. Nie ma się tu nad czym rozpisywać: ta kombinacja działa genialnie. Niezależnie od zastosowania telefon pracuje z idealną płynnością, a także doskonale radzi sobie z grami. Nie zauważyłem też, aby telefon jakoś przesadnie się nagrzewał, nawet podczas intensywnego użytkowania. Od strony codziennej obsługi Motorola edge 30 ultra to smartfon marzeń. Zawdzięcza to jednak nie tylko świetnemu sprzętowi.
Tak powinien wyglądać i działać Android. Motorola robi to dobrze.
Gdy Motorola kilka lat temu ogłosiła odejście od „czystego” Androida na rzecz własnej nakładki My UX, niektórzy byli sceptyczni. Tymczasem Motorola wzięła to, co najlepsze w czystym Androidzie (w tym jego estetykę, lekkość i projekt) i dodała kilka drobiazgów; przede wszystkim rozbudowane możliwości personalizacji oraz szereg znanych i lubianych gestów i udogodnień Moto.
Podwójne machnięcie w celu włączenia latarki czy szybkie pokręcenie nadgarstka by uruchomić aparat wchodzi w krew tak bardzo, że po weekendzie z Motorolą złapałem się na tym, że macham moim iPhone’em.
Podobnie jak w poprzednich modelach z serii edge, tu również zakrzywione krawędzie nie idą na marne - są wykorzystywane m.in jako dioda powiadomień, jeśli telefon leży ekranem do dołu.
Bezwzględnie ulubionym z dodatków jest dla mnie jednak always-on display, który Motorola robi najlepiej w branży. Na zablokowanym ekranie możemy nie tylko podejrzeć podstawowe informacje, ale także przytrzymując palec na ikonie powiadomienia możemy je odczytać, a nawet zareagować, bez konieczności odblokowywania wyświetlacza.
Skoro zaś o odblokowywaniu wyświetlacza mowa, to tu mam delikatny minus – choć czytnik pod ekranem działa bardzo dobrze, to chciałoby się, żeby był on umieszczony nieco wyżej i na nieco większej powierzchni, by łatwiej można było weń trafić kciukiem.
Jeśli chodzi o czas pracy, to na papierze Motorola edge 30 ultra nie oferuje największego akumulatora w swojej klasie - 4610 mAh. W praktyce jednak nawet przy dużej liczbie robionych zdjęć i intensywnym użytkowaniu energii wystarczyło mi na cały dzień. A jeśli nawet komuś energii by zabrakło, to można ją błyskawicznie uzupełnić, ładując telefon przewodowo z mocą 125W lub bezprzewodowo z mocą 50W. „Po kablu” naładowanie edge 30 ultra to pełna trwa nieco ponad 15 minut.
Innymi słowy, wystarczy telefon podłączyć do ładowania w czasie wizyty w łazience, by doładować go na kolejne godziny użytkowania, np. przed wieczornym wyjściem z domu. I w przeciwieństwie do niejednego sprzętu z tej półki cenowej, super-szybka ładowarka Motoroli jest dołączona do zestawu.
Co potrafi aparat o rozdzielczości 200 Mpix?
Sztandarowym elementem wyposażenia nowej Motoroli edge 30 ultra jest układ aparatów, z nowym sensorem 200 Mpix na czele. Oprócz tego układ optyczny obejmuje też aparat 50 Mpix z obiektywem ultrawide i funkcją macro, jak również aparat 12 Mpix z obiektywem telefoto. Przedni aparat ma zaś oszałamiające 60 Mpix, czyli bodajże najwięcej, ile znajdziemy w przedniej kamerce jakiegokolwiek smartfona.
Tyle jeśli chodzi o suchą specyfikację. A jak sprawdza się ona w praktyce? Słowem: ponadprzeciętnie dobrze.
Gdyby robić zdjęcia w natywnej rozdzielczości matrycy, miałyby one rozmiar 16384 x 12288 px i zajmowałyby około 85 Mb miejsca w pamięci smartfona. Oczywiście jeśli mamy takie życzenie, możemy wszystkie fotografie wykonywać w trybie Ultra-Res, jednak znacznie bardziej praktyczne będzie robienie zdjęć w standardowym trybie – wówczas aparat łączy sąsiadujące ze sobą piksele, by stworzyć wynikowy obraz o wielkości 12,6 Mpix, zajmujący tylko 7,5 Mb w pamięci smartfona.
Zdjęcia wykonywane głównym sensorem prezentują się naprawdę znakomicie. Mają żywe kolory i oferują nadspodziewanie dużą szczegółowość, zarówno w dzień, jak i w nocy. Tryb nocny tego telefonu to spore zaskoczenie, bo choć zdarza mu się dodawać ujęciom zielonkawego zafarbu, to pomimo agresywnego rozjaśniania efekt końcowy nie traci szczegółowości.
Również aparat z obiektywem ultrawide oferuje znakomitą szczegółowość i ponadprzeciętnie dobre ujęcia macro. Cieszy fakt, że producenci pomału odchodzą od dodawania dodatkowych aparatów macro o niziutkiej rozdzielczości i zamiast tego wykorzystują tor optyczny obiektywu ultraszerokokątnego.
Muszę jednak zaznaczyć, że - przynajmniej w chwili pisania tego tekstu - oprogramowanie aparatu wymaga jeszcze pracy. Przede wszystkim, końcowe efekty mocno różnią się od tego, co widzimy na ekranie. Np. podczas robienia zdjęcia aparat nie umie przetworzyć HDR w czasie rzeczywistym, więc jasne obszary wydają się przepalone. Po zrobieniu zdjęcia okazuje się jednak, że telefon przetworzył obraz i wyciągnął detale wszędzie tam, gdzie na podglądzie ich nie było.
Widać też zauważalne opóźnienie podczas zmiany obiektywów i okazajonalne „szarpnięcia” podglądu, zwłaszcza w trybie zdjęć 200 Mpix. Poprawy wymaga też tryb wideo, który niezależnie od rozdzielczości momentami potrafi zatrząść obrazem bez wyraźnego powodu. I szkoda też, że nagrywając w 4K nie mamy możliwości przełączenia się między obiektywami; możemy to robić wyłącznie nagrywając w FullHD, w wyższych rozdzielczościach do dyspozycji otrzymujemy tylko główny sensor i cyfrowe przybliżenie.
To jednak uwagi, które można naprawić aktualizacją oprogramowania, więc mam nadzieję, że producent zdoła jeszcze co nieco poprawić.
Motorola edge 30 ultra może zauroczyć.
Na przecięciu potężnej specyfikacji, pięknego, płynnego ekranu i najlepszego na rynku (przynajmniej w mojej opinii) Androida, otrzymujemy telefon, którego nie da się nie lubić. Nawet jeśli tu i ówdzie potrzeba jeszcze trochę pracy, to kupując dziś Motorolę edge 30 ultra otrzymujemy telefon, który robi niebywale pozytywne wrażenie w codziennym użytkowaniu. To sprzęt z gatunku tych, po które aż chce się sięgać i korzystać.