Nowy smartfon? Chętnie, ale wybiorę go sobie sama
Nie testuję telefonów jak Dawid Kosiński, ale wiem, co powinien mieć mój nowy smartfon, żeby był dla mnie idealny.
Mój pierwszy telefon miał jeszcze przyciski i mały, kolorowy ekranik, na którym można było grać w węża. Dostałam go w drugiej klasie, jak zaczęłam sama chodzić do szkoły – codziennie musiałam dzwonić do mamy, że już dotarłam na miejsce i wszystko jest OK. Potem, jakoś w trzeciej klasie, dostałam Sony Xperię Z3 po mamie, która wymieniła telefon na nowszy, a w piątej – nowiutkie Xiaomi Redmi 4, które wybrał mi tato. Teraz jestem w siódmej klasie i wybaczcie, ale kolejny smartfon wybiorę sobie sama.
Bo z wyborem smartfonu dzisiaj, jest jak z wyborem zestawu LEGO®. Każdy znajdzie coś dla siebie. Wystarczy otwarta głowa, trochę kreatywności i nawet niewielkie umiejętności techniczne.
Tato, daj spokój z tym iPhonem
Tata parę lat temu przesiadł się z telefonów z Androidem na iPhone'a i ciągle nie może się go nachwalić. Że taki intuicyjny, że przesiadka na każdy kolejny jest taka łatwa i prawie niezauważalna, że tak wspaniale łączy się z jego komputerem i iPadem i w ogóle. Tato, cudnie, ale Twoje SE nie ma nawet pięciocalowego ekranu, wejścia na słuchawki ani porządnego aparatu. Ma za to małą baterię i jak wychodzisz z domu na dłużej, to do torby zawsze wrzucasz powerbank. Jasne, są takie, które mają większe ekrany i akumulatory, ale kosztują majątek. Podniesiesz mi kieszonkowe?
Ostatnio posiedziałam trochę z Motorolą
Dziadek stwierdził, że potrzebuje wymienić swojego Hammera – taki niezniszczalny model, którego nie udało mu się złamać ani utopić, ale już jest stary i powolny. Przesiadł się na Motorolę G31, ale gdy zabrał się za przenoszenie danych ze starego telefonu na nowy, myślałam, że się podda. Zaproponowałam, że zrobię to za niego, a przy okazji trochę się tym nowym telefonem pobawię.
Pierwsze wrażenie – Hello Moto, to jest to! Duży ekran o przekątnej 6,4 cala, akumulator 2,5 raza większy od tego w tatowym iPhonie i wystarczający na dwa dni pracy, z tyłu trzy obiektywy, a z przodu bardzo fajna kamerka do prowadzenia rozmów. Przeniesienie danych nie sprawiło mi kłopotu, bo tam wszystko robi się przez Google. Dziadek jest zachwycony, bo korzysta z Chromebooka i to bardzo fajnie, że zdjęcia z telefonu będzie miał od razu na komputerze. A skoro mówię o zdjęciach, to Moto G31 robi całkiem ładne fotki, które nadają się na Instagrama. Smartfon działa płynnie, ale gdybym miała tu na coś narzekać, to na 4 GB RAM, przez które Genshin Impact nie działa tak dobrze jakbym chciała. Ale to zrozumiałe, bo G31 kosztuje zaledwie 799 zł, czyli dosyć mało jak na smartfon. W tej cenie raczej nie kupuje się sprzętu do grania.
Poza tym to bardzo solidny smartfon, więc jeżeli ktoś ma do wydania akurat osiem stówek, to chyba warto go kupić. Przynajmniej tak podpowiada mi intuicja.
„Kup sobie jakiegoś używanego flagowca”
Tak mówią moi koledzy z klasy. Flagowiec to najlepszy model danej firmy – nowe takie zwykle kosztują mnóstwo pieniędzy. Jeden kolega pożyczył mi nawet swoje LG G7 ThinQ. Ten telefon ma już 4 lata, ale wciąż mu świetnie działa. Ma sześciocalowy ekran, całkiem sporą baterię, szybki procesor i 6 GB pamięci RAM. Do tego ma bardzo fajny głośnik – przydałby mi się, gdy buduję scenę z klocków LEGO i bawię, że gram koncert rockowy. W porównaniu z Motorolą nie czuć w nim tak bardzo Google'a, bardziej podoba mi się jego menu. To mógłby być mój typ, ale koledzy mówią, że nie wiadomo jak długo będzie miał jeszcze aktualizacje do nowych wersji Androida. A kupić telefon, który za rok czy dwa nie będzie pozwalał na korzystanie z nowych aplikacji – no nie wiem.
Tak czy inaczej – wiem co mi się podoba i teraz muszę poszukać jednego telefonu, który będzie to miał. Duży ekran, pojemna bateria, dobry aparat, porządne głośniki i dużo pamięci – tej RAM, dzięki której lepiej działają gry i pamięci w ogóle, żebym pomieściła wszystkie zdjęcia i filmiki. Do tego chciałabym, żeby nie było w nim widać za dużo Google'a, żebym nie musiała robić wszystkiego w chmurze. Tato mówi, że chmura to super sprawa, ale ja jeszcze się do niej nie przekonałam.
OK, to teraz, gdy już wszystko wiem, pozostaje ruszać na łowy. Ale coś mi się zdaje, że chyba będę musiała jeszcze trochę dozbierać...