Kanibalizm w przestrzeni kosmicznej. To realne zagrożenie
Koniec roku to często czas refleksji nad mijającą przeszłością, ale także spojrzenie w przyszłość, czasami nawet tę dalszą. Taki nastrój też dopadł astrobiologów, którzy rozważają, jak może wyglądać w przyszłości załogowa eksploracja już nie tylko Księżyca czy Marsa, ale także księżyców Jowisza czy Saturna. Ich wizja może stanowić swego rodzaju ostrzeżenie.
Ale po kolei. Popuśćmy trochę wodze wyobraźni. Mamy rok 2071. Na południowym biegunie Księżyca działają dwie amerykańskie bazy załogowe oraz jedna chińsko-rosyjska. Naukowcy przebywający w bazie zasilanej jądrowo większość czasu spędzają w jaskiniach lawowych pod powierzchnią. Regularne dostawy z Ziemi gwarantują im zapasy żywności. Wodę pozyskuje się z lodu wypełniającego okoliczne kratery. Transporty przylatują najczęściej między lotami załogowymi - z uwagi na niekorzystny wpływ promieniowania kosmicznego, ale także obniżonej grawitacji, astronauci przebywają na powierzchni Księżyca na raz po kilka miesięcy. Więcej, od kilkunastu lat ludzie już przebywają na powierzchni Marsa. Pierwsza misja zakończyła się co prawda niepowodzeniem i śmiercią całej załogi podczas lądowania, ale już zorganizowana trzy lata później kolejna misja doprowadziła do momentu, w którym pierwszy ludzki but stanął na rdzawej powierzchni planety. Szklarniowe uprawy hydroponiczne wspomagają bazę, która raz na dwa lata otrzymuje większe zapasy z Ziemi. Nie jest źle, choć wiadomo - życie na Marsie jest wyzwaniem.
Ludzie zawsze chcą trochę dalej
Po tym, jak baza na Marsie już nieco okrzepła, ludzkość postanawia wysłać pierwszą załogę na powierzchnię Kallisto, jednego z czterech galileuszowych księżyców Jowisza. Minimalna odległość (w linii prostej) to 630 mln km. Podróż między tymi globami nie jest zatem już liczona w miesiącach, a w długich latach. To z kolei stawia załogę przed nowymi wyzwaniami. Otóż podróż do zewnętrznej części Układu Słonecznego, tam, gdzie dominują już gazowe olbrzymy i ich księżyce jest zbyt długa i zbyt kosztowna, aby możliwe było zaplanowanie dodatkowych lotów transportowych z zapasami żywności dla astronautów.
Rozważając właśnie tego rodzaju misje Charles Cockell, profesor astrobiologii na Uniwersytecie w Edynburgu, zwrócił uwagę na to, że systemy produkcji żywności, moduły z uprawami, muszą działać perfekcyjnie w każdych warunkach. Od nich bowiem będzie zależało nie tylko powodzenie misji, ale los całej załogi. W rozmowie z portalem Metro.co.uk Cockell przekonuje, że awaria modułu z uprawami skazuje załogę na głodówkę, a z czasem także na kanibalizm. Dla porównania astrobiolog przywołuje wyprawę Franklina, który w XIX wieku próbował odkryć morskie przejście między Atlantykiem a Oceanem Spokojnym. Podczas próby odnalezienia Przejścia Północno-Zachodniego załoga zniknęła bez słowa. Jak się później okazało, załogi wylądowały na wyspach przy północnym wybrzeżu Kanady. Dalsze badania wykazały, że wszyscy członkowie wyprawy zmarli z głodu, posuwając się przed śmiercią właśnie do kanibalizmu.
Według naukowców ludzkość będzie musiała spędzić zatem lata lub nawet dekady na Księżycu czy na Marsie, udoskonalając metody zapewniania samowystarczalności i niezależności od Ziemi, zanim będzie mogła porwać się na podróż na Kallisto czy Tytana. Swoją drogą, ciekawe, o czym wtedy będą robić filmy science fiction.