Tidal brzytwy się chwyta. Serwis będzie dostępny za darmo, choć nie dla wszystkich
Tidal za darmo – taki pomysł na przetrwanie ma serwis streamingowy dla melomanów.
Tidal robi co może, by utrzymać się na powierzchni, pomimo zgniatającej go z dwóch stron konkurencji Spotify i Apple Music. I choć to właśnie Tidal ma w swojej ofercie streaming plików najwyższej możliwej klasy, to niestety serwis nie może się równać gigantami, jeśli chodzi o jakość aplikacji czy bogactwo oferty. Tidal nie podaje też oficjalnie, ilu użytkowników korzysta z serwisu, ale można założyć, że mówimy o 10-krotnie niższych liczbach niż w przypadku Spotify czy Apple Music.
Po tym, jak należący do Jaya-Z serwis został przejęty w tym roku przez firmę Square, w usłudze zapowiedziano szereg zmian, z których pierwsze wchodzą w życie od dziś.
Tidal za darmo. Tyle że nie dla Polaka.
Tidal do tej pory oferował 30-dniowy okres próbny, a potem jeden z dwóch progów abonamentowych, za 20 lub 40 zł. Dziś dołącza do nich trzeci próg: kompletnie bezpłatny.
Są trzy haczyki tego „darmowego” Tidala:
- jakość muzyki została ograniczona do 160 kbps (podobnie jak w darmowym Spotify).
- strumieniowanie będzie przerywane reklamami;
- darmowy Tidal nie jest dostępny w Polsce, póki co działa tylko w Stanach Zjednoczonych.
Wraz z wprowadzeniem darmowego progu Tidal zmienił też nazewnictwo swojej oferty i teraz zamiast Tidal HiFi i Tidal Masters otrzymujemy dwa progi abonamentowe: Tidal HiFi i Tidal HiFi Plus. W tym pierwszym znajdziemy muzykę w formacie bezstratnie skompresowanym do 1411 kbps, zaś w tym drugim pliki z absolutnie najwyższej półki, zakodowane w formacie MQA (Masters Quality Authencticated), jak również pliki z audio przestrzennym. Dla Polaka de facto nie zmienia się zatem nic, przynajmniej jeśli mówimy o słuchaczach.
Ma się bowiem sporo zmienić dla muzyków. Tidal od dziś zacznie im bezpośrednio wypłacać dodatkowe pieniądze. Otrzymają je najczęściej słuchani artyści w progu subskrypcyjnym Tidal HiFi Plus. Ponadto od przyszłego roku artyści mają też otrzymywać pieniądze wyliczane bezpośrednio z liczby odsłuchów ich muzyki, a nie jak dotychczas, przeliczanej na bazie procentowego udziału w odsłuchu danego subskrybenta. Dotyczy to jednak wyłącznie najwyższego progu abonamentowego, więc można założyć, że wzrost wpływów dla artystów będzie raczej niewielki.
Tidal brzytwy się chwyta.
W posunięciu serwisu widać wyraźnie chęć nawiązania jakiejkolwiek rywalizacji z konkurencją. Obawiam się jednak, że to, co serwis dziś zaproponował, to stanowczo za mało. Darmowy próg brzmi kusząco, tyle że… dlaczego ktoś miałby z niego korzystać? Taki sam próg oferuje Spotify, mający znacznie bogatszą bibliotekę. Największym atutem Tidala zawsze była wysoka jakość audio. Darmowa wersja tego nie oferuje, ograniczając jakość dźwięku to jakości nieakceptowalnie niskiej dla przeciętnego melomana.
Podobnie rzecz się ma z bonusami dla artystów – brzmią kusząco, ale dotyczą tylko najwyższego progu abonamentowego, który sam w sobie dedykowany jest tylko największym audio-świrom, z zestawami HiFi za grube tysiące, kablami z oplotem ze skóry węża i pogardą dla plebejuszy, słuchających muzyki w niższej niż boska jakości. Takich ludzi nie ma wielu, więc artyści raczej nie mają co liczyć na gwałtowny wzrost zarobków.
Dodajmy do tego ekskluzywność darmowego progu dla Stanów Zjednoczonych i naprawdę nie widzę w tych zmianach niczego, co mogłoby uratować Tidala przed zepchnięciem do niszy. Apple Music dało nam darmowy upgrade do jakości bezstratnej. Spotify obiecał jeszcze w tym roku odpalić swój próg HiFi i zapewne też zrobi to za darmo lub za bardzo niską opłatą, by utrzymać konkurencyjność względem serwisu Apple’a. W tym krajobrazie nie ma wiele miejsca dla Tidala. Obawiam się, że na tym etapie ten serwis jest skazany na pozostanie ciekawostką dla garstki audiofilów.