A jeśli w Ziemię uderzy planetoida? Jest nowy pomysł, jak tego uniknąć
Załóżmy, że wieczorem 25 listopada 2027 r. naukowcy odkryją trzystumetrową planetoidę, która zmierza w stronę Ziemi. Czy tak naprawdę mamy jakiś pomysł na to, jak się przed nią uchronić? Airbus właśnie przekonuje, że tak.
Oczywiście powyższa data jest wzięta całkowicie z powietrza, po prostu akurat tak mi się napisało. Nie zmienia to jednak faktu, że ryzyko odkrycia takiego obiektu, choć małe, jest jak najbardziej realne. Owszem, aktualnie przestrzeń międzyplanetarną obserwują teleskopy, które monitorują i odkrywają nowe planetoidy i śledzą trajektorię ich lotów, ale wciąż nie da się bezustannie monitorować całego nieba. Może być też tak, że do Ziemi zbliża się masywna planetoida, która już minęła naszą planetę 5-6 lat temu, ale wtedy nie została zauważona przez żadne instrumenty, oddaliła się od nas i teraz stopniowo się zbliża, czekając na ponowne spotkanie. Myśl o takiej możliwości wywołuje natychmiast pytanie:
Co zrobimy, gdy odkryjemy taki obiekt?
Odpowiedzi na to pytanie poszukiwali inżynierowie opracowujący koncpecję misji Fast Kinetic Deflection (FastKD) na zlecenie Europejskiej Agencji Kosmicznej.
A może by tak satelitami komunikacyjnymi walnąć w taką planetoidę?
Choć na pierwszy rzut oka brzmi to bez sensu, to jednak eksperci z Airbusa przekonują, że jest to bardzo dobry pomysł. Oczywiście ma on wiele ograniczeń. Naukowcy musieliby odkryć obiekt na tyle wcześnie, aby dało się wyprodukować satelity, wystrzelić je w kosmos i zdążyć do nich dotrzeć.
Przeciętny satelita telekomunikacyjny znajdujący się na orbicie geostacjonarnej (w odległości ok. 36 000 km od Ziemi) ma rozmiary autobusu i masę ok. 4-6 ton. W porównaniu do 300-metrowej planetoidy to niezwykle mało, ale wysłanie z odpowiednią prędkością serii powiedzmy 10 takich satelitów, które mniej więcej w tym samym czasie uderzą w planetoidę, może skutkować przesunięciem jej na orbicie o kilka centymetrów. Tak niewielka zmiana w odpowiednio dużej odległości od Ziemi, sprawi, że planetoida, zamiast uderzyć w Ziemię, całkowicie ją ominie.
Czemu akurat satelity telekomunikacyjne?
Satelity tego typu bezustannie powstają w hangarach wielu producentów na całym świecie. W przypadku wykrycia planetoidy zagrażającej Ziemi nie byłoby natomiast czasu na rozpoczynanie produkcji nowego pocisku czy konstrukcji, która miałaby uderzyć w planetoidę. W momencie odkrycia planetoidy wszyscy producenci satelitów telekomunikacyjnych na świecie musieliby natychmiast zmienić aktualnie budowane satelity telekomunikacyjne w broń przeciw planetoidzie. Wszystkie satelity następnie musiałyby być wyniesione na orbitę na przestrzeni miesiąca tak, aby dotarły do celu mniej więcej w tym samym czasie. Oznaczałoby to około 10-15 startów w ciągu miesiąca.
Problemem tutaj natomiast mogłaby być dostępność rakiet zdolnych do wyniesienia wszystkich satelitów w tak krótkim czasie.
A co nam zrobi taka planetoida?
Albert Falke nadzorujący projekt FastKD w Airbusie przekonuje, że 300-metrowa planetoida zmusiłaby do ewakuacji całej Europy (nierealne) i doprowadziłaby do zniszczeń na całym kontynencie. Rozległe pożary, rzęsienia Ziemi, zima spowodowana pyłem w atmosferze, rozległe zniszczenia zarówno flory i fauny - generalnie apokaliptyczna wizja.
Wydawać się może, że to przerysowany obraz, jak na obiekt o średnicy „zaledwie” 300 metrów, ale należy pamiętać, że zaledwie 10-kilometrowa planetoida 65 mln lat temu była w stanie zniszczyć 75 proc. życia na całej Ziemi, więc wszystko jest możliwe.
Czy satelity telekomunikacyjne pomogą nam, gdy wykryjemy większą planetoidę? Raczej nie. Na szczęście obiekty o rozmiarach rzędu kilku kilometrów będą łatwe do zauważenia dużo wcześniej niż te małe i ciemne. Możliwe zatem, że naukowcy będą mieli wiele lat na przygotowanie misji, która uchroni nas przed katastrofą. Zagrożenie tego typu z pewnością sprawiłoby, że żaden kraj na Ziemi nie szczędziłby środków na badania pozwalające uchronić nas przed apokalipsą, a wtedy i rozwiązanie by się dało znaleźć.