„Facet w biały dzień niszczy hulajnogi elektryczne”. Mamy zdjęcie osoby przyłapanej na gorącym uczynku
Nieznani sprawcy jeżdżą po Warszawie i farbą niszczą czytniki QR w e-hulajnogach. Problem jest masowy, rozprawiają się ze sprzętem każdej firmy. - Nikt o zdrowych zmysłach nie działałby w ten sposób — komentuje Maciej Szwed, szef Lime’a.
Warszawa Śródmieście, ul. Marszałkowska. Przy Rotundzie stoi hulajnoga Lime’a. Podchodzę, by ją uruchomić — kod QR jest zamalowany czarną farbą. Przy kolejnym sprzęcie kilka metrów dalej to samo. Od kilku miesięcy takie sytuacje powtarzają się regularnie — nie tylko w centrum miasta, ale choćby i na obrzeżach, w dzielnicach takich jak Okęcie czy Bemowo.
Kody QR służą do odblokowania hulajnogi. Skanuje się je za pomocą aplikacji i po chwili można jechać. Najczęściej niszczone są czarną farbą, rzadziej czerwoną, sporadycznie różową. Widać, że niektóre czytniki kodów swoje już przeszły: są na nich resztki farby i mnóstwo rys świadczących o tym, że ktoś farbę musiał po prostu zeskrobywać. Sprawa nie dotyczy tylko Lime’a — hulajnogi Bolta czy Dotta także są zamazywane.
- To niestety popularny problem i to na skalę globalną. W Warszawie zaczęło się na przełomie marca i kwietnia, czyli wtedy, gdy zaczyna się sezon na hulajnogi. Ten problem pojawia się u wszystkich operatorów. To nie zależy od brandu, ale od lokalizacji. Często wybierane lokalizacje to te, w których jest duży popyt i jest dużo hulajnóg — mówi Maciej Szwed, szef Lime’a na środkową i wschodnią Europę.
Czy to walka konkurencji? Szwed jest przekonany, że nie. - Jesteśmy konkurencją, ale łączą nas bardzo podobne cele. Chcemy zmieniać sposób poruszania w miastach, wspólnie porządkujemy przestrzeń publiczną. Często nasi pracownicy podnoszą przewrócone hulajnogi konkurencji. I odwrotnie — jak inni znajdą nasze hulajnogi gdzieś daleko, to dostajemy sygnał, a czasem nawet sami nam je przywożą na magazyn — tłumaczy.
Jednak Cezary Dudek, który w latach 2018-2020 pracował dla CityBee — nieobecnego już w Polsce operatora wypożyczanych samochodów i hulajnóg — ma inne obserwacje. - Wtedy też było to widoczne zjawisko. Z analiz i obserwacji wynikało, że to trochę niezdrowa konkurencja, tzn. osoby z różnych firm obsługujących głównych operatorów hulajnóg wzajemnie sobie takie figle płatały — mówi Dudek. Jak tłumaczy, niektóre firmy zbierające i rozwożące furgonetkami hulajnogi po mieście, zarabiają na każdej hulajnodze, która musi zostać przetransportowana czy naładowana.
Logika jest więc taka: jeśli konkurencyjne hulajnogi zamażemy, to nie będą działały i z „naszych” hulajnóg korzysta więcej osób, przez co szybciej rozładowują się baterie, które częściej trzeba wymieniać. Czyli finalnie do kieszeni takiej firmy trafia więcej pieniędzy.
Zniszczone hulajnogi Lime, Bolt i innych to zorganizowany proceder
Skala zjawiska jest duża. Podczas kilku spacerów po mieście udało mi się zrobić kilkadziesiąt zdjęć takich hulajnóg. Nie wygląda na to, żeby była w stanie robić to jedna osoba. Szwed jest przekonany, że to zorganizowane przedsięwzięcie. Gdy Lime zaczął na kody QR montować specjalne podkładki, wandale w Warszawie zaczęli umieszczać farbę pod nią — najprawdopodobniej za pomocą… strzykawki.
Zresztą zespół Lime’a w kwietniu w Warszawie przyłapał na gorącym uczynku mężczyznę, który dewastował kilka stojących obok siebie hulajnóg. Zdołał on jednak uciec, ale sprawa została zgłoszona policji. To niejedyne sposoby walki z tym zjawiskiem. Hulajnogi są bowiem w taki sposób niszczone w zasadzie… na całym świecie. I to do tego stopnia, że Lime zastanawia się, czym zastąpic QR kody. Dlatego w Wiedniu firma testuje możliwość aktywowania hulajnogi za pomocą technologii NFC, a w Budapeszcie poprzez zdalne jej uruchomienie w aplikacji. W stolicy Polski od niedawna użytkownicy telefonów z Androidem mogą także zdalnie uruchomić hulajnogę, ale po uprzednim jej zarezerwowaniu przez aplikację, co jest darmowe przez pierwszych 10 minut.
Wandale hulajnóg — Veturilo zaprzecza, mieszkańcy reagują
Można by pomyśleć, że do aktów wandalizmu dochodzi nocą, ale w tym przypadku prawda może być inna. Zespół Lime’a nie jest jedynym, który przyłapał sprawcę. Udało nam się dotrzeć do warszawskiego przedsiębiorcy, który natknął się na taką sytuację przy stacji Metro Politechnika. - Podchodzę do jednej hulajnogi, patrzę — zamazana. Podchodzę do następnej, a tam facet przy mnie w biały dzień maluje te kody jakimś markerem. Pytam, co on wyprawia, a on niewzruszony odpowiada, że hulajnogi są nikomu niepotrzebne, bo w mieście jest ZTM i Veturilo — mówi nam informator.
Poniżej zdjęcie, które mężczyźnie złapanym in flagranti zrobił nasz informator. Jest odwrócony tyłem. Porusza się na rowerze. Ma brodę, czapkę i okulary, wygląda na 25-35 lat.
- Według mnie to jakiś społecznik. Nie wyglądał na człowieka konkurencji, który chce to zrobić dla zarobku. On ideologicznie wierzył, że to, co robi, jest słuszne — mówi nasz informator. Zdjęcie, które zrobił, przekazał wraz z opisem całej sytuacji do Lime’a i Bolta. Lime podziękował, a nawet zaoferował mu darmowe kody na przejazd. Firma przekazała zdjęcie i informacje policji z komendy na warszawskim Śródmieściu. Bolt w ogóle nie zareagował na zgłoszenie od naszego informatora.
Cezary Dudek, który wcześniej pracował w City.Bee, dziś jest rzecznikiem prasowym Veturilo. - Oczywiście nie zatrudniamy nikogo do takich działań, nie przyszłoby nam to do głowy. Nie mielibyśmy nawet żadnych profitów z tego, bo nasz model biznesowy jest taki, że dostajemy określoną kwotę od samorządu niezależnie od tego, ile osób i jak długo będzie korzystało z rowerów Veturilo — podkreśla Dudek.
Bolt też jest ofiarą
Akt wandalizmu — właśnie na hulajnodze Bolta — widział też warszawski radny Dzielnicy Pragi Południe, Marek Borkowski z PiS. Niestety samorządowiec nie odpowiadał na nasze telefony, a po tym, jak wysłaliśmy SMS-a z prośbą o rozmowę, wyłączył telefon. Z Twittera wiadomo jednak, że praski radny wiąże sprawę ze zwolennikami jazdy na rowerze.
Borkowski wrzucił nawet zdjęcie rzekomego sprawcy, ale prawdopodobnie robił je żelazkiem sprzed transformacji ustrojowej i nie wiadomo, kogo lub co fotografia przedstawia.
Bolt także wie o problemie. - Nasz zespół ma świadomość, że mają miejsce sporadyczne akty wandalizmu, w czasie których zamalowywane są kody QR na hulajnogach. Każda tego typu sytuacja jest zgłaszana na policji. Współpracujemy z policją, pozostajemy w kontakcie i dostarczamy konieczne informacje, które pomogą wyjaśnić sprawę — mówi Bartosz Małecki, menedżer operacyjny w Bolcie odpowiedzialny za wypożyczalnię hulajnóg.
Nie wiadomo, ile osób regularnie niszczy hulajnogi w stolicy. Udało nam się dowiedzieć, że firmy miały więcej zgłoszeń od przypadkowych świadków, którzy także przekazywali zdjęcia m.in. osoby uchwyconej przez naszego informatora. Trafiły one na policję, sprawa jest w toku.