Zbulwersowany rodzic opowiada, jak wygląda sprawdzian poprawkowy na Teamsach
Nauka zdalna może być stresująca. Zgłosił się do nas rodzic 12-latki, zbulwersowany sposobem przeprowadzania przez nauczyciela sprawdzianu poprawkowego w jednej z krakowskich szkół.
Marysia jest uczennicą 7. klasy w jednej z krakowskich szkół podstawowych. Choć na co dzień ma dobre i bardzo dobre oceny, nie udało jej się satysfakcjonująco zaliczyć sprawdzianu z matematyki. Dostała ocenę dopuszczającą i choć nie musiała, zdecydowała się na poprawkę.
Dzień przed sprawdzianem przyszła wiadomość e-mail od nauczyciela z zasadami poprawiania się. Instrukcja składa się z 10 punktów. Kilka z nich to oczywistości, jak np. konieczność zaakceptowania zaproszenia nauczyciela w aplikacji Microsoft Teams. Zastrzeżenia rodziców budziły inne punkty.
O ile logicznym wydaje się obowiązek włączonej kamery w komputerze, bo nauczyciel chce mieć pewność, że uczeń rozwiązuje zadania samodzielnie to już inne związane z tym wymagania wydają się co najmniej przesadzone.
Szkoła zdalnie: Wyłączysz kamerkę? Pała!
Przykłady? Nauczyciel pisze, że kamerka powinna być tak ustawiona, żeby było widać nie tylko twarz ucznia, ale i kartkę, na której rozwiązuje zadanie. Matematyk nie przewidział sytuacji, w której uczeń ma laptopa i ustawienie kąta nachylenia ekranu powoduje, że widać albo kartkę, albo twarz ucznia.
Idźmy dalej. Sprawdzian poprawkowy ma zostać przerwany natychmiast, gdy uczeń odejdzie od komputera (zrozumiałe) lub ktoś do niego podejdzie (mniej zrozumiałe).
Spore obawy wzbudził w Marysi punkt siódmy instrukcji. Głosi on, że poprawka zakończy się natychmiast, gdy kamerka ucznia zostanie wyłączona - tu następuje doprecyzowanie - niezależnie z jakiej przyczyny. O tym jak łatwo o problemy techniczne podczas lekcji na cyfrowych platformach doskonale wiedzą nie tylko uczniowie, ale też studenci, nauczyciele i wykładowcy. Można nawet powiedzieć, że prawdopodobieństwo przerwania połączenia (i zniknięcia ucznia) jest dość znaczne. Dla nauczyciela jednak powód nie jest istotny.
Najwięcej stresu wzbudziła u wspomnianej 12-latki procedura kończąca sprawdzian. Przy czym słowo „procedura” nie zostało użyte absolutnie na wyrost. Po zakończeniu sprawdzianu uczeń ma mieć 2 minuty, aby wykonać - tu podkreślenie - „wyraźne!” zdjęcie swojego zadania i przesłanie go mailem na adres nauczyciela. Jeżeli uczeń nie wyrobi się w 120 sekundach, jego praca nie zostanie przyjęta. Dopiero po wysłaniu dziecko może wyłączyć kamerę i opuścić spotkanie.
Żyjemy w świecie, w którym większość uczniów ściąga
Z ankiety przeprowadzonej w Łodzi wynika, że 66 proc. licealistów ściąga podczas nauki zdalnej. Wyniki te nie dziwią, ale nie z powodów etycznych. Natura ludzka podpowiada nam drogi na skróty, a nauka zdalna sprzyja podążaniu nimi. Problem leży zupełnie gdzie indziej. W niedostosowaniu przez szkoły metod nauczania i sprawdzania wiedzy do warunków epidemii.
Skoro nauczyciele mają wątpliwości co do uczciwości swoich uczniów, powinni np. zrezygnować ze sprawdzianów i korzystać z innych metod oceny pracy ucznia.
Opisany w tym tekście przykład skrajnego rygoryzmu jest może i zrozumiały dla dorosłego, ale nie dla 12-latka. Okazuje się, że Marysia przed sprawdzianem musiała wysłuchać pogadanki nauczyciela o etyce. Sama wiadomość zapowiadająca poprawkę przypominała bardziej regulamin niż e-mail nauczyciela do uczniów. Niemal z każdego zdania tej instrukcji przemawiała groźba, którą można wyrazić w stwierdzeniu „będziecie ściągać, zostaniecie ukarani”. Mało tego, apel o uczciwość w tymże mailu został napisany caps-lockiem, WIELKIMI LITERAMI.
Co wyniesie uczeń z takiej edukacji? Przede wszystkim poczucie, że jest potencjalnym oszustem. Przypomnijmy przy tym, że Marysia nie musiała poprawiać sprawdzianu, bo zdała go. Niesatysfakcjonująco, ale jednak. Pozytywna motywacja do poprawy oceny została skutecznie wyparta przez stres i poczucie, że nauczyciel widzi w uczniu oszusta.