DJI zaczyna odczuwać skutki bana Trumpa. Producent dronów chce otworzyć fabrykę w Kalifornii
DJI, wzorem Huaweia, zaczyna odczuwać skutki „czarnej listy” Trumpa. Producent dronów odpowiada wyraźnym zaprzeczeniem: „nie szpiegujemy i nie zbieramy danych użytkowników”.
Na skutek „czarnej listy” Trumpa Huawei ma ogromne problemy na rynku konsumenckim, ale nie jest to jedyny producent, którego mogą dotknąć bolesne konsekwencje. Innym chińskim gigantem jest DJI, które co prawda nie zostało wciągnięte na „czarną listę”, ale również dostało od USA żółtą kartkę. Prawdopodobnie zupełnie niesłusznie.
Sprzęt DJI to obecnie klasa sama w sobie. DJI to nie tylko najlepsze na rynku drony (i to właściwie w każdym segmencie), ale też gimbale, osprzęt filmowy i miniaturowe kamery jak Osmo Pocket i Osmo Action.
Na horyzoncie widać problemy DJI.
Jakiś czas temu informowaliśmy o tym, że Departament Bezpieczeństwa Krajowego Stanów Zjednoczonych wyraził silne obawy wobec dronów firmy DJI. Pojawiły się zarzuty, że drony mogą wysyłać zebrane dane do producenta, czyli na serwery w Chinach, gdzie w dalszej kolejności mogłyby trafiać do chińskiego rządu.
Obawy są duże, bo drony DJI zbierają przeogromną ilość danych. Poza tzw. telemetrią są też dane obrazowe, bo przecież większość kopterów DJI ma wbudowane kamery. Potencjał szpiegowski jest tu więc przeogromny. Co więcej, drony DJI są używane nawet przez rząd USA. Przykładem takiego urządzenia jest DJI Mavic 2 Enterprise Dual, w którym obok standardowej kamery znajduje się drugi moduł termowizyjny firmy Flir.
DJI zaprzecza.
Zarząd DJI napisał list adresowany do rządu USA, w którym wiceprezes firmy stanowczo zaprzecza temu, że drony DJI wysyłają logi, zdjęcia i filmy na chińskie serwery, chyba że użytkownik drona sam postanowi je wysłać. Wszystkie dane są zapisywane jedynie lokalnie: w pamięci drona i w urządzeniu mobilnym połączonym z kontrolerem.
DJI w swoim liście zwraca też uwagę na liczne korzyści, jakie drony tej firmy wnoszą w segmencie prywatnym i publicznym. Producent podkreśla, że zależy mu na utrzymaniu bezpieczeństwa swoich produktów, jak i bezpieczeństwa na niebie.
Firmie DJI zależy na Stanach.
Stany Zjednoczone to potężny rynek dla DJI. Aż 70 proc. dronów sprzedawanych w USA to właśnie sprzęt DJI. Chiński producent zamierza otworzyć wielką fabrykę w Kalifornii, by właśnie w niej tworzyć drony na amerykański rynek.
Ten ruch może załagodzić obawy amerykańskiego rządu, m.in. z uwagi na fakt, że nowa fabryka utworzy mnóstwo miejsc pracy na amerykańskim rynku. Trump już nie raz pokazał, że kwestie biznesowe są dla niego dalece ważniejsze od tematów prywatności i bezpieczeństwa. Niemniej jednak DJI niczego nie udowodniono, a cała sytuacja wygląda tak, jakby amerykańska administracja postanowiła rzucać oskarżeniami na oślep.
Fabryka w Stanach zacieśniłaby współpracę z rządem. DJI już raz straciło lukratywny kontrakt na produkcję dronów militarnych dla Departamentu Obrony Stanów Zjednoczonych, więc firma z pewnością nie chce stracić kolejnych takich okazji.
Czasami trudno uwierzyć, że DJI to firma z chińskim rodowodem. Producent świetnie czuje potrzeby zachodniego klienta, co widać m.in. w marketingu dobrze dostosowanym do zachodnich rynków. W kwestii jakości wykonania - zarówno sprzętu jak i oprogramowania - drónów DJI w żadnej mierze nie można określić mianem „chińszczyzny”. Poza tym DJI jest jednym z naprawdę nielicznych zewnętrznych producentów, których produkty są dostępne w sklepie na wskroś amerykańskiego Apple’a.
Trzymam kciuki za rozwój DJI. Póki co nie ma żadnych konkretnych zarzutów w stronę chińskiego producenta, więc rzucanie oskarżeniami jest bardzo niesmaczne. W przypadku Huaweia drugim dnem całej afery jest tworzona sieć 5G. W przypadku DJI wygląda na to, że drugiego dna nie ma.