Długo zwlekał. Szef Boeinga przyznał, że firma popełniła błąd
Od marca Boeingi 737 Max nie latają. Samoloty zostały uziemione, gdy świat dowiedział się o kolejnej katastrofie z udziałem tego modelu. Dwie takie same maszyny spadające w ciągu zaledwie pięciu miesięcy to dużo. Za dużo, by po prostu uwierzyć, że wszystko jest w porządku i jak gdyby nigdy nic dać się oderwać w niebo kolejnemu Maxowi.
Łącznie w obu katastrofach straciło życie 342 osób. Pierwszy tragicznie przerwany lot z Dżakarty do Sumatry miał miejsce w październiku 2018 r., drugi odbył się już w 2019 r., w marcu.
Oba wypadki były do siebie bliźniaczo podobnie. W obu specjaliści źródeł problemu dopatrują się w nieprawidłowym funkcjonowaniu jednego z sensorów kąta natarcia. Błędne odczyty z niego uruchamiały MCAS (Maneuvering Characteristics Augmentation System), który został po raz pierwszy wprowadzony w 737 Max, a o którym, przed październikową katastrofą niemal nikt nie słyszał. Wprowadzony w błąd złymi odczytami system próbował korygować ustawienie samolotu w taki sposób, że obie maszyny runęły.
Boeing przyznał, że część winy leży też po jego stronie
Na początku firma zareagowała defensywnie. Po pierwszej katastrofie wkurzeni piloci zarzucali Boeingowi, że nie organizuje szkoleń, które przybliżyły im działanie MACS. Korporacja odpierała zarzuty, tłumacząc, że MACS nie jest czymś, co wymagałoby osobnego szkolenia, ale jest integralną częścią pilotowania nowego modelu 737. Dopiero później zmieniła front i wprowadziła dodatkowe treningi, których domagali się piloci.
Zmieniło się także zdanie firmy, jeśli chodzi o system, który poinformowałby pilotów o tym, że odczyty z czujników natarcia nie zgadzają się ze sobą. Do tej pory firma próbowała się bronić, że obecność takiego alarmu nie jest niezbędna w samolotach, teraz przyznaje, że nie implementując go od razu, popełniła błąd. Dennis Muilenburg, CEO Boeinga, wywiadzie dla CBS, zapewnił, że aktualizacja, która ma rozwiązać problem, jest już w drodze.
Muilenburg przeprosił rodziny ofiar katastrof. Szef firmy przesłał rodzinom i bliskim osób, które poniosły śmierć w katastrofach, wyrazy współczucia i zapewnił, że czuje, iż ta tragedia i jego dotknęła. Podkreślał, że nie jest w stanie odwrócić tego, co się wydarzyło, ale chce zrobić co innego. Zapewnić, że zrobi wszystko, by zagwarantować bezpieczeństwo w firmie w przyszłości. W to nie wątpię. W końcu od bezpieczeństwa zależy też wysokość jej akcji, a te po wypadkach spadają.