Za rok dowiemy się gdzie powstanie polska elektrownia jądrowa. Na zakończenie budowy poczekamy wiele lat
Za rok mamy poznać miejsce, gdzie powstanie polska elektrownia jądrowa. Decyzja będzie gotowa po badaniach lokalizacyjnych i środowiskowych.
Na europejskiej mapie zdecydowanie łatwiej wskazać te kraje, które mają na swoim terenie elektrownie jądrowe niż te, które w tej formie jeszcze atomu do siebie nie zaprosiły. Wśród tych drugich jest Polska, ale też np. Portugalia, Włochy, czy Norwegia. Stronę pozyskiwania energii z procesów jądrowych z kolei reprezentują min. Francja, Wielka Brytania, Finlandia, Niemcy, Hiszpania, Belgia czy Czechy.
Dyskusja o zastąpieniu węgla i gazu toczona jest od dawna. I to chyba taki rodzaju sporu nie do rozstrzygnięcia: jedni pod niebiosa wychwalają efekt, a drudzy nie przestają mówić w kwestiach bezpieczeństwa.
Gdy obie strony są zwaśnione, trudniej podjąć decyzję. Po zmianie władzy, zmieniły się też priorytety. Dla obecnych rządzących najważniejsze stało się to, co centralne i narodowe – w tym międzynarodowo autonomiczne. I polska elektrownia jądrowa nagle przestała być wydmuszką, a zaczęła przypominać konkretny plan.
Tym razem nie jest to rzucanie słów na wiatr. Już wiadomo, że na tego typu inwestycję trzeba byłoby zarezerwować co najmniej 75 mld zł. Fachowcy z Narodowego Centrum Badań Jądrowych wskazują, że potrzebujemy dodatkowo około 12 lat, ale w 2030 r. moglibyśmy cieszyć się z nowej energii.
Najpierw badania – potem lokalizacja.
Zbigniew Kubacki, zastępca dyrektora Departamentu Energii Jądrowej w Ministerstwie Energii stwierdził, że pierwszeństwo teraz mają badania. Raporty, jakie po nich powstaną mają być ocenione przez Generalną Dyrekcję Ochrony Środowiska oraz Państwową Agencję Atomistyki. I wtedy poznamy wpływ takiej inwestycji na środowisko i prawdopodobną propozycję lokalizacyjną.
O przesunięcie wszystkiego w czasie raczej nie musimy się martwić. W sukurs przychodzą nowe regulacje unijne dotyczące ograniczenia emisji CO2. Dla Polski, kraju, który do tej pory pozyskiwanie energii nie opierał na alternatywnych sposobach, a koncentrował się jedynie na tradycyjnych – to spore wyzwanie i czytelny sygnał, że nie ma co czekać z założonymi rękami. Trzeba działać i to w miarę szybko.
Województwo Pomorskie pewniakiem.
Chociaż teraz reprezentanci Ministerstwa Energii mówią o wskazaniu lokalizacji, gdzie powstać ma polska elektrownia jądrowa, to nie jest tajemnicą, że wybór padnie na województwo pomorskie. Mówi się o dwóch konkretnych lokalizacjach: Lubiatowo-Kopalino (pow. wejherowski) i Żarnowiec (pow. pucki). W drugim przypadku niezbędne byłyby kosztowne prace polegające na usunięciu różnych, w tym też już jądrowych przymiarek z wcześniejszych lat.
"Co jest możliwe, ale bardzo kłopotliwe i kosztowne. Druga lokalizacja to Lubiatowo. Ona jest lepsza, bo jest nad brzegiem morza. Minus jest taki, że jest bliskość obszaru Natura 2000, ale prawdopodobnie uda się to jakoś pogodzić i postawić elektrownię tak, żeby nie wchodziła w ten teren" – mówi prof. Andrzej Strupczewski, ekspert z Narodowego Centrum Badań Jądrowych.
Strach się bać konsultacji lokalnych.
Polska elektrownia jądrowa to nie przelewki. Jej budowa jest sporym wysiłkiem finansowym państwa, a stanowi strategiczne znacznie dla całego kraju. Abstrahując od dyskusji, czy w naszym kraju faktycznie mamy iść w kierunku, który pierwszy raz podjęto blisko pół wieku temu, czy może szukać innych rozwiązań, nieodzowne są konsultacje społeczne.
Bo też trzeba brać pod uwagę, że mieszkańcy wskazanych ostatecznie lokalizacji nie będą z tego powodu skakać z radości. Wręcz odwrotnie: wyrażą głośny sprzeciw wobec elektrowni jądrowej w ich sąsiedztwie. Biorąc zaś pod uwagę „zgrabność” poczynań rządu w sprawie konsultacji dotyczących budowy Centralnego Portu Lotniczego, to raczej można spodziewać się karczemnej awantury niż spokojnego dialogu z kompromisem na końcu.
Dialog techniczny zamiast przetargu.
Na odbijanie piłeczki z mieszkańcami tej, czy tamtej miejscowości przyjdzie jeszcze z pewnością czas. Na razie wiadomo, że ta strategiczna inwestycja raczej nie będzie poprzedzona przetargiem. Dlaczego? Bo dotyczy zbyt poważnych spraw, żeby miał o nich decydować publiczny konkurs.
"Odchodzimy od formy bezpośredniego przetargu. Na początku chcielibyśmy zrobić coś w formie dialogu technicznego, w którym zostałaby wybrana technologia i firmy z tą technologią podlegałyby procedurze przetargu" - przekonuje Józef Sobolewski, dyrektor Departamentu Energii Jądrowej w Ministerstwie Energii.
Niemcy pokazują inną drogę. Wolą OZE od atomu.
Wsłuchując się w wypowiedzi rządzących można z większą dozą prawdopodobieństwa założyć, że temat jest już zamknięty i powstanie polska elektrownia jądrowa. W ten sposób, choćby pod tym jednym względem, dogonimy resztę świata. Tylko, czy aby na pewno? Czy znowu nie jest tak, że puszczamy się w pogoń, kiedy inni właśnie zaczynają przestawać biec albo zmieniają zupełnie kierunek?
Może warto zerknąć na zachód, na naszego sąsiada?: W Niemczech panuje obecnie pogląd, że energia jądrowa jest zbyt ryzykowna i co nawet ważniejsze: pasuje do energii odnawialnej jak pięść do nosa. Dlatego zamknięcie ostatniej elektrowni jądrowej u naszego zachodniego sąsiada planowane jest już w 2022 r. Tylko to chyba kolejny krok w energetycznej ewolucji. Więc droga na skróty pewnie nam się nie uda. Musimy przejść swoje.