Strony informacyjne rozgłośni radiowych, czyli zero treści dodanej. Polski shiternet
Jakimś cudem radio nie zginęło, choć przemawiała za tym cała logika tego świata, a koledzy z redakcji Spider’s Web twierdzą nawet, że przeżywa drugą młodość pod nazwą podcasty.
Strony polskich rozgłośni radiowych to jednak zupełnie inna bajka. Są coraz większe, coraz liczniejsze, coraz częściej oglądane, a jednak nie przypominam sobie, by którakolwiek z nich stworzyła w ostatnich latach jeden artykuł, który odbiłby się szerszym echem w polskiej sieci. Jeden artykuł, jeden tekst, jakaś autorska treść, subiektywny wytwór wyobraźni, obiektywne zrelacjonowanie faktu, który pozwoliłby mi napisać na Spider’s Web „Dobrze, że Radio Zet jest aktywnym graczem w polskiej sieci”.
Nie przemawiają przeze mnie nerwy, choć Eska właśnie przepisała swoimi słowami poranny tekst Emilii Wyciślak z Bezprawnika (dziewczyna trochę się zabawnych smaczków naszukała - i czytelnicy to docenili, zrobiliśmy od rana 100 000 wyświetleń). Nie przemawiają, bo po prostu zdążyłem się przyzwyczaić, że nośny temat będą chciały omówić u siebie też inne serwisy. To normalna praktyka w mediach. Zwykła ludzka przyzwoitość podpowiada, by wskazać autora artykułu, który nas zainspirował, zaś medialny savoir vivre nakazuje wręcz przywołanie oryginału w linku. Na ogół staramy się to robić my oraz niektórzy nasi konkurenci, choć są tacy, np. serwis Wirtualne Media, dla których zalinkowanie do innej witryny to... kojarzycie ten mem „podłoga to lawa”?
Ale dziś nie o linkowaniu. Dziś o serwisach informacyjnych należących do radiostacji. Eska, Antyradio, Radio Zet itd.
Od paru lat bardzo aktywne w sieci. Od paru lat, w moim subiektywnym odczuciu - i z punktu widzenia społecznego interesu - równie bezużyteczne.
Niemalże anonimowi autorzy, za którymi nie kryje się żadna głębsza myśl przewodnia, od rana do wieczora przepisują teksty, które wysoko wyświetlają się w przeglądarce Google, by tylko uszczknąć dla siebie nieco tego ruchu, nieco tej internetowej popularności.
Onet wytropił ostatnio głośną sprawę relacji polsko-amerykańskich, Gazeta.pl głupie ma te felietony o zamkniętych osiedlach, ale przynajmniej widać, że pisze je żywy człowiek. Niezalezna.pl staje na głowie, żeby jak najbardziej udowodnić nam, że Tusk przybył do Polski na Gwieździe Śmierci, NaTemat.pl doradzi jak wychować dziecko i gdzie dobrze zjeść hot-doga, Spider’s Web wybierze smartfona, a serwisy polskich radiostacji?
Podobny problem mają portale regionalne.
Miejsce ambitnej debaty o Śląsku, znanego i cenionego niegdyś dziennikarza, dla mnie jest przede wszystkim miejscem, z którego biorę kartki i gify noworoczne, świąteczne, na dzień babci, dziadka, górnika, rybaka, leśniczego. Ambitna gazeta, która podobno rozwiązuje regionalne problemy Pomorzan? Każdy ciągnie jak może, by pozyskać czytelnika, ale chociaż w tym zalewie linków-nielinków do torrentów czasem pojawią się jakieś wieści regionalne. No, raz na pół roku faktycznie pomiędzy życzeniami na Barbórkę i nadejście Aniołka wcisną jakieś wieści z ratusza.
A radiostacje? Tu przepisze, tu sparafrazuje, tu omówi, tu streści, tu wciśnie jakieś brednie, bo się google'uje.
I w porządku, to w pewnym zakresie też jest część medialnej roboty. Ale ja nie przypominam sobie, żeby w ostatnich latach wniosły do polskiego internetu cokolwiek autorskiego. Może więc w pewnym sensie radio jest martwe. Fakt i Super Express na tle stron internetowych radiostacji i portali lokalnych, ale przede wszystkim radiostacji, wyglądają na ambitne, internetowe media. No po prostu shiternet.