Detroit: Become Human będzie najlepszą grą twórców Heavy Rain. Mam pięć powodów, żeby tak sądzić
Gdy rozsunęły się drzwi windy, na 38 poziomie Warsaw Spire przywitał mnie android. Szybki rzut oka pozwolił stwierdzić, że to ten sam model, który będzie hitem sprzedażowym w 2038 roku. Obowiązki domowe, sekretarka, asystent - typowy wachlarz umiejętności dla klientów indywidualnych. Blaszak o ciele atrakcyjnej kobiety zaprowadził mnie do stanowiska, przy którym mogłem spędzić kilka długich godzin z Detroit: Become Human.
Nie to, żebym sam nie trafił. Pomoc androida była zbyteczna, ponieważ sala z konsolami PlayStation 4 wyróżniała się na tle powierzchni biurowej. W centralnym miejscu pomieszczenia stał Adam Williams – scenarzysta, który przyjechał do Polski ze studia Quantic Dreams. Williams tłumaczył, dlaczego ich nowy projekt jest inny, lepszy i ciekawszy od pozostałych. Na PS4 znajdował się kod gry, który nie został prezentowany nigdy wcześniej. Łącznie kilka pierwszych rozdziałów, które można rozegrać jeden po drugim.
Przy Detroit: Become Human spędziłem kilka godzin. Poznałem i zagrałem każdym z trzech grywalnych bohaterów. Jeden z rozdziałów przeszedłem aż czterokrotnie (!), aby sprawdzić, jak system podejmowanych wyborów oraz ich konsekwencji sprawdza się w praktyce. Ten czas pozwolił mi wyrobić sobie zdanie o Detroit. Jeżeli graliście w Heavy Rain oraz Beyond: Dwie Dusze to od razu informuję: jest naprawdę dobrze. Z przynajmniej pięciu powodów:
1. Trzy rownolegle prowadzone historie, każda w innym klimacie
W Detroit: Become Human dostajemy aż trzech grywalnych protagonistów. Pierwszą bohaterką jest android Kara - typowy archetyp z gier Quantum Dreams, ukazujący postać wysoce emocjonalną, którą kontrastuje się z okropnymi niesprawiedliwościami świata przyszłości. Znany i starty schemat. Ciekawiej prezentuje się dwóch pozostałych bohaterów.
Markus jest androidem, który staje na czele pierwszej rewolucji zbuntowanych robotów. Wskakujemy w buty lidera, odpowiadając za wiele sztucznych istnień, które na nim polegają. Na tej przystojnej postaci ciąży odpowiedzialność. Od jej decyzji zależy przyszłość całej rasy, która chce wykroić dla siebie trochę wolności oraz niezależności. Oczywiście ludzie nie są tym zachwyceni. Mniam.
Trzeci protagonista to mój ulubieniec. Connor jest policyjnym androidem na usługach ludzi. Żeby było jeszcze ciekawiej, jego specjalność to polowanie na zbuntowane maszyny, które grasują na wolności. Skojarzenia z Blade Runnerem są słuszne i dodatkowo premiowane. Mamy więc konflikt interesów miedzy bohaterami (Connor kontra Marcus), co już samo w sobie jest piekielnie interesujące. Rozumiem, jeśli po kilku godzinach byliście znudzeni bohaterką w Beyond: Dwie Dusze. Na szczęście znużenie zróżnicowanymi bohaterami w Detroit jest niemożliwe.
2. Wszystkie grywalne postaci mogą zginąć. Ale tak na Amen.
Teraz najlepsze - każdy z trzech protagonistów może trafić na złomowisko jeszcze przed napisami końcowymi. Jednak zamiast ekranu GAME OVER zobaczymy dalszą cześć historii, już bez naszego wpływu. Trochę jak w zaskakująco dobrym Until Dawn, gdzie bohaterowie rownież mogli, ale nie musieli, wyzionąć ducha. Makabryczna opowieść toczyła się tam dalej, aż do poranka odsłaniającego horror zimowej nocy. Pamiętam, że bardzo mi się to spodobało.
Możliwość uśmiercenia każdego z grywalnych androidów daje ciekawe implikacje. Grając po stronie ludzkości, można próbować zezłomować Karę oraz Markusa. Fani sztucznej inteligencji będą z kolei kibicować liderowi buntu, jednocześnie rzucając kłody pod nogi policyjnemu Connorowi. Ależ szykuje się masa możliwości! Domorośli taktycy i spiskowcy będą mieli ręce pełne roboty.
3. Nie musisz być na siłę dobry i pomocny. Wręcz przeciwnie.
Problemem większości gier wideo, w których można podejmować decyzje i opowiadać się po dobrej/złej stronie mocy, jest mniejsza atrakcyjność mrocznej ścieżki. Bycie podłym i okrutnym najczęściej się po prostu nie opłaca. Nie pomagając mieszkańcom wioski omijają nas zadania dodatkowe. Odmawiając ochrony karawanie tracimy źródło punktów doświadczenia. Przykłady można mnożyć. Na szczęście Detroit: Become Human będzie jedną z niewielu gier, które wcale nie zachęcają do zabawy w rycerza na białym koniu.
Weźmy policyjnego androida Connora. To jednostka, która została stworzona z myślą o wykonywaniu trudnych zadań. Jego misją nie jest zabawianie ludzi, sprzątanie czy wyprowadzanie psa. Gdy Connor wykonuje dodatkowe czynności niezwiązane z jego zadaniem, nawet tak szlachetne jak wrzucenie rybki z powrotem do akwarium, jego system operacyjny zaczyna szaleć. Dochodzi od desynchronizacji, przez co android staje się nieco mniej skuteczny. W ten sposób twórcy dają znać - hej, wcale nie musisz pomagać każdemu i wykonywać każdy szlachetny gest. Przeciwnie - skup się na tym kim jesteś, co chcesz osiągnąć i jakie użyjesz przy tym narzędzia. Dla mnie bomba.
4. Możesz podejmować inne wybory bez konieczności nowego przechodzenia gry.
Podjąłeś kluczową fabularną decyzję, ale teraz gryzie cię sumienie i wybrałbyś inne rozwiązanie? W Detroit: Become Human nie musisz rozpoczynać gry na nowo. Nie musisz również wczytywać stanu zapisu. Po przejściu każdego rozdziału pojawia się jego podsumowanie, z możliwością ponownego rozegrania scenariusza. Powtórkę możemy uruchomić w dwóch trybach - jako działania nadpisujące poprzednią wersję wydarzeń, albo jako niezobowiązującą zabawę alternatywnymi wyborami, która nie wpłynie na pierwotnie podjęte przez nas decyzje.
Początkowo kręciłem nosem, ponieważ sądziłem, że takie rozwiazanie nadmiernie ułatwia rozgrywkę. Pozwala edytować scenariusz, bez przejmowania się konsekwencjach spontanicznie podejmowanych decyzji. Z drugiej strony, jeżeli ktoś nie chce cofać czasu i nie chce wybierać innych fabularnych szlaków, nikt go do tego nie zmusza. Hardkorowi gracze mogą być wierni pierwszym wyborom, z kolei ciekawscy od razu dostaną narzędzia do badania wszystkich ścieżek i wątków. Wilk syty i owca cała.
5. Drzewo historii od razu pokaże, ile cię ominęło i co straciłeś.
Wcześniej wspomniane podsumowanie po każdym rozdziale ma graficzny charakter. Na czytelnie rozbudowanym slajdzie widzimy ścieżkę obraną za pośrednictwem własnych decyzji, a także alternatywne drogi, z których nie skorzystaliśmy. Taki podgląd bardzo wiele mówi graczowi i uzmysławia skalę pracy włożoną w Detroit.
Od razu widzimy, ile dany rozdział ma wątków, rozgałęzień, interaktywnych elementów oraz możliwych zakończeń. Gdy grałem po raz pierwszy, byłem tym bardzo pozytywnie zaskoczony. Możliwości jest cała masa, a drzewo narracji świetnie je pokazuje. Oczywiście podgląd rozdziału nie zdradza, która ścieżka jest „dobra”, a która „zła”. To rozwiazanie pomaga tym graczom, którzy nie chcą niczego przeoczyć i chcą znaleźć każdy sekret w grze. Przydaje się dla łowców trofeów.
Czy Detroit: Become Human podoła oczekiwaniom? Sprawdź na własnej skórze.
Co świetne, fani gier przygodowych od Quantic Dreams wcale nie muszą polegać wyłącznie na mojej relacji. Część z ogrywanego przeze mnie kodu znalazła się w bezpłatnej wersji demonstracyjnej tej gry. Demo właśnie dzisiaj pojawiło się w polskim PS Store. Wystarczy wejść pod ten link, dodać grę przygodową do kolejki pobierania, a wasza konsola pobierze ją w trybie czuwania bądź przy następnym uruchomieniu.
Miłej rozgrywki! Widzimy się w 2038 roku.