Wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma - motto operatorów komórkowych (i troszkę kurierów)
Wkurza, a to delikatnie powiedziane, mnie mój operator telefoniczny (aktualnie Orange w formie Nju Mobile, jak również Virgin Mobile), wkurzają mnie kurierzy, wkurza mnie program ochrony kupujących PayPal, wkurza mnie jeszcze kilka innych rzeczy.
Kiedyś sobie pomyślałem, kto mnie nie wkurza i wyszło mi na to, że nie wkurza mnie mój bank internetowy - mam tam konto z 15 lat z górką i nigdy, ale to nigdy nie miałem ochoty się z nim rozstać. Jak tak sobie patrzę na resztę usługodawców na rynku, którzy notorycznie dostarczają mi zmartwień i frustracji, to aż zaczynam być pod wrażeniem mojego banku.
Wkurza mnie ZUS. Wydali na swój system informatyczny równowartość budżetu kilku afrykańskich państw, a Indie zapłaciły mniej, żeby polecieć w kosmos (to akurat nawet nie jest hiperbola). A i tak ten ich system działa i wygląda jak Windows 3.11. Wolę wypełniać papierowe druczki i nosić co miesiąc na pocztę, niż użerać się z dorobkiem intelektualnym polskich firm informatycznych, które wygrywają przetargi i serwują nam jakąś zemstę za to, że XX wiek skończył się za szybko.
Ale ZUS nie ma konkurencji. Natomiast operatorzy telefoniczni czy kurierzy mają. Właśnie trafiłem na trzynasty w tym roku post na Facebooku, w którym ktoś odradza kuriera firmy DHL. Potem jeszcze na Twitterze zarzekano się, że z Play to już koniec. Że miarka słabego zasięgu się przebrała. Sam bym chętnie publikował takie posty ilekroć ktoś mnie rozczaruje, a dzieje się to bardzo często, ale powoli zaczynam dostrzegać pewną niepokojącą zależność na rynku usług: wszystkie są złe. I wszędzie najlepiej, gdzie nas akurat nie ma.
Owszem, zdarzają się wyjątki, znam takich ananasów „Ja od 1999 mam w T-Mobile, dawna Era, jestem bardzo zadowolony, ostatnio nawet obniżyli mi abonament i SMS jest już za 20 groszy”. Ale przeważająca większość abonentów nienawidzi swojego operatora: bo słaby zasięg, bo ukryte opłaty, bo włączają pakiety, bo roaming zagraniczny nie taki jak nakazała Unia. I oczywiście pada „ja mam w XXX, jestem zadowolony”, gagatek się przenosi, po czym po pół roku płacze, że tu jest jeszcze gorzej. Podobnie z firmami kurierskimi.
Wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma?
Przerabiałem to jakiś czas temu. Z Play uciekłem do Plush, z Red Bull Mobile w Bezprawniku na krótko mnie namówili na Lajt Mobile, z Plush do Nju i Virgin (kilka numerów), obecnie już nieśmiało się oglądam za kolejnym operatorem, bo w Nju co miesiąc są jakieś dodatkowe mikroopłaty i wkurza mnie, że w moim wspaniałym banku muszę zmieniać kwoty przelewów (rozleniwiłem się, to prawda, ale z drugiej strony ja różnych przelewów miesięcznie robię kilkadziesiąt i wtedy takie detale zaczynają być frustrujące).
Już wiem, że gdzie sobie z tego Nju nie pójdę, to i tak coś pójdzie źle, napodpisuję się aneksów, a frustracja przyjdzie z kolejnej, niespodziewanej strony. I będę żałował, że w ogóle zachciało mi się eksperymentów.
A już najbardziej do szału mnie doprowadza, że każdy, ale to absolutnie każdy z operatorów pozwala mi wziąć na moje nazwisko kilka numerów telefonu, po czym nie mogę nimi sprawnie zarządzać, gdy rozdam je po rodzinie, a telemarketerzy z opcją przedłużenia umowy - choć błagałem, by tego nie robić - wydzwaniają do blisko 90-letniej babci.
Czy ze mną jest coś nie tak? Czytam powyższe i nie mogę się oprzeć wrażeniu, że problem tkwi w abonencie.
No, ale z drugiej strony - internet stacjonarny w tej samej firmie od lat, kablówka w tej samej firmie od lat, z bankiem we wzajemnej miłości idziemy na wspólne ćwierć wieku. Szkoda, że „wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma” ma prawo być mottem firm kurierskich i operatorów telefonii komórkowej. Oczywiście to ocieplona wersja motta „wszędzie niedobrze”.