Co za dużo, to niezdrowo. Mam już dość Elona Muska
Kilka lat temu zachwycałam się Elonem Muskiem. Dzisiaj mam już dosyć jego wszechobecności w mediach i wiem, że nie jestem jedyna.
Musk staje się powoli ofiarą trendów internetowych oraz swojej wszechobecności i hiperaktywności. Jeśli jeszcze tego nie zrobił, to jest bardzo blisko przekroczenia granicy pomiędzy uwielbieniem a pogardą internetowych tłumów.
Elon Musk zaangażowany jest obecnie w mnóstwo dużych, mniejszych i małych projektów: SpaceX, Tesla, SolarCity, Boring Company, Hyperloop, Neuralink i OpenAI. Zajmuje się tworzeniem elektrycznych samochodów, paneli słonecznych, systemów baterii, drążeniem tuneli do podziemnego transportu samochodów, wysyłaniem rakiet w kosmos i przyszłą kolonizacją Marsa, transportem w próżniowych tunelach, interfejsami maszyna-mózg i badaniem sztucznej inteligencji tak, żeby miała pozytywny wpływ na ludzkość.
Gdyby nie chodziło o Muska, ale o jakiegoś bezimiennego człowieka i gdybyśmy przeczytali listę tych projektów, powiedzielibyśmy: szaleniec. Tyle, że wiemy kim jest Elon Musk i wiemy, że to on współtworzył PayPala i faktycznie stworzył rakiety wysyłające ładunki na orbitę i samochody w kosmos. Wiemy, że auta produkowane przez Teslę są pożądane przez konsumentów i że SolarCity jest poważną firmą.
Na dodatek wielu z nas podziwia Elona Muska za zdolność kreatywnego myślenia i przekuwania pomysłów na coś bardziej realnego i inspirującego do działania. To uwiarygodnia go na tyle, że przez długi czas masowo nie zwracaliśmy uwagi na jego niedociągnięcia.
Media w tym nie pomagały. Musk sprzedaje się dobrze, jest wyjątkowo medialny. Potrafi opowiadać ciekawie, tłumaczyć skomplikowane rzeczy w prosty sposób, nie boi się trollowania, czy sporów z innymi gigantami Doliny Krzemowej, na przykład z Zuckerbergiem. Ma ogromną charyzmę. Ma też poczucie humoru, które pokazuje choćby na Twitterze.
Era internetu, era braku autorytetów.
Czasy internetu to kompletnie nowa era, w której trudno kontrolować narrację czy to, jak się jest odbieranym publicznie. Nie bez powodu nie ma dziś powszechnie uwielbianych czy szanowanych autorytetów, które stawiało się na piedestale i masowo uważało za godne uwagi i szacunku.
Fake news i podział społeczeństwa na obozy objawia się praktycznie w każdej dziedzinie. Mamy tak wiele sposobów na konsumowanie treści i tak wiele postaci w świecie rozrywki czy informacji, że zaczęliśmy mówić różnymi językami popkulturowymi. Dziś, podczas gdy ja wgłębiam się w jakieś dziwne zakamarki YouTube’a i Netfliksa, znajomi chodzą do kina na filmy o superbohaterach. Gdy czytam o polityce czy przeglądam subreddity poświęcone specyficznym tematom, ktoś inny spędza czas na filmach dokumentalnych i Twitterze.
Nasze światy treści różnią się tak bardzo, że nie ma oczywistych punktów wspólnych. Ja nawiążę do jakiejś informacji, która wydaje mi się oczywista, druga osoba nie zrozumie i odpowie swoją oczywistą referencją, której za to ja nie zrozumiem. Bańka informacyjna kształtuje nam różne równoległe rzeczywistości i opinie.
Do podziału zainteresowań dochodzi także fakt, iż dziś niemal każda osoba publiczna wypowiada się publicznie i wydaje się być blisko ludzi. Przyzwyczailiśmy się już do tego, że gwiazdy czy znane osobowości są aktywne w mediach społecznościowych i wypowiadają się na przeróżne tematy, niekoniecznie związane z ich pracą i działalnością.
Widzimy, jak wchodzą w interakcje z innymi osobami publicznymi czy obserwatorami, widzimy zdjęcia i wyrywki z ich życia. Wyrabiamy sobie o nich opinię, nie tylko na podstawie dokonań, ale wszystkiego co upubliczniają.
Cykl przydatności do spożycia skrócił się ogromnie w porównaniu do przedinternetowej przeszłości. Gdy ktoś staje się popularny, wydaje się, że wyskakuje z każdego miejsca w sieci, bo wszyscy lubią zbierać lajki i kliki na gorącym temacie czy osobie. Po jakimś czasie - czasem po kilku miesiącach, czasem latach - temat lub osoba jest tak wyeksploatowana, że przestaje być atrakcyjna.
Gdy ktoś staje się popularny zawsze możemy spodziewać się też szukania wszystkich wad, błędów i potknięć tej osoby, bo to też się świetnie sprzedaje. Ludzka natura jest ciekawska i wścibska.
Co za dużo, to niezdrowo.
Elon Musk od kilku lat jest niemal wszędzie. Każdy jego nowy projekt to nagłówki w mediach, tysiące tweetów i wielkie zainteresowanie. Od kilku miesięcy zastanawiam się, kiedy będziemy mieli już dość Muska i myślę, że zwrot w publicznym postrzeganiu nie jest wcale zbyt daleki.
Już pojawiają się powoli - na razie jednak nieśmiało - artykuły krytykujące Muska i jego przedsiębiorstwa. Od szczegółów pożycia z byłą żoną do doniesień o złych warunkach pracy w gigafabryce, problemach z dostarczaniem produktu na czas, czy próbach kupienia The Onion.
Musk w wywiadzie dla Rolling Stone przyznał, że nie umie być sam, zasypiać sam w łóżku i nie mieć partnera. Potem postanowił zatrudnić ludzi z satyrycznego The Onion i prawdopodobnie stworzyć stronę o komediowym charakterze. Kilka miesięcy wcześniej sprzedał 15 tysięcy miotaczy ognia jako żart. Prawdopodobnie żart, bo z Muskiem nigdy nic nie wiadomo. Lubi rzucać żarty, trollować i wprowadzać w żartobliwy błąd.
Kilka lat temu porównywano Muska do Iron Mana.
Dziś nikt tego nie robi bo… Musk stał się takim niby genialnym, ale trochę niepoważnym wujkiem internetu. Nie bez powodu większość prezesów ogromnych firm nie jest aktywna w mediach społecznościowych - ryzyko zmiany wizerunku na mało poważny, jest zbyt duże. Wszechobecność w mediach, żale na niezdolność do bycia niezależnym od partnerów człowiekiem, czy tworzenie kolejnego, coraz mniej poważnego projektu sprawią w końcu, że wszyscy będziemy mieli dość Elona Muska. A wtedy ucierpi nie tyle on sam, co jego poważne firmy.
Sama mam go już dosyć i nie chcę nadążać za każdym jego wybrykiem. Mam wrażenie - całkowicie subiektywne i prawie na pewno błędne, ale nie umiem się go pozbyć - że Musk jest niedojrzały, że nie radzi sobie z popularnością i rozmienia się na drobne. Chciałabym znów czytać o tym, jak zmienia świat na lepsze a nie o tym, że Musk impulsywnie usunął strony na Facebooku.
Każdy z nas, nawet geniusz, jest człowiekiem ze słabościami i potrzebami. Czasem trzeba jednak wybrać, czy chce się być postacią niemal plotkarskich artykułów ii żartów czy Iron Manem. Czasem trzeba zastanowić się, czy rozmienianie się na drobne opłaca się długoterminowo.