REKLAMA

Mam czas, dzwonię do nauczyciela angielskiego. Taką usługę oferuje polska firma Tutlo

Wiele osób porzuca naukę języków obcych z powodu brak czasu. Żyjemy przecież coraz szybciej, a doba nie jest z gumy. Po prawdzie, mamy jednak wiele krótkich chwil, które można byłoby lepiej spożytkować, niż na przeglądanie Facebooka.

Polska firma Tutlo udowadnia, że języków można uczyć się wszędzie
REKLAMA
REKLAMA

Co mam na myśli? Wyobraźcie sobie, że stoimy w korku. Wyciągamy telefon i szybko łączymy się z lektorem, aby podszkolić język. Kilkadziesiąt minut każdego dnia w drodze do pracy, potrafi zdziałać cuda. Oczywiście dobrze, aby lektor był elastyczny, bo nie zawsze stoimy w korku – czasami idealnie pasuje wieczorna chwila po przyjściu z pracy.

Utopia? Zupełnie nie. Taki system już teraz funkcjonuje w Polsce i nazywa się Tutlo

Pomysł na Tutlo zrodził się w głowach Damiana Strzelczyka i Tomka Jabłońskiego, następnie do projektu dołączyli twórcy internetowego słownika Glosbe, a później założyciele Angloville. W ich systemie z native speakerem można się połączyć praktycznie w dowolnej chwili. Rozliczamy się także z jednostki lekcyjnej, która trwa od 20 minut. Ceny wahają się od 20 do 30 zł.

Obecnie jedynie 5 proc. rynku nauki języków obcych jest online, a 95 proc. wciąż pozostaje offline. Nie da się jednak ukryć, że z każdym rokiem coraz więcej osób przesiada się do internetu, także pod kątem nauki. Tutlo może być więc biznesem z bardzo ciekawą przyszłością. O jego początkach, przekonywaniu lektorów do współpracy i perspektywie kursów językowych online rozmawiam z Damianem Strzelczykiem.

Damian Strzelczyk - współtwórca Tutlo.

Karol Kopańko, Spider’s Web: Zwykle startupowcy czerpią pomysły na biznes ze swoich własnych doświadczeń. Wiem, że u was było podobnie.

Damian Strzelczyk, Tutlo: Dokładnie. Chcieliśmy wraz ze wspólnikiem podszlifować angielski, więc zapraszaliśmy do biura native speakera, aby sobie z nim pogawędzić. Niestety różne zajętości skutecznie blokowały nasze harmonogramy i musieliśmy przekładać spotkania. Kiedy zobaczyliśmy, że w jednym miesiącu spotkaliśmy się tylko raz, postanowiliśmy coś zmienić.

Sprawdziliśmy rynek w poszukiwaniu aplikacji, przez którą można byłoby umawiać się ad hoc: mam czas, więc dzwonię do nauczyciela.

Niech zgadnę – nie znaleźliście takiej aplikacji.

I postanowiliśmy stworzyć własną.

Aplikacja to jedna rzecz, ale kluczowe wydaje mi się pozyskanie nauczycieli – lektorów.

Zdecydowanie. Teraz mamy bardzo komfortową sytuację. W każdym miesiącu uczy u nas blisko stu lektorów z całego świata - ze Stanów Zjednoczonych, Kanady, Wielkiej Brytanii, RPA oraz z wielu innych krajów. Jest to już spora gromadka. Mamy kilkuset lektorów oczekujących w kolejce do rozpoczęcia nauki w platformie, jednak przechodzą oni przez dość restrykcyjny proces rekrutacyjny, który pozwala nam na wybranie tylko tych najlepszych.

Jak ich weryfikujecie? Jak sprawdzacie czy ktoś się nadaje czy nie?

Na początku dużym wyzwaniem było zachęcenie ich do obecności w platformie, gdy nie mieliśmy zbyt wielu chętnych na naukę. Dziś platforma jest płynna i lektorzy mają bardzo dużo lekcji.

Teraz każdy z nich przechodzi rozmowę kwalifikacyjną z naszym działem rekrutacji, metodykiem, a także lektorem native speakerem - po pozytywnej weryfikacji umieszczamy lektora w platformie na okres testowy i jeśli lektor się sprawdzi to może uczyć w naszej platformie.

To czy lektor się sprawdzi, czy nie, określają użytkownicy, którzy po każdej lekcji wystawiają lektorowi ocenę. Jeśli zauważamy negatywne oceny natychmiast interweniujemy i wyjaśniamy sprawę, a jeśli jest taka konieczność to usuwamy lektora z Tutlo.

Jak się z nimi rozliczacie? Czy jest to opłata za przepracowany czas czy może od każdego ucznia?

Lektorzy otrzymają wynagrodzenie za czas przepracowany w platformie. Oczywiście jest trochę mniejsze niż płatność od ucznia - jako platforma mamy swoje koszty utrzymania i pozyskania klientów.

Wyznaczacie im jakieś okienka, w których muszą być dostępni?

Zupełnie nie. Nie mamy dla nich sztywnych wymogów i grafików - logują się, gdy mają na to ochotę, tak samo jak uczniowie.

W takim razie może się tak zdarzyć, że kiedy uczeń będzie chciał z kimś porozmawiać, to nie będzie dostępnych lektorów.

Teoretycznie tak, praktycznie nie, ale zacznijmy od początku. Problem kury i jajka, związany z płynnością naszego rynku, był jednym z największych wyzwań jakie mieliśmy w procesie rozwoju platformy. Na samym początku mieliśmy kilku uczniów i musieliśmy zapewnić im dostępność lektorów w platformie od 9 do 22, co było bardzo, bardzo, bardzo trudne.

Lektorzy, których zachęcaliśmy do nauki nie mieli wystarczającej liczby uczniów, a więc bardzo szybko się demotywowali i musieliśmy rekrutować nowych. Mieliśmy też momenty, gdy w platformie było zbyt wielu uczniów i nie mieliśmy wystarczającej liczby lektorów.

Zespół Tutlo na spotkaniu mikołajkowym.

Jak sobie poradziliście?

Spędziłem setki godzin na rozmowach z lektorami, gdy próbowałem ich zmotywować do pozostania z nami roztaczając docelową wizję Tutlo. Wielu z lektorów uwierzyło w projekt i jest już z nami od ponad 2 lat. Z niektórymi lektorami mamy dość bliskie, personalne relacje, co jest bardzo miłe.

W momencie, dokładnie teraz, gdybyś zalogował się na platformę, zobaczyłbyś sześciu dostępnych lektorów, z którymi możesz się połączyć - bez wcześniejszego umawiania.

REKLAMA

Jak sądzisz, w perspektywie kilkunastu lat więcej ludzie będzie uczyło się języków online czy przez standardowe kursy?

We współczesnym świecie wszystko przechodzi do segmentu online i wierzę, że w perspektywie najbliższych kilkunastu lat proporcje te zupełnie się odwrócą. Tradycyjna nauka angielskiego w stacjonarnych szkołach i grupach jest nieefektywna, niewygodna i niedopasowana do naszego współczesnego trybu życia.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA