Na igrzyskach chcę zburzyć ścianę budowaną przez media - rozmawiamy z Krzysztofem Gonciarzem
Krzysztof Gonciarz to najprawdopodobniej jedyny akredytowany youtuber na świecie, który relacjonuje Igrzyska Olimpijskie wprost z Pjongczangu. Zapytaliśmy go o kulisy vlogowania z Igrzysk.
Niedawno złapałem się na tym, że jedynym pełnym materiałem z trwających właśnie Igrzysk Olimpijskich, który obejrzałem w całości, był vlog Krzysztofa Gonciarza.
Przyznaję, nie jestem typem kibica, ale tegoroczne Igrzyska nie zachęcają do tego, bym nim został. Z uwagi na różnicę czasu transmisje są w niedogodnych godzinach, brakuje sukcesów Polaków, a do mediów przebijają się tylko ciekawostki, takie jak np. zjazd saneczkarza Mateusza Sochowicza bez maski.
To wszystko sprawia, że moja aktywność przy śledzeniu IO ogranicza się głównie do sprawdzenia wyników w Google’u i… właśnie do oglądania wspomnianych vlogów.
Krzysztof Gonciarz wraz z Kasią Mecinski są wysłannikami Eurosportu na tegoroczne Igrzyska.
Eurosport chce w ten sposób postawić na media społecznościowe, dzięki którym ma szansę dotrzeć do nowych widzów. Vlogi z Igrzysk powstają już od ponad tygodnia i są publikowane codziennie na kanale Krzysztofa Gonciarza. Pokazują materiały, których nie zobaczylibyśmy w telewizji, czyli zaplecze Igrzysk, a także polskich sportowców „po godzinach”.
O vlogowaniu z Pjongczangu rozmawiałem z Krzysztofem Gonciarzem.
Marcin Połowianiuk: Kilka razy podkreślałeś, że twoja akredytacja na Igrzyska Olimpijskie jest wyjątkowa. Czym różni się od zwykłej akredytacji prasowej?
Krzysztof Gonciarz: Jako że jesteśmy tutaj (Kasia Mecinski oraz ja) na licencji Eurosportu, mamy uprawnienia mediów, które są oficjalnymi broadcasterami Igrzysk. Większą swobodę ma tylko Olympic Broadcasting System, czyli ekipa odpowiedzialna za oficjalne transmisje z Igrzysk sprzedawane na licencji stacjom telewizyjnym.
Co to oznacza w praktyce?
Daje nam to nieporównywalnie większą swobodę, niż zwykła akredytacja dziennikarska, na której nie moglibyśmy pokazywać fragmentów zawodów ani uwieczniać wizerunków sportowców w obrębie obiektów olimpijskich. Z tego co wiem, jesteśmy jedynymi twórcami z YouTube’a na świecie z takimi uprawnieniami.
Czy Eurosport w jakimś stopniu narzuca ci tematykę odcinków?
Rozmawiamy sobie nad merytoryką, ale zasadniczo mamy wolną rękę. Eurosport zaufał mi, że to, co zaproponuję będzie ciekawe, sugerując kierunek pokazania zaplecza, atmosfery igrzysk i elementów koreańskiej kultury. Wpadliśmy na pomysł, by uwzględnić w tym wszystkim jak najwięcej polskich sportowców i równolegle opowiedzieć historie, które rzadko trafiają do mainstreamu.
Macie nakreślone założenia, a jak wygląda wdrożenie ich w życie? Planujesz odcinki z wyprzedzeniem, czy relacje z kolejnych dni wychodzą spontanicznie?
Jesteśmy uzależnieni od harmonogramu Igrzysk oraz dostępności sportowców. To spora praca organizacyjna, bo jesteśmy tu na miejscu w dwie osoby (oczywiście nie licząc reszty ekipy Eurosportu, która pracuje nad transmisją telewizyjną i mediami spolscznosciowymi), a równolegle umawiamy od kilku do kilkunastu spotkań na nagrania zaplecza, sesji treningowych, występów polskich reprezentantów.
Jaki jest twój cel przy tworzeniu relacji? Na czym najbardziej ci zależy?
Bardzo jest dla mnie ważne, żeby pokazać ludzką twarz tego wydarzenia, zburzyć ścianę budowaną przez media, przez którą wszystko co związane z IO musi być na maksa pompatyczne.
Czy według ciebie to się udaje?
Dużo ludzi komentuje nasze reportaże mówiąc “wow, jacy ci sportowcy są sympatyczni i pozytywni” - i faktycznie tak jest, ale trudno jest im się pokazać z tej strony podczas transmisji telewizyjnej czy wywiadu na ściance po starcie.
Największym komplementem było dla mnie, kiedy członek rodziny jednej z osób które przedstawiliśmy, popłakał się oglądając nasz film i powiedział, że w tym świecie często podchodzi się do mediów i wywiadów z nieufnością, ale my pokazujemy prawdę. Sam się prawie rozpłakałem słysząc te słowa.
Jak tworzy się vlogi z igrzysk? Czujesz presję względem standardowych vlogów? A może dzieje się tyle, że materiały nagrywają się same?
To co robimy to ciekawe dla mnie zderzenie vloga z reportażem. Jakby wyciąć wszystkie selfie-sceny gadania do kamery z ręki, można byłoby z tego materiału zmontować normalne sylwetkowe mini-dokumenty. A jednocześnie internetowy język filmowy, którym operujemy, powoduje że te rzeczy są dość lekkie i łatwe w odbiorze.
Dla mnie, jako że jestem outsiderem i pierwszy raz widzę na żywo wszystkie te dyscypliny, pod względem wizualnym jest tutaj dość łatwo i przyjemnie. Wszystko jest dla mnie ciekawe, inne i świeże.
Czy vlogowanie z igrzysk jest wyzwaniem pod kątem sprzętowym? W razie wpadki niektórych ujęć nie da się powtórzyć.
Myślę że ważne jest doświadczenie. Jako że zbliżam się do 500. odcinka swojego vloga (wypadnie w sobotę, w dzień konkursu skoków!) to używam swojego sprzętu bardzo intuicyjnie i bez żadnego myślenia. Nie ma tu czasu na zastanawianie się. Prawie wszystko kręcimy Lumixem GH5 z uwagi na świetne slow-motion, czasami nocne ujęcia na Sony a7S2.
Czy korzystasz z większej liczby obiektywów niż zwykle?
Kluczowy jest teleobiektyw ze stabilizacja (Leica 100–400mm na bagnecie MFT). W swoim sprzęcie prawie zawsze stawiam na mobilność i trudno mi sobie wyobrazić lepiej dopasowany do tej funkcji zestaw niż to, czego używam w tym momencie. Jesteśmy między ekipami z wielkimi kamerami i obiektywami długości metra - to fajne sprzęty, jak rozstawiasz się w jednym miejscu i stoisz tam 2 godziny czekając na dobry moment.
Jesteś bezpośrednio na igrzyskach, więc na pewno masz inną perspektywę na ten temat, ale będąc w Polsce mam wrażenie, że ludzi generalnie igrzyska nie interesują…
Trudno jest ludzi zainteresować transmisją telewizyjną, w której Polak finiszuje na 30. miejscu.
To prawda. Sukcesy odnosimy tylko w skokach narciarskich i kilu innych nielicznych sportach zimowych. Nie odczuwasz, że tematyka igrzysk jest trudna do pokazania młodym widzom?
Staramy się podjąć rękawicę i być tego Polaka bliżej, nawet jeśli jest na 30. miejscu. Pokazać, kim jest, że trenuje tyle samo co najlepsi, poświęcił się tej pasji tak samo jak oni. Pamiętajmy też, że to Eurosport przyszedł do mnie z pomysłem zrobienia czegoś nowego. Stacji zależy na popularyzacji sportu zimowego w nowych mediach, bez zadęcia, a ja pomagam realizować ten plan.
Nie odnosisz wrażenia, że sytuacja sportowa jest frustrująca dla zawodników?
Praktycznie każdy sportowiec którego tu spotykam mówi, ze nie jest w stanie trenować swojej dyscypliny w Polsce. Bo nie ma toru, nie ma warunków, nie ma wsparcia, pieniędzy, know-how trenerskiego, zaplecza. I to jest takie błędne koło, bo bez tych rzeczy trudno o dobre wyniki. No chyba, że wydarzy się anomalia taka jak Adam Małysz, która zmieni całkiem obraz dyscypliny sportowej w naszym kraju.
Można powiedzieć, że w Polsce tylko skoczkowie mają za sobą infrastrukturę na światowym poziomie.
Tak, i to są dość smutne realia, bo na ich końcu są ci sportowcy z krwi i kości, którzy walczą tak, jak są w stanie najlepiej. Taka historia krystalizuje się z naszych olimpijskich odcinków - narodziła się sama, bez naszej ingerencji. Mam nadzieję że nasze filmy dołożą cegiełkę do popularyzacji sportów zimowych w Polsce.
To bardzo wysokie ambicje.
Dużo ludzi pisze, że zmieniło sposób myślenia o sportach zimowych dzięki zobaczeniu całego zaplecza. Może zamiast powtarzać mantrę, że “w sportach zimowych jesteśmy słabi”, ludzie zaczną zadawać pytanie, dlaczego tak jest.
W twoich materiałach pojawiają się fragmenty z press roomów, więc musisz mieć kontakt z ekipami telewizyjnymi. Jak traktują cię stare media?
Zabawne jest poruszanie się po strefie mediów broadcastowych podczas vlogowania. Dookoła nas największe sieci telewizyjne świata, a ja sobie gadam do kamery trzymając ją w ręce. To sprawia mi radość, bo sieciowe wideo to medium w które zainwestowałem sporą część swojego życia i w tym momencie naprawdę czuję, że to co robimy to przyszłość.
Ekipy telewizyjne mają pewnie inne zdanie na ten temat…
Pod każdym stadionem widzę 20 wieloosobowych ekip: wszystkie są bardzo imponujące i wszystkie robią dokładnie to samo. A nikt nie robi tego co my. Muszę dodać, że ekipa polskiego Eurosportu przyjęła nas bardzo ciepło. To dla mnie niezwykłe móc być kolegą z zespołu takich ludzi jak duet Jaroński/Wyrzykowski.
Co jest największym wyzwaniem przy twoich relacjach?
Transport. Odległości pomiędzy obiektami olimpijskimi są ogromne, a my zaliczamy czasami kilka lokacji jednego dnia. Średnio spędzamy w autobusach 5 godzin dziennie, czasami nawet 7.
To czas całkowicie stracony?
Spędzamy z Kasią te godziny na telefonach, próbując ustalić spotkania na następne dni. Nawet nie chodzi mi o frustrację siedzenia na tyłku w autobusie, co o zwykłą matematykę: ten czas to automatycznie czas, w którym nie jestem w stanie kręcić nic ciekawego, więc automatycznie pozostałe godziny dnia muszą być lepiej wykorzystane.
A co było dotychczas najbardziej stresującym doświadczeniem?
Wyzwaniem, które wiązało się z odrobiną stresu, było wejście w świat sportowców. Nie miałem pojęcia, czego się spodziewać i czy ktokolwiek będzie chciał ze mną rozmawiać. Na szczęście okazało się, że to świetni ludzie, a przy okazji bardzo spragnieni możliwości promowania swoich dyscyplin. W przypadku wielu osób pomaga też fakt, że w ich życiu jest siostra/dziewczyna/przyjaciel, którzy są naszymi stałymi widzami i szepnęli im na ucho słówko, że Krzysztof i Kasia nie gryzą.
Dzięki za rozmowę!