Fujifilm wchodzi na wyższy poziom. X-H1 nareszcie ze stabilizacją i dobrym trybem wideo
Fujifilm X-H1 to nowy bezlusterkowiec Fujifilm, który w ofercie jest plasowany ponad X-T2, który dotychczas był najwyższym modelem. Nowości jest sporo, a wiele z nich wdrożono z myślą o filmowcach.
Systemowi Fujifilm przyglądam się od dłuższego czasu. Znam kilku fotografów ślubnych, którzy porzucili swoje Nikony lub Canony właśnie na rzecz Fujifilm, a czytając fora i grupy fotograficzne można dojść do wniosku, że te osoby nie są wyjątkami.
Dotychczas osoby pracujące komercyjnie decydowały się na korpus Fujifilm X-T2, który był najwyższym i najlepiej doposażonym aparatem tego systemu. Debiutujący właśnie X-H1 otwiera całkiem nową półkę, która ma być jeszcze bardziej profesjonalna.
Główną nowością w Fujifilm X-H1 jest stabilizowana matryca.
Fujifilm X-H1 bazuje na dobrze znanej matrycy z X-T2, czyli na przetworniku X-Trans APS-C o rozdzielczości 24 megapikseli. Wielką nowością jest jednak stabilizacja sensora, dzięki czemu redukcja drgań będzie możliwa ze wszystkimi obiektywami, nawet tymi, które nie mają własnej stabilizacji.
Stabilizacja działa w 5 osiach, a jej skuteczność według producenta wynosi 5 EV. Przy okazji został też przeprojektowany mechanizm migawki, który teraz drga znacznie mniej.
Aparat dość znacznie urósł względem X-T2, dzięki czemu ma zdecydowanie głębszy grip i nieco inne rozłożenie przycisków na korpusie. Bardzo ważną nowością jest ekran na górnej ściance aparatu, który wyświetla najważniejsze nastawy, które można skonfigurowac osobo w trybie foto i wideo. Ekranik wygląda identycznie jak w Fujifilm GFX 50S, czyli średnim formacie tego producenta.
Kolejną ważną nowością poprawiającą ergonomię jest odchylany w dwóch osiach ekran, który teraz jest też dotykowy. Korpus jest oczywiście uszczelniany, a szybkość serii wynosi 14 kl./s przy elektronicznej migawce i 8 kl./s przy mechanicznej. Po założeniu opcjonalnego gripa rośnie ona do 11 kl./s.
Fujifilm deklaruje poprawę szybkości i dokładności układu AF, zwłaszcza w słabym świetle i na niższych przysłonach.
Fujifilm X-H1 nareszcie traktuje filmowanie na poważnie.
Aparat może nagrywać w rozdzielczości UHD 4K w 25/30 kl./s i DCI 4K (17:9) w 24 kl./s z przepływnością do 200 Mbps. W tych trybach aparat stosuje niestety niewielki crop obrazu wynoszący 1.17x.
Nowy bezlusterkowiec może nagrywać w płaskim profilu obrazu F-Log, przy czym złącze HDMI pozwala również na wyprowadzenie obrazu z tym profilem do zewnętrznego recordera. Nie zabrakło złącza na mikrofon i słuchawki. Pojawiła się też opcja rozdzielenia ustawień dla filmowania i trybu zdjęciowego.
Niestety nie zwiększył się czas nagrywania w 4K i nadal wynosi on tylko 15 minut. Aby uzyskać standardowe 29 min i 59 sekund trzeba do aparatu dołączyć opcjonalny grip. Aparat korzystając z niego przełącza się między akumulatorami, co pozwala uniknąć przegrzewania, ponieważ ciepło nie gromadzi się w jednym miejscu.
Filmowcom spodoba się tryb Movie Silent Control, w którym aparat blokuje wszystkie pokrętła do zmiany ekspozycji, a kontrolę przenosi na dotykowy ekran, joystick i czteroosiowy wybierak.
Jest drogo, ale niczego innego nie można było się spodziewać.
Fujifilm X-H1 został wyceniony na 1899 dol. za korpus i na 2199 dol. za zestaw z gripem VPB-XH1. Ciekaw jestem, jak wielu profesjonalistów przesiądzie się na nowy korpus i jak ta premiera wpłynie na cały rynek.
W ostatnim czasie widać trend profesjonalizacji aparatów z matrycami mniejszymi od pełnej klatki. Mieliśmy Nikona D500, a mocne premiery pokazali też Panasonic i Olympus. Mam nadzieję, że tą samą drogą pójdzie Sony, i że zapowiadany nieoficjlanie A6700 stanie się faktem.