Telewizor jak namalowany. Samsung The Frame - recenzja
Produkty dla ekstrawaganckich klientów to coś, czego nie lubię recenzować. Bo poza odniesieniem się do ich nietypowych potrzeb zazwyczaj oferują niewiele. Samsung The Frame jest dużo lepszy niż się spodziewałem.
Samsung The Frame po raz pierwszy widziałem na targach IFA 2017. Będąc wtedy – a w zasadzie to nadal – pod czarem techniki OLED od LG, nie potrafiłem zainteresować się udającymi obraz telewizorami Samsunga. Dlatego też gdy zaproponowano mi recenzję The Frame’a podchodziłem do tego sprzętu jak pies do jeża. Zakładałem, że to przeciętny telewizor w ekstrawaganckiej oprawie i nic więcej.
Byłem w błędzie.
Zacznijmy jednak od początku. Samsung The Frame to krawędziowo podświetlany telewizor LCD. Wyróżnia się swoją formą, a więc tym, że próbuje imitować obraz w eleganckiej ramie. Można go postawić na stojakach, sprawdzi się jednak szczególnie po powieszeniu go na ścianie.
Bo Samsung The Frame to nie tylko obraz, ale również i jego oprawa.
Gdzie na powyższym zdjęciu znajduje się telewizor? Podążając logiką wskażecie obrazek o największym rozmiarze i telewizyjnych proporcjach. Na pewno zaczynacie jednak rozumieć zamysł Samsunga przy projektowaniu The Frame. Ma on udawać dzieło sztuki.
Telewizor jest sprzedawany w metalowej ramie. Możemy jednak dopłacić i dokupić do niego alternatywne ramki, które przylegają do obudowy dzięki wbudowanym magnesom. W tym drewniane, w różnych rodzajach i odcieniach. Koszt takiej alternatywnej ramy to 1 tys. zł. Za sam telewizor zapłacimy 10 tys. zł (55 cali) lub 13 tys. zł (65 cali). No cóż, nie od dziś za ekstrawagancję trzeba płacić.
Do pudełka dołączony jest zestaw do montażu na ścianie. Wedle obietnicy, jest on zaprojektowany tak, by telewizor w żaden sposób od tej ściany nie odstawał. Nie ma żadnego wybrzuszenia na elektronikę, rama ze wszystkich stron przylega do płaskiej powierzchni. Problem z okablowaniem w znacznej mierze redukuje stara sztuczka Samsunga, a więc pudełeczko One Connect. Wszystkie źródła dźwięku i obrazu podpinamy do tego modułu połączonego z telewizorem przeźroczystym przewodem, zamiast do samego telewizora.
Nie ma sprzętu bez oprogramowania. Formę Samsung The Frame umiejętnie wykorzystuje zainstalowany w nim system Tizen.
Tizena znamy już bardzo dobrze z wielu innych recenzji telewizorów Samsunga. To wygodny system z bardzo wysoką dostępnością na niego aplikacji od firm trzecich. Działa szybko i sprawnie. Tu skupimy się zatem na jego dodatkowych funkcjach, opracowanych specjalnie z myślą o The Frame.
Pierwszą z nich jest ta pozwalająca telewizorowi udawać dzieło sztuki. Jego użytkownicy mają do wyboru 150 obrazów, które mogą być przez telewizor wyświetlane. Można definiować ich winietę, styl wyświetlania, lub załadować własne przez pamięć USB. Można też dokupić kolejne 300 od Samsunga, choć katalog obrazów jest udostępniany wyłącznie w formie subskrypcji (25 zł miesięcznie). Niestety, nie jest możliwe stworzenie pokazu obrazów. Może być wyświetlany tylko jeden obraz, dopóki sami go nie zmienimy na kolejny.
Tizen na nasze życzenie (i w domyślnych ustawieniach) będzie też modyfikował sposób, w jaki wyświetlany jest obraz o różnych porach dnia. Telewizor modyfikuje jasność i temperaturę obrazu w zależności od warunków oświetleniowych, jakie wykryje wbudowany w niego czujnik. Może się też automatycznie wygaszać, jeżeli w pokoju w którym się znajduje nie wykryje ruchu.
Warto korzystać z tych automatycznych mechanizmów. W ciągu dnia telewizor zużywa około 100 W energii, wieczorem około 50 W. Dodatkowe jego wygaszanie gdy nikogo w pokoju nie ma wpłynie na dalsze oszczędności prądu i pieniędzy.
No dobrze, ale czy The Frame to również dobry telewizor? Jak z obrazem i dźwiękiem?
Zacznijmy od tych gorszych rzeczy. A będą to głośniki, które są kiepskie nawet jak na telewizyjne standardy. Dźwięk jest płaski, pozbawiony przestrzeni, a niskie tony praktycznie nie istnieją. Zawsze piszę, że nie należy się tym przejmować, bo w zasadzie do każdego telewizora trzeba dokupić kolumny lub soundbara, bo w prawie każdym głośniki są co najwyżej przeciętne. Tu jednak może być problem z uwagi na ewentualne niestandardowe planowanie wystroju. Soundbar podwieszony pod obrazem? To pewnie nie jest najlepszy pomysł.
Na szczęście jeśli chodzi o obraz, to jest tu dużo lepiej. Osoby które lubią nieco przesycone kolory będą zadowolone, jednak te preferujące bardziej naturalne barwy będą musieli pobawić się Frame’em i jego ustawieniami. Niestety, nawet dłuższy czas. Co więcej, nie jest to ani telewizor OLED, ani telewizor Quantum dot LED (QLED), a zwykły LCD z podświetlaniem krawędziowym. Spodziewałem się więc, że jakość obrazu będzie co najwyżej przeciętna. Myliłem się.
Nie licząc przesyconych kolorów ciężko się do czegoś przyczepić. Z pewnością nie jest to jakość obrazu, którą można zestawiać z QLED-ami od Samsunga czy sztandarowymi modelami jego największych konkurentów. Telewizor jest jasny, nie wykazuje istotnych wad w równomierności podświetlenia, oferuje pełną rozdzielczość 4K i teoretyczną obsługę HDR.
Dlaczego teoretyczną? Bez matrycy OLED czy mechanizmów Quantum dot wraz ze zwiększaniem liczby jasnych punktów na ekranie coraz trudniej utrzymać szczegółowość tych ciemnych. Dodatkowe zwiększanie jasności przez HDR powoduje, że czernie stają się szare, a HDR w przypadku Frame’a to w praktyce raczej kolejny z trybów obrazu zamiast polepszanie jego jakości. The Frame obsługuje standardy HDR10 i HDR10+.
The Frame może się pochwalić doskonałym wynikiem jeśli chodzi o input lag, co jest istotną informacją dla graczy. Input lag opisuje z jakim opóźnieniem obraz na telewizorze reaguje na polecenia od użytkownika (a więc wciskanie przycisków na gamepadzie). The Frame w Trybie Gry utrzymuje poziom 21 ms, a to jeden z najlepszych wyników na rynku.
Samsung The Frame jest gorszy i droższy od sztandarowych QLED-ów. Nie wydaje mi się to jednak problemem.
Nie sądzę, by Samsung The Frame był przeznaczony dla entuzjastów kina domowego. Przecież od tego są QLED-y. I tak jak zdecydowanie nie obraziłbym się, gdyby w The Frame pojawiła się technika Quantum dot, tak – jak podejrzewam – jego potencjalni nabywcy nie będą tym specjalnie rozczarowani.
The Frame ma bowiem stanowić ozdobę. Jakiegoś większego domu, może showroomu firmy. Biorąc pod uwagę dostępność płatnej usługi z dodatkowymi dziełami sztuki zgaduję, że to wręcz model biznesowy na ten telewizor. A w opisanych warunkach radzi sobie świetnie.
Obraz w SD, HD i 4K wygląda bardzo dobrze, również w ruchu, ale też przede wszystkim w formie statycznej. Telewizor ma problemy z treściami HDR, ale przecież niezupełnie z uwagi na nie został zaprojektowany. Jego przeróżne formy wyświetlania obrazów i mechanizmy mające dopasować ich wygląd do otoczenia – i pozwalające na oszczędności na prądzie – działają bardzo dobrze.
Jeśli chodzi o jakość obrazu, zarówno Samsung jak i jego konkurencja proponują znacznie lepsze urządzenia w znacznie niższych cenach. The Frame jest unikatem, z jasno wytyczoną misją. I w tej misji, a więc imitowanie pięknego obrazu, sprawdza się absolutnie bez zarzutu. Jest prawie bezkonkurencyjny.
Jego jedynym konkurentem jest LG Signature OLED TV. Oferuje on znacznie lepszą jakość obrazu, jest też znacznie cieńszy od The Frame’a. Nie umożliwia on jednak personalizacji za pomocą dodatkowych ramek, nie zawiera usług związanych z wyświetlaniem dzieł sztuki i jest droższy o 10 tys. zł.
Jeżeli więc macie wypchany portfel i szukacie niestandardowej dekoracji dla swojego studia czy domu, The Frame nie ma sobie równych. Nie ma co szukać alternatyw, The Frame jest tym, czego szukacie. W każdych innych zastosowaniach jest co najwyżej przyzwoity. Samsung jednak o tym wie. Właśnie dlatego nadal istnieje bardzo udana linia QLED-ów.