Biznes w 2017 roku. Reklamy w popularnych polskich serwisach kopią kryptowalutę komputerami czytelników
Sposób na biznes w 2017 roku. Tworzysz skrypty na strony internetowe, które kopią kryptowaluty. Dzielicie się 30 – 70. Większość zatrzymuje właściciel strony. Brzmi ciekawie? Gorzej, kiedy ktoś postanowi skorzystać z mocy obliczeniowej czytelników bez twojej wiedzy.
Właśnie to dzieje się teraz na kilkudziesięciu dużych polskich serwisach (m.in. rp.pl, se.pl, superbiz.se.pl, warszawa.naszemiasto.pl, weszlo.com). Po wejściu na ich witryny w przeglądarce wykonuje się JavaScript, który korzystając z waszych zasobów kopie kryptowalutę. Moment ten bardzo łatwo poznać. Na PC wiatraczki zaczynają się kręcić o wiele szybciej, zaś w smartfonie akumulator powinien bardzo szybko poprosić o poratowanie power bankiem.
Skypt działa tylko w czasie, kiedy strona jest otwarta.
A jaka kryptowaluta jest kopana? Nie jest to bitcoin, a nieco mniej znana Monero. Na wykresie poniżej widać wyraźnie, że w okolicach sierpnia znacznie wzrósł jej obrót. Być może miało to związek z premierą usługi coinhive.
Coinhive - koparka kryptowalut w internecie.
To firma, która sprzedaje oprogramowanie do kopania kryptowalut. Z jej witryny można wyczytać, że jeśli na stronie kopie 10-20 osób, to przychody mogą wynosić nawet do 30 dol. miesięcznie. Jeśli liczba odwiedzin idzie w miliony rosną też zyski.
Nie byłym jednak przekonany, że Rzeczpospolita czy Super Express zechciały w ten sposób zmonetyzować swoich czytelników. Najprawdopodobniej skrypt zawierają bowiem zewnętrzne serwery, z których wczytywane są reklamy. Przy kreacjach idących w miliony bardzo trudno jest jednak sprawdzić jakie obrazki i jakie skrypty serwowane są odbiorcom.
Kopanie kryptowalut zamiast reklam?
A gdyby wydawcy zaczęli korzystać z usług Coinhive zgodnie z ich przeznaczeniem? W czasie przebywania na stronie w tle uruchomiony byłby program kopiący kryptowaluty dla właściciela serwisu. Taka opcja miałaby swoje uzasadnienie, gdyby zastąpiła reklamy i odbywała się za zgodą użytkownika. Wydawcy wycięliby wówczas pośrednika (np. Google AdSense), a ci więksi mogli się pewnie pokusić o samodzielne obsługiwanie kopania.
Jeśli ktoś chciałby oglądać reklamy - droga wolna. Przecież nie każdy musi posiadać wydajny komputer. Niektórzy przeglądają internet podczas przemieszczania się, na urządzeniach z akumulatorami, które pod obciążeniem będą się szybciej rozładowywać. To nie byłoby rozwiązanie dla nich. Z drugiej strony warto jednak pamiętać, że wyświetlanie reklam również może dość mocno obciążać procesor.
Byłbym fanem takiego rozwiązania, jeśli wybór stałby po stronie użytkownika. Co innego w obecnej sytuacji, kiedy komputery czytelników renomowanych serwisów zachowują się "prawie jak bot.net".