PewDiePie antysemitą? Nie kupuję tego. Wszyscy żeśmy zgłupieli
Dobrze, przyznam się. Oglądam PewDiePie’a, Felixa Kjellberga. Lubię jego absurdalny humor i komentarze, to taka miła odskocznia.
Nie. Nie uważam, że PewDiePie jest antysemitą, kim okrzyknęły go media po tym, gdy sieć Maker Studios, której właścicielem jest Disney, rozwiązała z nim kontrakt, a YouTube anulował drugą serię i tak beznadziejnej serii Scare. To wszystko efekt kuli śniegowej i kultury oburzenia, w której żyjemy.
Wstrzymywałam się z napisaniem tego tekstu, bo obawiam się, że broniąc PewDiePie’a sama zostanę okrzyknięta alt-rightową antysemitką. W końcu media dosyć jednogłośnie okrzyknęły Pewdsa antysemitą, a Independent opublikował nawet opinię stanowiącą, że PewDiePie ma zapędy faszystowskie.
Z jednej strony nie chcę stać tam, gdzie stoją alt-rightowcy, którymi się brzydzę, z drugiej strony nie mogę przejść obojętnie obok szaleństwa, w którym z ogromną łatwością przypina się wszystkim łatki, bo tak łatwiej zrozumieć świat i się oburzyć.
PewDiePie w ostatnim czasie stał się bardziej odważny w żartach i przyznał, że już nie martwi się byciem cool.
Stwierdził, że dotychczas jego persona była sztuczna i odgrywana. Męczyło go to i odpuścił. Teraz jest podobno sobą. Nie wiem czy to fair, bo na tej wymuszonej personie został największym jutuberem na świecie, jednak fani wciąż wydają się go lubić. Ja lubię go bardziej i częściej go oglądam, stał się bardziej interesujący.
Wideo, które wywołało poruszenie, to vlog, w którym PewDiePie próbuje korzystać z serwisu Fiverr. Fiverr to strona, która umożliwia oferowanie usług za opłatą. Felix zleca więc kilku osobom kontrowersyjne zadania, jak stworzenie równania, które poskutkuje penisem na wykresie.
Problem pojawił się ze zleceniem dwóm chłopakom, prawdopodobnie z Indii, zrobienia pocztówki wideo, na której skaczą w przepaskach z napisanym na kartonie “Death to all Jews” (śmierć wszystkim Żydom).
Przyznam się bez bicia: oglądałam to wideo w dzień publikacji i chociaż prawie nigdy nie śmieję się z wideo, to tym razem nie mogłam się powstrzymać. Nie spodziewałam się, że panowie wykonają to zlecenie. Myślę, że większość widzów była przekonana, że tak jak inni odmówią. Po reakcji PewDiePie’a widać, że sam nie spodziewał się takiego rozwoju sytuacji.
Oto dwóch skaczących, półnagich chłopaków wygłupia się i wyrywa sobie papier, po czym przestaje i rozwija wiadomość z tak szokującym napisem. Dysonans pomiędzy przekazem a zachowaniem, absurdalność całej sytuacji była niesamowita - szok łączył się z naturalnym odruchem niesmaku, a mi samej pojawiło się w głowie pytanie, dlaczego mnie to śmieszy? Czy powinno? Może powinnam być oburzona?
Felix Kjellberg podjął ogromne ryzyko.
Wtedy myślałam, że się opłaciło, że to jeden z tych momentów, gdy nieco przypadkowo powstało coś niesamowicie prowokacyjnego a zarazem interesującego. Szok wzbudził myślenie, zaczęłam zadawać sobie pytania o to, w jakim dziwnym świecie żyjemy, gdy za kilka funtów można zlecić ludziom z drugiego końca świata, z innego kręgu kulturowego, dowolne zadania.
Jednak nie przeszło mi nawet przez myśl, że PewDiePie to antysemita. Widziałam go nieraz na YouTubie żartującego z tematów tabu, na przykład z Hitlera. Jednocześnie widziałam go nieraz szczerze mówiącego o tym, że nieważne kim się jest, kogo się kocha, jaki ma się kolor skóry.
Kilka ryzykownych, nawet bardzo ryzykownych żartów może wynikających z braku wyczucia i wiedzy (PewDiePie nieraz demonstrował, że nie jest najsilniejszy w kwestii zasobu wiedzy) stało się przekleństwem.
Nie dziwię się Disneyowi czy YouTube’owi, że nie chcą oficjalnie mieć powiązań z PewDiePie’em - takie są realia korporacyjnego brandingu. Jednak media, które rzuciły się na temat antysemityzmu Felixa to już zbyt wiele.
Jest takie powiedzenie, że jak na wszystko mówi się rasizm/seksizm, to potem nikt nie zwraca uwagi na prawdziwe przypadki rasizmu czy seksizmu. Dużo w nim prawdy.
Za każdym razem, gdy bardziej lewa medialna strona krzyczy, że ktoś jest /tu przypiąć łatkę jakiegoś -izmu/, bo rzucił jeden niefortunny komentarz czy żart, publika, zwykli ludzie, uodparnia się na te wszystkie łatki. Przecież zamiast wytaczać ciężkie działa można byłoby zwrócić uwagę, że coś jest nie na miejscu, próbować uwrażliwić i powiedzieć dlaczego nie przystoi.
Łatwiej jest jednak krzyczeć antysemita i nurzać się w oburzeniu. Oburzenie jest na czasie. Ludzie lubią być oburzeni, bo daje im to poczucie, że robią coś dobrego siedząc na Twitterze czy pisząc posty na blogaskach i fejsach. Oburzenie to najbardziej leniwa forma przekonania siebie, że uprawia się jakiś aktywizm.
Jestem lewaczką, czego nigdy nie ukrywałam. Uwielbiam wolność słowa, taką z prawdziwego zdarzenia i uważam, że zakazywanie jakiejkolwiek mowy i formy ekspresji powoduje, że schodzi ona do podziemia i potem wraca ze zwielokrotnioną siłą (tak jak dzieje się to teraz z powrotem polityków z tendencjami mocno nacjonalistycznymi, wielbiącymi silnych przywódców). Uwielbiam komedię i to nie tylko dla śmiechu. Lubię, gdy przekracza granice, prowokuje i czasem nawet szokuje. Taką, która ufa, że odbiorcy mają odrobinę inteligencji, potrafią analizować i wyrobić sobie własne zdanie.
Media coraz rzadziej wierzą w czytelników. Wręcz odwrotnie, uważają nas za ciemną, łatwą do formowania masę, która stoi po którejś stronie.
Nie wiem, jakie poglądy ma PewDiePie. Mogę oceniać tylko to, co widziałam i wiem. A wiem, że kilka żartów, choćby i niesmacznych, rzuconych przez tego jutubera nijak ma się do prawdziwego antysemityzmu.
Następnym razem, gdy media wytkną palcem prawdziwego antysemitę, czytelnicy pomyślą “e, to pewnie nieprawda, przecież nawet PewDiePie dostał taką łatkę, nie ma co im wierzyć”.