Zakaz handlu w niedzielę, czyli mój sprzedawca robot
Nie znam się na polityce. Nie znam się na ekonomii. Nie muszę pracować w niedzielę. Nie będę więc nawet próbował ocenić, czy projekt nowej ustawy zakazującej handlu w niedzielę ma sens. Ale wiem co bym zrobił, gdybym był przedsiębiorcą, którego ten problem może dotknąć.
![zakaz handlu](/_next/image?url=https%3A%2F%2Focs-pl.oktawave.com%2Fv1%2FAUTH_2887234e-384a-4873-8bc5-405211db13a2%2Fspidersweb%2F2015%2F02%2Fmoney-360x240.jpg&w=1200&q=75)
Wiem, ale nie dlatego, że jestem skromnym wizjonerem, który zamiast zgarniać miliony za swoje genialne pomysły, woli w przyjemnej, domowej atmosferze blogować na pełny etat.
Wiem, bo po prostu widziałem.
Widziałem sprzedawców, których taki zakaz nie dotknie. Widziałem sprzedawców, którzy nadal będą pracować w niedziele i wszystkie święta, nie zgłaszając ani jednego sprzeciwu. Sprzedawców, którym to jest absolutnie obojętne. Sprzedawców, którzy będą to robić całkowicie legalnie i żadna kontrola im nie zaszkodzi.
Nie, nie chodzi o te wspominane w projekcie ustawy stacje benzynowe czy inne piekarnie. Ci sprzedawcy pracują w największych sieciach handlowych. Tych, w które teoretycznie ustawa powinna uderzyć.
Ci sprzedawcy po prostu nie są ludźmi.
Bujda z futurystycznej bajki czy książki? Ależ skąd. Przykład niedaleko mnie - chcę sobie kupić jajka, kiełbasę i podpaski (nie, nie mam pojęcia dlaczego akurat taki zestaw) w niedzielę, np. o 18. Teoretycznie, gdyby omawiana dziś szeroko ustawa weszła w życie, nie mógłbym tego zrobić w zwykłym, dużym sklepie.
A we Wrocławiu mogę. W Biedronce. W zwykłej Biedronce, nawet pomimo tego, że główne drzwi do niej byłyby stale zamknięte.
Przed nią jednak, niestrudzony niczym, stoi pracownik, na którego - w obliczu nadchodzących potencjalnie zmian - zdecydowanie warto postawić. Pracownik, który głęboko w gnieździe zasilania ma to, co mówi prawo o pracy w niedzielę.
On nie pracuje. On działa. Jest robotem. Tyle.
I już nawet od niego, tego ograniczonego bardzo mocno, testowego, pojedynczego robota mogę kupić całkiem sporo. Całkiem sporo rzeczy, których może mi zabraknąć w niedzielę.
A takich biedronkowych robotów może być kiedyś więcej. Mogą potrafić więcej. Mogą nagle potrafić tak dużo, że zaczniemy się zastanawiać, po co jest ta dziwna hala za nią i po co siedzą w niej w ogóle ludzie.
Takich robotowych eksperymentów jest zresztą więcej.
Nie tylko w Polsce, ale i na całym świecie sprawdza się różne sposoby, które mają na celu jedno - wyeliminowanie sprzedawcy, którego już z dużym powodzeniem są w stanie zastąpić maszyny. Foxconn (tak, wiem, to nie handel, nie ma to teraz znaczenia) zwolnił dziesiątki tysięcy osób, ot tak. Bo roboty. Wallmart zastąpi kolejne tysiące robotami. Ot tak.
A jakieś bliższe przykłady? Sklep z samymi kasami samoobsługowymi? Proszę bardzo. Te pojawiają się w kolejnych i kolejnych sklepach, i jakoś nie pamiętam, żebym kiedykolwiek, mając wybór sprzedawca czy automatyczna kasa, wybrał tę pierwszą opcję. Bo po co - równie dobrze mogłyby istnieć same automaty.
Na stacji benzynowej, choć w Polsce to akurat umiarkowanie popularne, też wolę zapłacić od razu przy dystrybutorze, bez udziału sprzedawcy. Po co mi stać w kolejce za tymi wszystkimi ludźmi, którzy chcą kupić hotdoga? Szybciej, wygodniej, prościej.
Na dłuższą metę trzeba w końcu zadać to pytanie: po co tam w ogóle człowiek?
Odpowiedź jest prosta: po nic. A teraz dodatkowo (prawdopodobnie) będzie się jeszcze jego - wybaczcie bezduszność - użyteczność w handlu dodatkowo obniżać zasadami prawa.
I gdybym teraz był - załóżmy przez chwilę - przedsiębiorcą, wybrałbym prostą drogę - inwestycję w roboty. Roboty, które potrafią dziś już niemal to samo co człowiek, są droższe w zakupie, ale tańsze w utrzymaniu, a do tego nikt nie wyznaczy im żadnych ram czasu pracy. Klienci mogliby przyjść do mojego sklepu w niedzielę o 2 w nocy i nikt nie miałby prawa nic mi zarzucić.
Oczywiście takie roboty pracowałyby tylko w niedziele, przecież nie jestem tak pozbawiony duszy. Ale delikatnie podsuwałbym tu i tam pomysł, że w soboty pracownicy też chcą odpocząć. Że w piątek przeważnie jest najlepszy czas, żeby wyjść z dzieckiem na spacer i nie powinno się wtedy pracować. Że w czwartek to już prawie jak w piątek, więc też lepiej zabronić handlu i pracy.
A z resztą tygodnia poszłoby już łatwo…