Okulary Snapchata? To naprawdę może się udać
Znacie to uczucie, prawda? Patrzycie na nowy produkt, czytacie to, co mówią o nim jego twórcy i od razu czujecie, że będzie hit. Tak właśnie mam z okularami Snapchata.
Te okulary naprawdę wyglądają na kapitalny pomysł. Prosty i komplementarny w stosunku do podstawowej usługi. Naprawdę fajny. I ta fajność wydaje się tutaj najważniejsza.
Ja wiem, że poważni ludzie właśnie pukają się w czoło i z szelmowskim uśmieszkiem na twarzy zabierają się do czytania, by przekonać się, że Pająk znowu odjechał. Spróbuję przekonać, że jest inaczej.
Okulary Snapa wyglądają na pierwszy od dawna powiew świeżości, nie tylko na rynku produktów technologii ubieralnych, ale także na całym rynku tech. Nowe smartfony wzbudzają dziś więcej emocji tym, że wybuchają i niezwykle łatwo rysują się ich obudowy, niż jakimiś super funkcjonalnymi nowościami. Z kolei taki Apple Watch poległ na tym, że oferował przesadnie dużo funkcji, a jego twórcy nie potrafili odnaleźć jednego problemu, który by realnie rozwiązywał.
A okulary Snapa jeden ważny problem rozwiązują. I świetnie się wkomponowują w macierzystą usługę Snapchata. I na dodatek chyba wreszcie mamy pierwszy produkt z kategorii wearables, który może odnieść sukces modowy. I jeszcze jedno - jest duża szansa, że otworzą rynek zupełnie nowego typu urządzeń technologicznych.
Okulary nagrywają klipy wideo o długości do 10 sekund, by potem, po synchronizacji z telefonem, wrzucać je na Snapchata. Tylko tyle i aż tyle.
Gdzie tu rozwiązanie jakiegoś problemu? Otóż ten sposób nagrywania wideo różni się zdecydowanie od nagrań wykonywanych smartfonem, czy kamerą i to, co dostajemy, to zupełnie nowy rodzaj treści wideo. Trochę zbliżony do tego, jak nasz mózg rejestruje wspomnienia. A to już wielka sprawa!
Wyobraźmy sobie takie nagrania wykonane kamerą w okularach, gdy po raz pierwszy trzymamy w rękach nowo narodzonego potomka lub gdy głaszczemy ukochanego psa, albo gdy rozpakowujemy gwiazdkowy prezent lub zdmuchujemy świeczki z urodzinowego tortu.
Rozumiecie? To będą zupełnie inne nagrania, niż te robione smartfonem, który często wymusza sztuczność, przeszkadza, jest intruzem. Kamera w okularach działa jak oko, które rejestruje to, co się dzieje, w sposób prawie naturalny, bez ingerencji dodatkowej technologicznej bariery.
Sprytnym zabiegiem technicznym jest użycie 115-stopniowej szerokokątnej kamery w okularach Snapa, która nagrywa wideo w okrągłym formacie. To właśnie ma sprawić, że nagrania będą wyglądały niczym zapisy w pamięci naszego mózgu.
I co ważne, okulary nie są produktem oderwanym od rzeczywistości, lecz rozszerzeniem podstawowej usługi, którą Snapchat z sukcesem od lat rozwija. Ten sukces polega na tym, że serwis jest fun - fajne obrazki, gagi, śmieszynki, filtry, memy. Okulary wyniosą ten fun na wyższy poziom.
Przy okazji prezentacji Spectacles, szef Snapchata, Evan Spiegel, ogłosił zmianę nazwy firmy na Snap Inc. Ważniejsza jednak w tym przypadku jest inna zmiana - Snap uważa się za firmę fotograficzną. Opis na Twitterze nie pozostawia wątpliwości.
Patrząc na zdjęcia Spiegela w okularach w Wall Street Journal autorstwa legendy mody Karla Lagerfelda nie mam przy okazji wątpliwości, że nowy produkt Snapa może okazać się naprawdę sporym sukcesem modowym.
Spiegel obraca się w środowisku modowym od dawna. Jego życiową partnerką jest supermodelka Miranda Kerr. Razem tworzą nie tylko piękną parę, ale także ikony mody. Obracają się wśród postaci, które światową modę kreują.
To pierwsza taka sytuacja, w którym połączenie tech z modą jest tak naturalne. Google Glass był produktem tworzonym przez i dla tech-geeków. Z kolei Apple Watch sztucznie próbował wejść w świat mody, mimo iż jego projektant Jonathan Ive z tym środowiskiem miał niewiele wspólnego. Evan Spiegel jest w nim od dawna. Jego okulary wyglądają na naturalny modowy produkt.
Z której strony bym na Okulary Snapa nie patrzył, wyglądają mi na produkt skrojony na miarę dużego sukcesu.