5 dowodów na to, że złota era innowacji w motoryzacji dopiero nadchodzi
Uważasz, że współczesna motoryzacja jest nudna? W zalewie produkowanych na jedno kopyto aut łatwo jest odnieść takie wrażenie, ale wystarczy spojrzeć nieco głębiej, by się przekonać, że do zmierzchu innowacji jeszcze daleko.
Kiedy ostatni raz spojrzałeś na nowo wyprodukowany samochód i pomyślałeś „wow, ależ to jest niesamowite?”.
Zazwyczaj premiery nowych aut to festiwal wzruszeń ramionami. Producenci wałkują od lat te same projekty, dodając może przetłoczenie tu, nowy wzór lamp tam, lecz nadal bazując na koncepcji, która spodoba się masom, ale… niekoniecznie jest ciekawa.
Dla mnie ostatnimi momentami takiego „wow” były premiery najnowszej Toyoty Prius, Toyoty Mirai i Lexusa LC. Nie tylko dlatego, że są to samochody tak inne od reszty, że nie sposób ich przeoczyć, ale też dlatego, że niezwykle rzadko się zdarza, by z fabrycznej taśmy zjechał samochód wyglądający niemal identycznie, jak designerski koncept, który go poprzedzał.
Mirai przez lata pokazywana była jako „FCV Concept”. I co? I finalna wersja pojazdu wcale się od tego konceptu nie różni. Podobnie jak zaprezentowany na targach w Paryżu crossover, CH-R, który niemal jota w jotę wygląda jak nakreślony wcześniej, futurystyczny projekt.
A skoro koncern Toyoty już kilka razy pokazał, że ich koncepty w bliskiej perspektywie faktycznie wyjeżdżają na drogi, to… czego jeszcze możemy się spodziewać? Przyjrzyjmy się pięciu przykładom.
Toyota Setsuna, czyli powrót do korzeni. Dosłownie.
Era samochodów przekazywanych potomstwu w spadku chyba bezpowrotnie przeminęła. Dziś wielu producentów produkuje swoje pojazdy tak, by dojechały do końca okresu gwarancyjnego. Niby nic niezwykłego, ot, ekonomia, ale jednak przykro się robi na myśl o tym, że za 20 lat perspektywa posiadania 20-letniego, używanego samochodu będzie po prostu abstrakcją.
Tutaj wkracza koncept Toyoty Setsuny, która jest bardziej dziełem sztuki rzemieślniczej, niż pojazdem użytkowym. To nowatorski koncept roadstera wykonanego… z drewna. Konkretnie japońskiego cedru i brzozy. Pojazd w tej fazie prezentuje się niesamowicie i chociaż nie ulega wątpliwości, że jeśli kiedykolwiek pojawi się on na drogach, będzie to ciekawostka dla bogatych, to niemniej jednak… sama koncepcja pojazdu przekazywanego w spadku jest (na dzisiejsze standardy) niebywale nowatorska.
Toyota Kikai, czyli przeciwwaga dla gadżeciarstwa
Dzisiejszy „duch motoryzacji” to komputery, wyświetlacze LCD, nowoczesna technologia, autonomia. Elektronika. Mechanicy mają w dzisiejszych czasach ogromny problem, bo albo przebranżowią się na informatyków, albo wypadną z biznesu. Pojazdy stają się zaawansowane, inteligentne, bla, bla, bla… a czasem chciałoby się, żeby samochód znów był maszyną. Nie robotem.
Takie podejście prezentuje Toyota Kikai, czyli koncept, który jest zupełnie po drugiej stronie spektrum niż Prius czy Mirai. To powrót do korzeni motoryzacji, czysta mechanika. Pojazd, który (w fazie konceptu) nie jest ani przesadnie praktyczny, ani zbyt piękny, ale może być zapowiedzią, iż za kilka lat, równolegle z futurystycznymi, autonomicznymi samochodami, Toyota będzie produkować też proste, niezawodne, „analogowe” pojazdy.
Obym miał rację, bo gadżety są fajne, ale jeszcze fajniej jest czasem od tych gadżetów… po prostu odpocząć.
Toyota uBox - duchowy spadkobierca Multipli dla nowej generacji
Podczas projektowania tego konceptu musiało przelać się mnóstwo sake, bo nie chce mi się wierzyć, żeby ktoś na trzeźwo zaprojektował pojazd, który wygląda jak nieco kanciasta krzyżówka Fiata Multipli z Pontiaciem Aztec.
Żarty na bok - uBox to koncept powstały dzięki kolaboracji Toyoty ze studentami Clemson University i ma być odpowiedzią na to, czego od motoryzacji oczekuje nowe, młode pokolenie, które zaraz będzie poszukiwać pierwszego samochodu.
uBox jest pojazdem w pełni elektrycznym, a do tego niemalże modularnym. Wiele z jego elementów można wymieniać poprzez drukowane na drukarce 3D zamienniki, a fotele można dowolnie przesuwać, tworząc więcej miejsca dla pasażerów, lub na bagaż.
To bardzo ciekawy pokaz tego, jaka przyszłość może czekać pojazdy rodzinne, minivany, bo chociaż koncept uBoxa to projekt małego samochodu, to jego podwaliny można z powodzeniem przenieść na grunt wieloosobowego, rodzinnego pojazdu. Nie byłbym przesadnie zdziwiony, gdyby o ten koncept oparto jedną z przyszłych generacji Priusa MPV.
Toyota U2 - czy tak wygląda przyszłość małych samochodów dostawczych?
Oczywiście koncept transportera Toyoty nie ma nic wspólnego z Bono i Edgem - jego nazwa oznacza Urban Utility, co samo w sobie sugeruje użytkowy pojazd miejski. I dokładnie tak zapowiada się samochód, który może na bazie tego konceptu powstać.
Ma to być niewielkie auto, o wielkich możliwościach. Przede wszystkim widać to na przykładzie ładowności. W kilka chwil U2 może przekształcić się z pojazdu do przewożenia ludzi, w pojazd dostawczy. Tylne siedzenia można „zwinąć” i złożyć, a paka samochodu ma zostać wyposażona w suwnice i różne elementy ułatwiające załadunek różnego rodzaju przedmiotów. Bardzo ciekawie prezentuje się dach, który może się złożyć, by „otworzyć” pakę pojazdu, oraz tylna klapa, która jest jednocześnie rampą do załadunku.
Koncept przedstawia także przeprojektowany kokpit samochodu, który prezentuje się… cóż, dość obłędnie (w dosłownym, lovecraftowskim tego słowa znaczeniu), a szczególny nacisk jest tu położony na skrzynię biegów, której przełącznik został dostosowany do miejskich wyzwań, czyli częstego parkowania w ciasnych przestrzeniach, a po stronie pasażera mieści się też wielofunkcyjny stolik.
Choć nadal mocno futurystyczny, koncept Urban Utility wcale nie wydaje się być taki odległy. Ten pojazd już dziś wygląda jak coś, co moglibyśmy zobaczyć na drogach. Oby faktycznie prędko na nie trafił, bo prezentuje się nader ciekawie.
Toyota FT–1 - przyszłość na sportowo.
Na koniec tego zestawienia coś nieco innego - samochód, którego od etapu konceptu do etapu rynkowej premiery dzielą już prawdopodobnie tylko miesiące.
Podobnie jak Lexus LC, nikt na początku nie wierzył, że tak wyglądający samochód naprawdę może wyjechać na drogi. A jednak! Już w zeszłym roku portale motoryzacyjne pokazywały „szpiegowskie” ujęcia z testów drogowych FT–1 i choć nie wiemy jeszcze nic pewnego, wiele wskazuje na to, że już w tym roku wyjedzie ona na drogi.
Chociaż pojawia się wiele spekulacji, jakoby FT–1 miał być następcą legendarnej Toyoty Supry; spodziewamy się jednak prawdziwego potwora, wyposażonego w silniki o mocy powyżej 350 KM.
Zarówno wnętrze jak i bryła FT–1 wyglądają jak żywcem wyjęte z super-samochodów, lecz spodziewana cena pozwala przypuszczać, że będzie to model bardziej przystępny, kosztujący od 100 tys. dol. wzwyż. Drogo, ale nadal nawet nie w ułamku tak drogo, jak te „prawdziwe” super-samochody, których ceny sięgają milionów.
A skoro Toyota potrafi stworzyć taki koncept jak FT–1 i przekuć go w prawdziwy, jeżdżący samochód, to mimo wszystko mam przeczucie, że również nowa generacja GT86, czyli przystępnego cenowo coupe, zaskoczy nas naprawdę nietuzinkowym designem.
Większość konceptów to tylko abstrakcyjne wizje. Ale część z nich, to po prostu przyszłość.
Patrząc na niektóre wymysły designerów i inżynierów wielu marek trudno nie popukać się w czoło. Projektanci niejednokrotnie w swoich wizjach rozmijają się… ze wszystkim, proponując przyszłość, która jest niepraktyczna, niezbyt estetyczna i po prostu nierealna.
Powyższych 5 konceptów to jednak przykłady na to, że koncepcje mogą być czymś więcej, niż czczą fantazją, a przyszłość motoryzacji nadal może być innowacyjna; nawet jeśli ową „innowacją” jest powrót do korzeni i odejście od gadżeciarstwa, lub postawienie na praktyczność, zamiast na piękny wygląd.
I choć puryści pewnie się ze mną nie zgodzą, to ja nie stawiałbym krzyżyka na nowoczesnej motoryzacji. Bo złota era innowacji w tej branży może dopiero nadejść.