VR jeszcze na dobre nie rozwinęło skrzydeł, a już doszukujemy się w nim problemów od czapy
Zaczęło się. Już kolejny raz czytam, jak to w świecie wirtualnej rzeczywistości dzieje się źle, bo ludzie robią dziwne rzeczy we wspólnych przestrzeniach, w aplikacjach społecznościowych. A to molestują, a to pokazują gore. Niesamowite - nowa technologia, w której poruszają się ludzie, okazuje się być nieprosta i niecukierkowa!
Pewien dziennikarz testował aplikację VR pozwalającą na przebywanie w pomieszczeniu z innymi, prawdziwymi ludźmi. W wirtualnym świecie każdy miał swój komputer i mógł wyświetlać na nim co chce. Towarzysz z pokoju dziennikarza włączył prawdopodobnie jakiś film snuffopodobny. Dziennikarz przeżył szok i to doświadczenie uderzyło go do głębi. Firma, która stworzyła aplikację, już obiecała ficzery, które zapobiegną takim zdarzeniom w przyszłości.
Czytałam też żale blogerów i dziennikarzy na to, że wirtualny świat wydaje się tak rzeczywisty, że gdy inni gracze robią coś chamskiego w stylu obmacywania czy lżenia, ma to na nich wpływ, o wiele większy, niż w grach granych na ekranie. Wniosek z tych wszystkich materiałów jest jeden: wirtualna rzeczywistość potrzebuje jakiejś kontroli i cenzury bo niektóre osoby czują się w niej źle. VR ma być takim safe space’em, w którym wszyscy czują się bezpiecznie i nikt nie jest narażony na żadne doświadczenia wzbudzające prawdziwe emocje.
Jeszcze zanim VR na dobre rozłożyło skrzydła i nie wiadomo na dobrą sprawę, czy faktycznie trafi pod strzechy, już znaleziono problemy od czapy, które wcale nie są problemami.
Zamysł większości aplikacji społecznościowych w VR jest mniej więcej taki, by dać ludziom z różnych miejsc możliwość interakcji w sztucznym, ale do złudzenia przypominającym prawdziwy świecie. Tak jak w prawdziwym świecie można trafić na dupków, tak można na nich trafić w internecie. Świadomość tego faktu, świadomość tego, że świat nie jest jednym ciągiem przyjemności i miłych ludzi, jest podstawą dojrzałości.
Dziennikarza odrzucił widok jakichś ekstremalnych treści, które obejrzał w wirtualnej rzeczywistości. Ja byłam w najczarniejszych zakątkach internetu, więc pewnie by mnie to aż tak mocno nie ruszyło, widziałam gorsze rzeczy. Jednak to głos owego dziennikarza wygra i deweloperzy będą wprowadzać mechanizmy, które będą miały ustrzec delikatnych graczy przed treściami, które mogłyby ich poruszyć.
Te dyskusje przypominają mi krucjatę prowadzoną przeciw seksizmowi i brutalności gier komputerowych prowadzoną przez niektóre środowiska internetowych feministek. Nie dość, że kawałek tyłka w grze to dla nich tragedia, to wciąż twierdzą, że przemoc i nagość w grach mają realny wpływ na zachowania graczy w rzeczywistości. To te same osoby, które krytykowane za swoje bezpodstawne twierdzenia krzyczą o napastowaniu i żądają zamykania kont w sieciach społecznościowych każdego, kto ma czelność się z nimi nie zgadzać.
To te same osoby, które oburzone były grą Hatred, które w ONZ twierdzą, że hejterzy z internetu są tak samo szkodliwi, jak ludzie uskuteczniający przemoc w realu i które swoją moralność chcą narzucić wszystkim dookoła.
Gdyby internet powstawał dziś, w obecnej atmosferze, w życiu nie mielibyśmy pewnie przemysłu porno, 4chana czy nawet Reddita. Mielibyśmy za to kilka serwisów, w których cenzorzy monitorują wszystko, co robią inni w imię sprawienia, by każdy czuł się zawsze bezpieczny.
Nie powstałyby torrenty, nie byłoby miejsca, które pozwalają na swobodę wypowiedzi i walczą z cenzorami, nie byłoby emocji, tylko bezpieczne, zatwierdzone przez obrońców moralności wypowiedzi i treści w ogóle.
To trochę smutne, że VR, która jeszcze nie przyjęła się na dobre, już ma takie problemy i już dyskutowane jest, jak traktować wszystkich jak dzieci, by nie dopuszczać do niczego, co może wyprowadzić kogoś ze strefy komfortu.
To nie będzie odbicie prawdziwego świata.