To był festiwal rzucania pieniędzmi w stronę monitora. Pebble znów poszedł na rekord!
Pebble właśnie pokazał, że nie tylko nie ma zamiaru zniknąć z rynku, ale kolejny raz wchodzi między konkurentów wywalając drzwi z kopa, i – co nie mniej ważne – po raz kolejny idąc po rekord Kickstartera, jak sami mówią, „pisząc na nowo historię technologii ubieralnej”. Oto Pebble 2, Pebble Time 2 i... malutki Pebble Core.
Wow. Po prostu… wow. Przeglądam nowości od Pebble’a, jednocześnie z coraz niżej opadającą szczęką obserwując kickstarterowy licznik osób dokładających cegiełkę do projektu, która rośnie dosłownie w czasie rzeczywistym. 982 osoby i 177 tys, o już przebili 1000! W tym tempie potrzebny im milion dolarów zbiorą zanim zdążę się położyć spać. Co tylko podkreśla, jak bardzo się myliłem co do ich przyszłości i jak wiernych fanów zdołała sobie zaskarbić ta – bardzo młoda przecież – firma.
Pebble 2, czyli najtańszy z najtańszych
99 dolarów. 400 zł. Za nowego Pebble 2, wyposażonego w pulsometr, czarno-biały wyświetlacz o wysokim kontraście, wytrzymujący na baterii cały tydzień. To jest jakiś kosmos. W tej cenie możemy sobie co najwyżej kupić tanią, chińską podróbę zegarków z Android Wear opartych na systemach operacyjnych nieznanego pochodzenia, lub blisko trzyletniego Pebble’a pierwszej generacji, którego Pebble 2 zgniata pod każdym względem. Nowy, fitnessowy (w końcu mogę to powiedzieć) zegarek Pebble’a dostępny będzie w pięciu wariantach kolorystycznych wraz z silikonową opaską, którą oczywiście będziemy mogli dowolnie wymieniać.
Po zakończeniu kampanii Pebble 2 kosztować ma 129 dolarów, co nadal jest kwotą śmiesznie niską. Do wspierających ma on trafić już we wrześniu.
Pebble 2 ma też wbudowany mikrofon, do komend głosowych, jest odporny na zanurzenie do 30 metrów… czyli de facto, nie licząc plastikowej obudowy i monochromatycznego wyświetlacza, to pełnokrwisty smartzegarek z doskonale przemyślanym systemem Timeline UI, który dziś stał się jeszcze lepszy, ale o tym za chwilę.
Pebble Time 2, czyli więcej, lepiej, taniej
Pebble Time gości na moim nadgarstku od roku, a Pebble Time Steel to był jego bardzo elegancką alternatywą, odzianą w stalowy garnitur. W tym roku Pebble rezygnuje z dwóch wariantów wersji Time, prezentując jedną, stalową. Za to jaką!
Pebble Time 2, choć wizualnie niewiele różni się od modelu Pebble Time Steel, ma większy o 53% wyświetlacz, podobno też lepszej jakości, niż poprzednik. Tak samo jak Pebble 2 ma on wbudowany pulsometr, monitorujący aktywność oraz sen (które potrafi teraz rozpoznawać jeszcze dokładniej), ma wbudowany mikrofon, jest odporny na zanurzenie do 30 metrów, a na baterii wytrzyma… 10 dni!
No dobra, na tym nie koniec dobrych wieści: dla osób, które zdecydują się wesprzeć kampanię na Kickstarterze, Pebble Time 2 kosztuje… 169 dolarów. To śmieszne pieniądze, naprawdę. I chociaż cena zapewne ulegnie zmianie po zakończeniu kampanii, to próg wejścia jest tak niewielki, że sam drapię się właśnie w portfel i… cóż, pewnie się złamię.
Po zakończeniu kampanii Pebble Time 2 kosztował będzie… 199 dolarów. Nadal nieźle. Trafi on do wspierających w listopadzie bieżącego roku. Podobnie jak Pebble Time Steel będzie on dostępny w trzech kolorach – srebrnym, czarnym i złotym, wraz z silikonową opaską.
O, już ponad 400 tysięcy dolarów progu. Jak tak dalej pójdzie, milion stuknie nim zdążę dokończyć ten artykuł…
To nie koniec nowości! Poznajcie Pebble Core. Akcesorium prawdziwie fitnessowe.
Ileż to razy sam narzekałem, jak bardzo nie chcę brać ze sobą telefonu na poranny trening. W konsekwencji dawno temu przestałem mierzyć swój progres, bo duży smartfon po prostu mi zawadzał, a inwestycja w zegarek z GPS-em nie wchodziła w grę. Pebble Core rozwiązuje ten problem.
To malutka kostka, wyposażona w GPS, a także łączność LTE i Wi-Fi, która śledzi naszą aktywność, potrafi wysłać wiadomość alarmową, synchronizuje się z Pebble Health oraz wybranymi fitness-trackerami (takimi jak Runkeeper, Strava, Under Armour Record, MapMyRun i Google Fit, a to dopiero początek). Na jednym ładowaniu wytrzyma on pięć 45-minutowych treningów, czyli tak naprawdę cały aktywny tydzień, o ile będziemy zabierać go ze sobą wyłącznie na trening.
Pebble Core strumieniuje także muzykę ze Spotify, posiada złącze słuchawkowe, oraz przyjmuje notatki głosowe. Samo urządzenie możemy nabyć za 69 dolarów, ale na Kickstarterze jest też opcja zakupu Pebble 2 wraz z Pebble Core za 169 dolarów.
Pebble, obok Pebble Core for Runners przewidział też Pebble Core for Hackers, czyli wariant urządzenia podpinany do breloczka na klucze, który jest tak naprawdę malutkim komputerkiem wyposażonym w Androida 5.0, potrafiącym łączyć się z innymi urządzeniami. Pojedynczy przycisk możemy zaprogramować tak, aby na przykład wzywał Ubera, czy otwierał drzwi w garażu. Możemy przypiąć urządzenie do obroży psa, aby się nam nie zgubił, sterować domowym oświetleniem… i wiele więcej. Wszystko zależy tak naprawdę od wyobraźni deweloperów, bo to do nich Pebble Core trafi jako pierwszy wraz z otwartym SDK.
Pebble Core po zakończeniu kampanii kosztować ma 99 dolarów, ale – niestety – do wspierających trafi on dopiero na początku przyszłego roku.
Pebble spełnił większość moich oczekiwań. Czy wszystkie? – o tym dopiero się przekonamy.
Wraz z premierą nowych zegarków, Pebble odświeżył też swój Timeline UI, który zdaje się naprawiać wszystkie wady, które uwierają mnie w obecnym UI. Pierwszą ze zmian jest podgląd powiadomienia bez przysłaniania zegarka. Niby drobiazg, ale irytowało to, że przychodzące powiadomienie przysłaniało cały wyświetlacz.
Dzięki „one click actions” z pomocą przyciśnięcia jednego przycisku możemy wywołać zaprogramowaną wcześniej akcję, tak jak w przypadku Pebble Core. Do tego dochodzi jeszcze Pebble Health, który teraz w końcu ma urządzenia, które będą w stanie dostarczyć mu bardziej wiarygodne dane i zrobić z nich lepszy użytek.
Oczywiście – Pebble nadal odstaje możliwościami od rywali takich jak Apple Watch czy zegarki z Android Wear, nie mam zamiaru nikogo przekonywać, że jest inaczej. Jednak to, co firma pokazała dzisiaj, dobitnie pokazuje, że oni świadomie wybierają nieco inną trasę na rynku urządzeń ubieralnych i… chyba trafiają w sedno, sądząc po nieprzestającym się obracać liczniku kolejnych wspierających.
I... stało się! Mamy rekord!
Mogłem się tego spodziewać. Nim zdążyłem przygotować ten artykuł do publikacji, Pebble przekroczył zakładany milion dolarów i... wciąż rośnie! Już ponad 5500 osób wpłaciło na nowe urządzenia Pebble. To bez wątpienia nowy rekord Kickstartera. Coś niesamowitego. Jeśli dziś, przy takiej konkurencji, te produkty wzbudzają tyle emocji, to możemy być więcej niż pewni, że Pebble nigdzie się nie wybiera. Oj nie, ten startup jeszcze zdąży narobić zamieszania na rynku technologii ubieralnej!