Fiat zapowiada, że skopiuje nową Teslę. Pod jednym warunkiem
Prezes Fiata w jednym z ostatnich wywiadów stwierdził bez żadnego zażenowania, że jeśli Tesli uda się z sukcesem i zyskiem sprzedać Model 3, skopiuje ten pomysł i wprowadzi go w życie pod swoją banderą. Czcze przechwałki? Niekoniecznie.
Oczywiście ze strony części analityków i internautów na Sergio Marchionne posypały się gromy. Że jak tak można, że jak taki gigant może patrzeć na maluczkich i kopiować ich poczynania, że ktoś tu przesypia rewolucję i tak dalej.
Do tego litania wymieniająca wszystkie błędy popełnione przez Marchionne i już mamy pełny obraz. Tesla pokazuje, jak być powinno i jak wygląda przyszłość, a reszta skostniałego świata motoryzacyjnego patrzy i może coś zrobi. Może coś zacznie robić. A może nie zacznie i przegra z geniuszem Muska.
I wszystko będzie pięknie i cudownie, a Tesla zmieni rynek motoryzacji tak, jak rynek smartfonów i tabletów zmienił Apple.
To nie do końca jest prawdziwy obraz.
Po pierwsze, gdyby był sens - w tym i finansowy - produkować samochody elektryczne na szeroką skalę, to już widzielibyśmy ich na ulicach od groma.
Tymczasem każdorazowe spotkanie takiego samochodu na ulicy jest raczej sporym wydarzeniem. W salonach największych producentów też ich raczej nie uświadczymy. Może kilka modeli, trochę więcej hybryd, ale to by było na tyle.
Nikt, a już szczególnie motoryzacyjni giganci, nie zrezygnuje z zysków, jakie mogłyby przynieść tego typu nowinki, o ile w ogóle mogłyby je przynieść. I mówimy tutaj o zyskach, nie o przychodach.
Próbowali nie raz i nie dwa razy, choć bez przesadnego przekonania. Jak to się skończyło - wszyscy dobrze wiedzą. Nie jest przypadkiem, że to właśnie o Tesli w kontekście samochodów elektrycznych mówi się najwięcej. Bo inni, widząc, że stale ponoszą w tym segmencie straty, po prostu wycofywali się.
Tesla zostawała przy swoim. I dalej traci. Wizerunkowo wygląda to świetnie. Biznesowo - są wątpliwości.
Skopiujmy Teslę
Prezes Fiata stwierdził, że mógłby skopiować pomysł Tesli na elektryczny Model 3, zrobić go trochę po swojemu i wprowadzić na rynek w ciągu 12 miesięcy. I, pewnie nie myląc się szczególnie mocno, można uznać, że to samo mógłby powiedzieć… prawie każdy duży producent.
Trudno raczej zakładać, że którykolwiek z nich całkowicie ignoruje istnienie aut elektrycznych. Że którykolwiek z nich nie próbował - nawet jeśli nie były to próby publiczne - zdziałać cokolwiek w tej materii. To nie jest tak, że w obliczu setek tysięcy rezerwacji na Model 3 nagle budzą się z zimowego snu i widzą, że „oho, to jednak te jeżdżące czajniki mają jakiś sens. A my tak je lekceważyliśmy”.
Może i liczba zamówień na Model 3 jest sporą niespodzianką, ale umówmy się - na razie nie mamy bladego pojęcia, ile z nich w ogóle zostanie zrealizowane. Może i teraz licznik wskazuje 400 tys., ale - załóżmy najgorszy scenariusz - może być nawet tak, że do klientów nie wyjedzie nawet jeden egzemplarz. Może wyjechać ich 400 tys., a może wyjechać 5 tys. Szacowanie w tym momencie faktycznej sprzedaży zakrawa o wróżbiarstwo.
3-ka od Tesli wzbudziła więc zainteresowanie na poziomie rocznej liczby realnych zamówień (czy właściwie zakupów) nie 3-kę od BMW. Tyle wiemy - porównywać nie mamy nawet co, to nie są nawet jabłka i pomarańcze.
Kiedy więc przyjdzie co do czego i okaże się na przykład, że Model 3 faktycznie jest - przynajmniej na skalę Tesli - gigantycznym hitem (co i tak nie oznacza realizacji tych 400 tys. zamówień w krótkim czasie), najwięksi gracze ruszą do boju. I co wtedy?
Wtedy Tesla ma poważny problem.
Teraz może rozpychać się rękoma i łokciami w swoim segmencie, bo - jakby na to nie patrzeć - nikogo innego w nim właściwie nie ma. Może i tu, i tam podgryzie wysokością sprzedaży BMW, Mercedesa czy Lexusa, ale największym wyróżnikiem i magnesem dla klientów jest właśnie to, że jest cool, bo jest elektryczna. Ani BMW, ani Mercedes, ani Lexus nie mają w swojej ofercie szybkiej, w pełni elektrycznej limuzyny. Znów trochę jabłka i pomarańcze.
A kiedy już będą mieć? Bo że mogą, nie ulega raczej wątpliwości. Nie na jutro, ale może za ten wspomniany rok czy dwa - w końcu Tesli Model 3 na rynku też szybko nie zobaczymy. Po prostu na razie nie czują takiej potrzeby. Sprzedaż samochodów z silnikami spalinowymi jakoś nie pikuje. Posmak nowości zapewniają hybrydy.
Ale kiedy uznają już, że czas wprowadzić elektryki, będą mieli wszystko przygotowane. A Tesla będzie w opałach - ze swoją słabo rozwiniętą (w skali globalnej) siecią dystrybucyjną i serwisową, ze swoim budżetem, który w starciu z największymi może okazać się mizerny. Ze swoimi ograniczonymi mocami przerobowymi i marką, która choć może i nie jest najsłabsza, to jednak z gigantami pokroju Mercedesa czy BMW raczej nie może się równać.
Może przewagę da Tesli gigantyczna fabryka akumulatorów. Może, ale tylko może, przewagą Tesli na dłuższą metę okaże się sieć Superchargerów. Tylko czy jest ona na tyle rozbudowana, żeby zagrozić innym, kiedy wejdą do gry?
Marchionne potwierdził to, czego można się domyślić. Wielcy producenci widzą co się święci i kiedy będzie trzeba, będą gotowi. Może już są.
Tak, Tesla jest dopiero na początku swojej drogi do ewentualnego sukcesu, ale niech to nie przesłania tego, jak gigantyczna przepaść chociażby w wysokości sprzedaży jest pomiędzy nią, a największymi na rynku. Porównujemy przecież firmę, która sprzedaje dziesiątki tysięcy egzemplarzy swojego produktu, do firm, które sprzedają ich… miliony. I jeszcze do tego potrafią na nich zarobić!
Musk buduje swoje wielkie imperium od zera, cegiełka po cegiełce. Inni mają je już przygotowane - najwyżej muszą niektóre cegły odrobinę poprzesuwać.
To o co nam wszystkim chodzi z tą Teslą?!
Dlaczego o Tesli tyle się pisze, dlaczego mówi się o niej tyle dobrego? Pomijając już na chwilę to, że robi ciekawe samochody, sprzedaje po prostu produkt motoryzacyjny w opakowaniu, jakiego oczekuje spora część współczesnego świata.
Świata opartego na gadżetach, ekranach, aplikacjach, smartfonach, tabletach i do tego świat potrzebujący samotnego bohatera-geniusza, niemal w pojedynkę walczącego ze skostniałym, zastanym systemem.
O Tesli świetnie się pisze, o Tesli świetnie się czyta. W czasach, kiedy premiera nowego telefonu, lepszego o „trzy dziesiąte czegoś”, jest globalnym wydarzeniem, chcemy, żeby podobnie wyglądały premiery samochodów. Chcemy włączać rano telefon i czytać na Facebooku, że nasze auto dostało aktualizację oprogramowania, dzięki czemu od teraz potrafi tyle i tyle nowego - dokładnie tak samo, jak nasz smartfon.
Tesla, jako jedna z niewielu, rozumie te potrzeby i potrafi je zaspokoić. Czy to wystarczy do finansowego sukcesu albo chociażby do rozpoczęcia rewolucji?
Nie wiadomo.
* Na zdjęciu tytułowym oczywiście Tesla Model X.