Szczypta soli w otwartą ranę. Dark Souls 3 - pierwsze wrażenia Spider's Web
To nie jest tekst (recenzja) o Dark Souls 3, którego szukacie. To kilka pytań i odpowiedzi, których udzielam, bo minął już tydzień odkąd przeszedłem japońską wersję gry. Co nieco już wiem, więc mogę się wypowiedzieć.
Japońska wersja? I niby co zrozumiałeś z fabuły?
Zażartowałbym, że niezależnie od tego, w jakim języku gra się w Dark Souls i tak nie wiadomo, o co chodzi i trzeba posiłkować się internetem w poszukiwaniu odpowiedzi. Trochę prawdy w tym jest. W grach z tej serii fabuła nie jest podawana na tacy. Z czego to się bierze?
Legenda głosi, że twórca serii jako dziecko nie znał na tyle dobrze angielskiego, żeby móc bezproblemowo czytać książki w tym języku. Dopowiadał więc sobie to, czego nie udało mu się zrozumieć i spodobało mu się to tak bardzo, że postanowił zapoznać z tą zabawą cały świat. Jego gry słyną z tego, że fabuła jest w nich ukryta dla każdego gracza bez żyłki archeologa. Takim osobom polecam kanał jutubowy użytkownika VaatiVidya, który po mistrzowsku opowiada o tzw. lore serii.
Wracając do pytania – zrozumiałem całkiem sporo, ponieważ japońska wersja Dark Souls 3 ma angielski dubbing. Część opisów przedmiotów doczytałem w sieci i mniej więcej już wiem o co chodzi.
No to o co chodzi?
O to, że zderzają się różne rzeczywistości, a z grobów powstają niegdyś wielcy władcy, którym kiedyś udało się przedłużyć cykl rozpalania ognia. Cykl, który tak naprawdę nigdy nie mógł być przerwany, bo nawet gdy ogień zgaśnie i tak po jakimś czasie zaczyna płonąć na nowo. A jednak w drugiej części gry udało nam się zrobić na złość losowi i wymknąć się historii powtarzającej się raz za razem.
Bohater jako jedyny nieumarły przestał tracić zmysły i pamięć, stając się prawdziwym nieśmiertelnym. Co ciekawe, na ile zdołałem się dowiedzieć, nieszczególnie dużo miejsca poświęcono mu w trzeciej części, więc można spodziewać się, że jeszcze o nim usłyszymy w jednym z dwóch fabularnych dodatków.
Ale zanim one nadejdą trzeba przebić się przez „podstawkę”, napotykając na drodze wielu przeciwników z pierwszej części (i kilku z drugiej, wyraźnie potraktowanej po macoszemu), wpadając na starych znajomych (najlepszy w serii Patches!), a także… nie, utnę spoilery w tym momencie, bo lepiej nie psuć niespodzianek. Na pewno niejednemu fanowi serii łza się w oku zakręci.
A jak ktoś nie jest fanem serii?
Podejrzewam, że takie osoby nie czytają tego tekstu. Ewentualnie nie lubią Dark Souls, ale przekonało ich do siebie Bloodborne i ciekawi ich czy teraz znajdą coś dla siebie w DkSIII. Odpowiedź brzmi – jak najbardziej. To najszybsze „Soulsy”, w jakie grałem.
Oczywiście, można schować się za tarczą i zza niej ostrożnie dziubać włócznią raz na pół godziny, tak samo jak można skupić się na korzystaniu z magii. Nie ma jednak wątpliwości, że From Software podkręciło tempo, zachęcając do porzucenia defensywnych strategii, na rzecz otwartej, ryzykownej walki w bliskim dystansie. Najlepiej bez tarczy i bez zbroi. Poważnie, tutaj nawet nie ma opcji zwiększenia poziomu zbroi, co jest rozwiązaniem prosto z Bloodborne, a nie poprzednich części Dark Souls. Dopakować można wyłącznie broń.
Szybkie „rolki” (przewroty) i szybkie ataki, to klucz do zwycięstwa w większości walk. Trzeba tylko przestawić się na brak szybkiego uniku (dash, sidestep, jak kto sobie to nazywa) i przede wszystkim niemal całkowity brak opcji zregenerowania życia, gdy atakuje się przeciwnika. Niemal, bo jest pewien pierścień…
Już, już, bez spoilerów! A co z poziomem trudności?
Na pewno trzeba wziąć pod uwagę moją znajomość serii – nie gram od wczoraj, po Bloodborne przestałem używać tarczy, co najpierw wprowadziłem w życie przechodząc Dark Souls II: Scholar of the First Sin, a ostatnio pokonując ponownie pierwsze Dark Souls na PC. Mniej więcej umiem grać w te gry, dlatego ktoś może nie dowierzać, kiedy mówię, że Dark Souls 3 jest najłatwiejszą odsłoną serii.
A jednak jest. I wcale nie chodzi o to, że ogniska są rozstawione dość blisko siebie, a dzięki licznym skrótom można poruszać się po świecie gry w miarę bezstresowo. Nie chodzi też o to, że gracz nigdy nie jest w sytuacji, w której zapuścił się w nieprzyjemne rejony, gdzie nie zapuszczał się nikt od setek lat, i nie ma jak stamtąd wrócić. Nawet przez sekundę nie poczujecie się, jak wtedy, gdy pierwszy raz zbłądziliście do Tomb of Giants w pierwszej odsłonie serii, gdzie nie było widać dalej niż na dwie długości miecza, i za nic w świecie nie dało się stamtąd wyjść (bo cholerne psy-kościotrupy, bo wielkie szkielety z maczetami i wielkimi łukami).
Tu nigdy nie jest ciemno, nawet w najgłębszej dziurze. Gra jest najłatwiejszą z serii, bo bossowie w większości padają po maksymalnie kilku próbach. Niektórzy ratują się tym, że mają dwa paski życia. Dwuetapowe walki są tutaj na porządku dziennym, zwłaszcza w dalszych etapach gry. W sumie męczyłem się tylko przy trzech bossach, z czego jeden był opcjonalny.
A co do tego, że jestem taki dobry w te gry – to nieprawda, jestem przeciętnym graczem, zgadzającym się ze stwierdzeniem, że „po to jest normal, żeby na nim grać”. Po prostu Dark Souls 3 jest najłatwiejszą, najbardziej przystępną odsłoną trylogii.
To ilu jest bossów?
Mało. Nie chcę zdradzić konkretnej liczby, ale jest porównywalnie z Bloodborne… o ile nie liczymy Chalice Dungeons/Lochów Kielicha. Jeśli nie liczymy – cóż, Dark Souls 3 ma najmniej bossów z całej trylogii, a także w porównaniu z Bloodborne i Demon’s Souls.
Wiadomo, że liczy się jakość, a nie ilość, ale co z tego, skoro dwóch bossów to tak naprawdę jeden, ale w dwóch wariantach, jeden jest niemal żywcem wyjęty z pierwszej części, a reszta w większości nie stanowi wyzwania. Owszem, nie brakuje tu niezapomnianych starć (Nameless King jest fantastyczny, a ostatnia walka nie mogła lepiej podsumować serii), ale uczucie niedosytu pozostaje.
Wracając na chwilę do lochów z Bloodborne, nie sposób pominąć faktu, że nawet jeśli uważałem je za potwornie nudne i nieprzystające mistrzom level designu, jakimi niewątpliwie są ludzie pracujący we From, to były one wartością dodaną. Gracze spędzali tam mnóstwo czasu, obojętne czy grając samemu czy w kooperacji. Autorzy w sprytny sposób wydłużyli życie tej niezbyt długiej gry.
Dark Souls 3 nie ma niczego, co odpowiadałoby lochom z Bloodborne, a jest porównywalnie długie. A raczej krótkie. Mam wrażenie, że chociaż zaglądałem w każdy kąt i starałem się nie omijać przeciwników, to i tak przebiegłem przez tę grę. Ukończenie jej zajęło mi 25 godzin. Kolejne 5 poświęciłem na pokonanie opcjonalnych bossów. Dodałem jeszcze 5 na zrobienie kilku questów i… czekam na wersję europejską, żeby zdobyć platynę.
Jesteś pewien, że widziałeś już wszystko?
Nie, ale sprawdziłem jak wyglądają questy NPC-ów i nie wydają się szczególnie rozbudowane. Za to pokonałem wszystkich bossów i byłem w ukrytych miejscówkach. Zdziwię się jeśli w grze jest coś jeszcze, co nie zostało odkryte.
A skoro mowa o „sikretach”, do jednej miejscówki po prostu nie da się dotrzeć bez pomocy internetu, bo… Sami zobaczycie, jak to zostało ukryte. Niesamowity pomysł. Nie wiem jak miałbym wpaść na rozwiązanie, ale jest kapitalne! Brakowało mi więcej tego typu zaskoczeń. Jedno „wow” wywołane pomysłowością autorów to mało, każde inne dotyczyło wyłącznie nawiązań do poprzednich części. Aha, również Patches mnie zaskoczył. Mistrz!
Nawiązań do jedynki jest tu mnóstwo, miałem wrażenie, że twórcy ciągle puszczają oko do fanów. Z drugiej strony nie da się nie zauważyć wykorzystania assetów z Bloodborne. Początek gry, na który składają się wioska, las, cmentarz, bagna, wygląda jak skopiowany i przemalowany z tamtego tytułu. Wspomniałem wcześniej o najgłębszej dziurze, gdzie nie jest ciemno. Miałem na myśli podziemne ruiny, które zostały rozplanowane w taki sposób, jakby stanowiły część Chalice Dungeons. A zatem mamy mnóstwo ukłonów do fanów Dark Souls oraz sporo rozwiązań i materiałów graficznych z Bloodborne.
To Dark Souls 3 czy Bloodborne 2.0?
Trudno powiedzieć. Jedno i drugie. Gra śmiga na silniku Bloodborne, więc skojarzenia nie biorą się znikąd. From również czegoś nauczyło się przy produkcji tego tytułu i nie mogli tej wiedzy po prostu zignorować. A że gracze go polubili, nawet jeśli wcześniej odbijali się od „Soulsów”, to nie można było tego nie wykorzystać.
Myślę jednak, że takie pytanie jest nie fair. Równie dobrze mógłbym znaleźć tu nawiązania do Demon’s Souls (jeden taki miecz wywołujący falę uderzeniową, jedno takie więzienie niczym przedsionek Latrii). Po prostu Miyazaki i spółka wsadzili do tej gry wszystko, czego nauczyli się przez lata, a co im akurat pasowało. Brakuje kilku znanych patentów, nie da się zostać bossem czy choćby pomagierem bossa w grze innej osoby, ale ogólnie jest to kompilacja „best of”. Tyle że kompilacja, która za wiele nie wnosi od siebie. Wszystko już wcześniej widziałem.
O rany, jak ty marudzisz. Podobała ci się w ogóle ta gra?
Marudzę, bo jestem fanatykiem serii i to jedna z ostatnich okazji, żeby zostać zadziwionym przez From Software. Zostaje mi tylko czekanie na dwa DLC, a później wielka niewiadoma (choć obstawiam Bloodborne 2. Sony nie wypuści z rąk takiego hitu) i dlatego oczekuję cudów.
Przynajmniej się do tego przyznaję, więc wiecie jak traktować moje odczucia. Rozumiem, że to pożegnanie z serią i trzeba było kilka wątków spiąć, ale to wcale nie oznacza przyzwolenia na lenistwo ze strony twórców.
Ale widziałeś oceny gry w necie?
Tak, sporo dziewiątek i dziesiątek. Ale Polygon, GameSpot, Rock Paper Shotgun po części podzielają moje wątpliwości. Nie zrozummy się jednak źle. Mnie ta gra bardzo się podoba! To nowa odsłona mojej ukochanej serii. Bez zastanowienia wyskoczyłem z ponad 300 złotych, żeby kupić japońską wersję w dniu premiery i nic innego w święta nie robiłem, tylko grałem. I nabiję lekko sto godzin, żeby łyknąć platynę, a później kolejne, żeby pobawić się w PvP.
Już zacząłem oglądać speedruny, a spędzę jeszcze setki godzin oglądając letsplaye EpicNameBro, A German Spy i filmy o lore Vaatiego. Po prostu nie zachwyciłem się, tak jak spodziewałem się, że się zachwycę. Ale wiecie, to ze mną może być coś nie tak. Jestem tym typem, który wystawił 10/10 mocno krytykowanemu przez fanów Dark Souls II, więc podzielcie moje marudzenie przez dwa.
Poza tym, to nie jest tekst, na który czekaliście, tylko marudzenie jakiegoś fanboja. Ostrzegałem na samym początku.
YOU DIED
--
Michał Mielcarek jest szefem iFun4all, polskiego niezależnego studia tworzącego gry wideo w Krakowie. Ponad dekadę spędził w mediach poświęconych grom. Beznadziejnie zakochany w Dark Souls. Wszystkich fanów i nie tylko nieustannie zaprasza do najluźniejszej, najfajniejszej grupy facebookowej poświęconej serii, w której jest jednym z adminów.