W tym roku się nie udało, ale na przyszły szykuj portfel - na rynku tech będzie się można nieźle obłowić
Dziwne mamy czasy na giełdowym rynku firm technologicznych. Niby mamy startupową bańkę, niby wyceny niektórych startupów na rynku prywatnym są absolutnie absurdalne, ale jeśli popatrzymy na wyniki giełdowych debiutów firm tech w 2015, to są one niezbyt imponujące.
Przede wszystkim w 2015 r. mieliśmy naprawdę niewiele IPO firm tech, z kolei te, które na giełdę w 2015 r. poszły, nie pokazują wybitnie mocnych wzrostów. Świetnie pokazuje to wykres Statista.com, gdzie przeanalizowano trzy parametry: cenę przy debiucie, cenę na koniec pierwszego dnia handlu akcjami i cenę na zamknięciu sesji 15 grudnia.
Wyniki są mocno niejednoznaczne
Etsy, które wydawałoby się jest najmocniejszym podmiotem z tej listy, na giełdzie radzi sobie najsłabiej. Albo inaczej - przy debiucie można było zarobić prawie 100 proc., ale jak ktoś przytrzymał akcje firmy do połowy grudnia, to stracił 41 proc. od ceny z debiutu.
Podobnie jest z akcjami Box - konkurenta słynnego Dropboksa (wciąż w rękach prywatnych inwestorów). W dniu debiutu można było zarobić ok 70 proc., ale jeśli ktoś przytrzymał akcje, to dziś traci 6 proc.
Najlepiej radzą sobie: Godaddy oraz Fitbit, które nie tylko utrzymały cenę zamknięcia po pierwszym dniu handlu, ale wręcz mocno urosły. Zarobek 63 proc. na Godaddy to już poważna sprawa.
Nieźle wygląda też Square, który poszedł na giełdzie po wycenie znacznie niższej niż na rynku prywatnym, co według niektórych analityków sygnał dla przyszłych IPO, które mogą wyglądać podobnie.
No właśnie, przyszłe IPO.
2016 r. powinien być znacznie lepszy nie tylko pod względem liczby debiutów giełdowych spółek tech, ale także wielkości ofert. Jest bowiem duża szansa, że na giełdzie zaoferują swoje akcje najbardziej znane startupy tech, tj: Snapchat, Airbnb, Spotify, Pinterest, Pinterest, Cloudera, a także kilka firm około technologicznych tj. Space X, czy Xiaomi. Jest więc szansa, że po chudych latach 2014 - 2015 doczekamy się wielkich IPO na miarę Twittera (listopad 2013), czy Alibaba (wrzesień 2014).
Tyle że mamy dziś na rynku bardzo dziwną sytuację
Większość najgorętszych startupów tech woli dziś windować niesamowite wyceny na prywatnym rynku inwestorskim, aniżeli szukać miliardów dolarów na giełdzie.
Dobrym przykładem takiej postawy jest Uber, który po ostatniej rundzie finansowania wartej 2,1 mld dol., jest już warty 62,5 mld dol na rynku prywatnym. Wartość kapitału zebranego przez Ubera przekroczyła 12 mld dol., co jest olbrzymią kwotą.
Zresztą Uber jest pierwszym po Facebooku podmiotem, który na prywatnym rynku wyceniany jest na ponad 60 mld dol. W marcu 2011 r., czyli na 14 miesięcy przed debiutem na giełdzie, Facebook warty był właśnie na ok 65 mld dol. Rok później był w zasadzie zmuszony do IPO ze względu na liczbę udziałowców, która niebezpiecznie zbliżała się do ustawowej liczby, po przekroczeniu której Facebook musiałby publicznie raportować wyniki.
Uber jest w lepszej sytuacji - liczba udziałowców jest znacznie mniejsza, a szef firmy Travis Kalanick nie sprzedał do tej pory żadnych ze swoich akcji. Jest więc duża szansa na to, że Uber pójdzie na giełdę z wyceną wyższą od Facebooka (słynne 100 mld dol.).
Pytanie tylko kiedy, bo Uber ma wystarczająco dużo pieniędzy na rozwój, by pozostawać firmą prywatną przez długie lata.
Tak, czy siak, okres 2016 - 2017 powinien być znacznie bardziej obfity w debiuty mocnych i znanych spółek tech na giełdzie, przy których - historycznie patrząc - można się najlepiej obłowić.