Assassin’s Creed: Syndicate – wszystkie niedorzeczności zwiastuna w jednym miejscu
Wczoraj był naprawdę ciężki moment dla marki Assassin’s Creed. Nie dość, że media poświęcone grom były skupione na sukcesie polskiego Wiedźmina, to jeszcze jakość samego Assassin’s Creed: Syndicate pozostawiała wiele do życzenia. Chociaż wierni fani serii i tak rzucą się na wszystko, co nosi kaptur na głowie, sam miałem nietęgą minę.
Obserwowałem fragmenty rozgrywki w wersji pre-alfa, nadawane na żywo. Dzisiaj materiał filmowy możecie zobaczyć już w sieci, do czego gorąca zachęcam. Chciałbym, abyście razem ze mną przyjrzeli się, co tym razem zgotował nam Ubisoft. No to jedziemy:
0:18 – oto i on! Nowy bohater Assassin’s Creed. Jacob Frye to zawadiaka który zamierza wyzwolić Londyn z objęć gangów sprzyjających Templariuszom. Jego drogą do celu będzie… stworzenie jeszcze większej ilości gangów! O ile aparycja nowego herosa jest całkiem przyjemna, tak za żadne skarby nie czuję tej jego „brytyjskości”.
Drogi Ubisofcie, nie wystarczy dodawać „bloody” w co drugim zdaniu, aby stworzyć z postaci Wyspiarza. Owszem, wasz nowy heros posiada odpowiedni akcent, ale ten jest absolutnie niewyrazisty. Chcecie zobaczyć, jak powinien brzmieć brytyjski bohater z krwi i kości? Żaden problem, posłuchajcie tego aktora. Ewentualnie obejrzyjcie świetne Downtown Abbey.
0:38 – to z kolei druga, żeńska grywalna postać w Assassin’s Creed: Syndicate. Bardzo dobra decyzja. Pozwoli to na uatrakcyjnienie narracji oraz ukazanie ważnych wydarzeń z wielu perspektyw. Można by sądzić, że dwoje herosów to również argument przemawiający za kanapowym co-opem, albo urozmaiconym trybem wieloosobowym. Nic z tych rzeczy.
Assassin’s Creed: Syndicate pozwoli jedynie na rozgrywkę offline. Zapomnijcie o zróżnicowanych zmaganiach po sieci znanych z samodzielnych dodatków do Assassin’s Creed II. Zapomnijcie o współpracy z zabugowanego Assassin’s Creed: Unity. Pod względem trybów gry Syndicate będzie o wiele skromniejsze. Mogę to jednak wybaczyć, o ile dostaniemy naprawdę epicką opowieść. O ILE.
1:10 – no dobrze, wypełniony faktoriami Londyn wygląda naprawdę klimatycznie. Większość graczy zgodzi się ze mną, że to właśnie czas i miejsce są największymi walorami Assassin’s Creed: Syndicate. Czas pary, rewolucji przemysłowej i niesamowitych wynalazków to idealne środowisko dla gier wideo. Liczę, że zobaczymy tutaj samego Teslę bądź Edisona, a przynajmniej ich wynalazki.
2:05 – och, przejmowanie terytorium! To takie… niespodziewane. Odkrywcze. Rewolucyjne. Walka o kolejne strefy wpływów na taktycznej mapie to coś, co miłośnicy tej serii robią nieprzerwanie od 2007 roku. Wchodzenie na wieże i przejmowanie terytorium. Znowu i znowu. Jeszcze raz i jeszcze jeden. Już nie mogę się doczekać.
2:30 – mój ulubiony moment! Główny bohater zwiedza Londyn w cylindrze, jak większość postaci niezależnych spacerujących ulicami tego miasta. Tak jak one nosi ciemne odzienie i nie wyróżnia się na tle większej grupy. Kiedy jednak wchodzimy w tryb „stealth”, Jacob Frye zaczyna garbić się, wykonywać ruchy rabusia i zakłada kaptur.
Wygląda na to, że w promieniu pół kilometra nie ma nikogo, kto również nosiłby kaptur. Nie ma nikogo, kto garbiłby się i poruszał niczym Gollum zakradający się do Froda. Mimo tego, z jakiegoś niezrozumiałego dla mnie powodu, producenci założyli, że właśnie w takiej pozycji i z takim wachlarzem ruchów nasz heros nie będzie się wyróżniał z tłumu. Tłumu, który chodzi w ciemnych frakach i kapeluszach. Doskonała metamorfoza, panie Frye. Winszuję logiki.
3:25 – jeden z naszych sojuszników jest w niebezpieczeństwie! Żołnierz wrogiego gangu mierzy do niego z broni palnej. Co zabawne, po bezszelestnym zabiciu kilkunastu członków tej samej bandy, naszemu przyjacielowi dalej nie dzieje się krzywda. Wrogo nastawiona, zakazana morda po prostu czeka, aż ktoś przyjdzie mu z pomocą.
Nie zrozumcie mnie źle, takie „naiwne” mechanizmy są w serii od początku jej istnienia. Tyle tylko, że nie mamy już 2007 roku. Jeżeli fanom serii to odpowiada – w porządku. Mnie taka sztuczność, surowość i schematyczność przestała pasować kilka odsłon temu. Po świetnym Black Flag dostałem przypływu (hehe, przypływ, piraci, rozumiecie?) nadziei. Potem jednak pojawiło się Assassin’s Creed: Unity. Resztę tej opowieści na pewno znacie.
3:43 - zwyczajni mieszkańcy Londynu nic sobie nie robią ze zwłok, które leżą zaraz obok nich. Przed chwilą oprych jeszcze żył, na oczach Wyspiarzy dokonując żywota. To też nie wzruszyło Londyńczyków, którzy zdaje się niejedno już widzieli. Kiedy bohater podchodzi do zwłok, dwójka Brytyjczyków urządza sobie wesołą pogawędkę.
To już nie jest czepianie się na siłę. To archaizm rozgrywki tak głęboki, że po prostu nie przystaje do dzisiejszych standardów. Już w pierwszym Gothiku postacie niezależne reagowały na nasze poczynania. Nie tylko bijatyki i zabójstwa, ale nawet kradzieże. Dzisiaj to absolutny standard, czy to strzelanina, gra akcji czy cRPG. Co robi tłum gdy widzi zabójstwo? Gry przyzwyczaiły mnie, że NPC zaczynają panikować, wrzeszczeć i uciekać. To najlepiej pokazuje, jak martwe i sztuczne jest środowisko Assassin’s Creed: Syndicate. Kolejna wydmuszka.
4:22 – zwróćcie uwagę, w jaki piękny, majestatyczny sposób paleta z drewnianymi beczkami zamienia się w stertę śmieci. Bandzior dostaje ode mnie notę 10/10 za animację upadku i zgonu. Na osobne wyróżnienie zasługuje kałuża krwi, która pojawia się z ciekawym opóźnieniem. Pewnie chciała potrzymać gracza w napięciu.
5:56 - szef wrogiego gangu dostaję kulkę prosto w swoją łyską głowę. Kto by się tam jednak przejmował pomniejszymi obrażeniami. Trzeba dalej walczyć! Na opatrunki przyjdzie później czas.
7:17 – koń taranuje uliczne lampy niczym samochód w Grand Theft Auto V. Na tę rewelacyjną scenę producenci nie poskąpili nawet dźwięku skrzypiec, które całej majestatycznej gonitwie dodają jeszcze większej powagi. Chwilę później dzielny rumak zalicza czołowe zderzenie z powozem jadącym naprzeciwko. Phew, co to dla zwierzęcia.
To są detale, ale jestem zdania, że to właśnie po detalach poznaje się naprawdę wielkich deweloperów. Weźmy dla przykładu wciąż powstające The Legend of Zelda dla Wii U. Tam również pojawi się możliwość konnej jazdy. Nie da się jednak przygrzmocić rumakiem w jakieś drzewo czy skałę. Dlaczego? Ponieważ koń to zwierzę. To istota, która ma własny mózg i będzie omijać przeszkody, dalej poruszając się we wskazanym kierunku. Kwestia przeżycia. Takie proste, takie oczywiste.
Jeżeli napiszecie mi, że się czepiam, będziecie mieli rację. Czepiam się. To dlatego, że dawniej naprawdę doskonale bawiłem się z tą serią.
Pierwsze Assassin’s Creed zrobiło na mnie olbrzymie wrażenie. Druga odsłona pokazała, że sprawdzoną formułę można stale rozwijać i dostosowywać do standardów w branży. Zmęczony dodatkami i średnim Assassin’s Creed III nabrałem na nowo sympatii przy udanym Black Flag. Potem nadeszło najgorsze, co mogło spotkać serię – Assassin’s Creed: Unity.
Czarę goryczy przelał kontrolowany wyciek informacji o tym, że kolejne AC, wtedy jeszcze Assassin’s Creed: Victory, już się produkuje. Ubisoft na dobre nie rozprawił się z błędami świeżo wydanej gry, a już promował kolejną odsłonę serii. Jak możecie się domyśleć, nie wywołało to przesadnie entuzjastycznych reakcji.
Liczyłem, że francuski gigant wyciągnie wnioski. Opóźni premierę Assassin’s Creed: Syndicate o kilka miesięcy, chociażby ze względów wizerunkowych. Tak się jednak nie stało. Dostajemy kolejnego niedorzecznego potworka akcji, z jeszcze mniejszą ilością zróżnicowanej zawartości. Być może się czepiam, zgoda. To jednak tylko dlatego, że chcę w końcu zagrać w naprawdę dobrego Asasyna.