Drony można wykorzystać do ambitniejszych celów niż podglądanie sąsiadów. Oto dowód
Podczas gdy najmniejsze z komercyjnie dostępnych dronów znajdują coraz więcej nabywców, a technologia wojskowa coraz skuteczniej adaptuje największe z nich, pojawia się coraz więcej pytań o możliwości ich zastosowania w różnych sytuacjach. I tak jak przeciętnemu użytkownikowi dron może posłużyć jako narzędzie do czystej zabawy, a wojsku do zaawansowanych operacji, tak w innych wypadkach może się on przysłużyć nauce. Na przykład badając tropy antycznych cywilizacji Amazonii.
Nowe horyzonty dzięki nowym technologiom
Europejska Rada ds. Badań Naukowych przyznała grant badawczy w wysokości 1,7 mln Euro grupie badawczej z Wielkiej Brytanii, która zamierza z pomocą drona prześwietlić połacie Amazońskiej Puszczy w poszukiwaniu geoglifów, czyli geometrycznych wzorców pozostawionych w glebie.
Brazylijska część Puszczy zostanie przeskanowana w celu zebrania szczegółowych danych odnośnie mieszkańców tamtych ziem z ery pre-kolumbijskiej, skupiając się na tym, do jakiego stopnia ich obecność ingerowała w środowisko naturalne.
Dotychczas większość badaczy sądziła, iż Amazonia zamieszkiwana była przez niewielkie plemiona, których uprawy i polowania nie miały znaczącego wpływu na stan środowiska, pozostawiając go nietkniętym przez tysiące lat.
Pierwsze, odkryte geoglify (znalezione przy okazji wycinki lasów) sugerują jednak zgoła co innego, jakoby Amazonia mogła być zamieszkana przez mnogość licznych, złożonych społeczności, których działalność na owym terytorium mogła mieć nie mniejszy wpływ na stan środowiska naturalnego niż dzisiejsza wycinka lasów.
Z użyciem dronów możliwe będzie dokładne przeskanowanie niedostępnych dotychczas obszarów, co pozwoli zdeterminować, jak dalece sięgała aktywność antycznych ludów Amazonii.
Najbliższe nam urządzenia tworzą możliwości, z których nie zdajemy sobie sprawy
Można polemizować, że UAV (Unmanned Aerial Vehicle) wykorzystywane przy tego typu projektach to konstrukcje dalekie od urządzeń typu DJI Phantom, do których możemy podczepić kamerkę GoPro i filmować interesujące nas widoki. Okazuje się jednak, że w sytuacjach, gdy brak jest funduszy na bardziej zaawansowanego drona, nawet te dostępne w retailu mogą znaleźć zastosowanie w celach naukowych.
Trzymając się pola archeologicznego, choć na dzień dzisiejszy nie ma jeszcze oficjalnych publikacji dokumentujących użycie dronów, te są coraz szerzej wykorzystywane podczas wykopalisk. Ze względu na stosunkowo niewielkie możliwości, ich wykorzystanie ogranicza się zazwyczaj do dokumentacji miejsca pracy oraz dostarczania szerszego ujęcia całego wykopaliska.
W Polsce drony nadal ustępują archeologii lotniczej, lecz jest tylko kwestią czasu, gdy UAV wyprą konkurencję, oferując o wiele niższe koszty i zdecydowanie większą precyzję pomiaru.
Dużo mówi się ostatnio o Tango, nowym projekcie Google, który ma służyć do trójwymiarowego skanowania otoczenia. Jest to kolejna technologia mająca od kilku lat zastosowanie w archeologii. Obrazowanie 3D wykorzystywane jest nie tylko podczas prac wykopaliskowych, lecz także do cyfrowej archiwizacji zabytków i zbiorów muzealnych.
Sęk w tym, że wewnątrz całego hype'u towarzyszącego temu projektowi, nie pada zbyt wiele słów o jego potencjale w zastosowaniach naukowych. Wyobraźmy sobie jakie możliwości daje tak zaawansowany projekt, gdy użyć go do celów innych niż tworzenie rozszerzonej rzeczywistości. Potencjał tego rozwiązania jest de facto nieograniczony, zwłaszcza na polu cyfrowej archiwizacji dotychczasowego dorobku kultury.
Jeszcze lepszym przykładem szczątkowej utylizacji technologii dostępnej na wyciągnięcie ręki niż drony i skanowanie 3D są... smartfony.
Dla większości z nas smartfon to nieodłączny kompan i hub łączący nasze życie ze światem cyfrowym. Ze smartfonów korzystamy wszędzie, a ilości ich zastosowań nie sposób wyliczyć. Warto się jednak zastanowić, do czego NIE UŻYWAMY smartfona, choć przyniosłoby to wymierne korzyści nauce.
Technologia obecna w naszych kieszeniach spowszedniała nam na tyle, że wielu z nas zdążyło zapomnieć, że smartfony są w istocie przenośnymi komputerami, o rosnącej z roku na rok mocy obliczeniowej. O ile przeciętny użytkownik wykorzystuje tę moc obliczeniową do obsługi Facebooka, Snapchata i okazjonalnego grania w gry mobilne, o tyle naukowcy z powodzeniem wykorzystują ją do wykonywania zaawansowanych obliczeń w chmurze.
Projekty takie jak BOINC, umożliwiają miliardowi urządzeń użyczyć części swojego potencjału nauce będąc w stanie spoczynku, na przykład podczas ładowania. Przeciętnemu użytkownikowi różnica wykorzystania jednego, dodatkowego urządzenia może wydać się nieznaczna, lecz wykorzystując blisko miliard telefonów na raz, naukowcy są w stanie skrócić czas potrzebny na obliczenia niemal trzydziestokrotnie.
Gry mobilne same w sobie oczywiście nie są niczym złym. To świetny sposób zabicia czasu, a wiele z nich ma także dodatkową wartość edukacyjną. Miłośników tej drugiej kategorii postanowili "wykorzystać" twórcy programu Foldit, czyli przypominającej grę aplikacji, której celem jest wynalezienie leku współczesne choroby, między innymi wirusa Eboli, którego plaga przetoczyła się prze Afrykę w ubiegłym roku.
Dzięki codziennej kontrybucji tysięcy graczy, możliwe jest uzyskanie bardziej dokładnych wyników niż te wyliczone przez komputerowy algorytm.
To jednak tylko wierzchołek góry lodowej
Zastosowanie smartfonów i UAV dla celów naukowych sięga znacznie głębiej, nawet w przypadku domorosłych pasjonatów. Rozwijane na całym świecie programy badawcze pozwalają wykorzystać nasze urządzenia chociażby do obserwacji ptactwa, czy populacji dowolnego, innego gatunku, zamieszkującego konkretny region.
Z pomocą prostych aplikacji możliwe jest wykorzystanie telefonu do monitorowania lokalnego zanieczyszczenia powietrza, poziomu wód czy wahań temperatury.
Jest też jedna dziedzina naukowa, której przysługujemy się wszyscy, nawet o tym nie wiedząc - lingwistyka
W dobie Internetu trendy językowe stały się niemożliwe do opanowania przez konwencjonalne metody badawcze, polegające na wywiadzie środowiskowym. O ile w ubiegłym wieku możliwe było, dajmy na to, tworzenie słowników slangu konkretnej dekady, o tyle dziś taki słownik musiałby być wydawany co roku, jeżeli nie częściej.
Również internetowe słowotwórstwo narzuca ogromne tempo lingwistom. Na szczęście istnieje dziedzina tej nauki, która potrafi katalogować nowo pojawiające się słownictwo - lingwistyka korpusowa.
Za każdym razem gdy wyszukujemy coś w wyszukiwarce, dodajemy kolejny wyraz do "podpowiedzi" w klawiaturze naszego telefonu czy piszemy coś w sieci, część tych danych przekazywana jest do bazy Corpus Linguistics. Następnie lingwiści, chcąc zweryfikować dane słowo, mogą wykorzystać tę bazę by potwierdzić, z jaką częstotliwością owo słowo zostało użyte w jakim przedziale czasu, jakie były jego zależności kontekstualne, oraz sklasyfikować formalność danego wyrażenia.
To tylko podkreśla jak cenne dla innych mogą być informacje, które dla przeciętnego użytkownika zdają się błahe i nieistotne. Jak dalece sięga zastosowanie produktów, których użytek kojarzymy tylko z codzienną wygodą, nieprzysługującą się żadnej większej sprawie.
Warto przemyśleć sposób, w jaki korzystamy z otaczającej nas elektroniki
Nie zamierzam tutaj nikogo nawracać, ani nawoływać do poświęcania wolnego czasu i zasobów do szczytnych, naukowych celów. Uważam jednak, że konieczna jest świadomość, że to samo urządzenie, które dla nas jest źródłem rozrywki i ułatwieniem życia, dla innych może być cennym narzędziem badawczym.
Ten sam dron, którym podglądamy sąsiadów, komuś innemu może służyć do skanowania niedostępnych połaci terenu w poszukiwaniu lokalnej flory i fauny.Podczas gdy dla nas aparat w smartfonie służy wyłącznie do okazjonalnych selfie, ktoś inny może wykorzystać go do celów meteorologicznych, wysyłając najbliższej stacji meteo zdjęcie zachmurzonego nieba.
Warto poświęcić temu chwilę głębszego zastanowienia.
*Część grafik pochodzi z serwisu Shutterstock