Kup najdroższego Apple Watcha i wymieniaj za opłatę techniczną na nowy co roku, czyli jak rozumiem ‚Spring Forward’ z zaproszenia Apple
Na konferencyjnych zaproszeniach Apple od dawna przemyca sprytne marketingowe komunikaty, które z jednej strony mają co nieco zdradzić, co będzie prezentowane, a z drugiej spowodować, że będzie mnóstwo spekulacji w mediach społecznościowych. No to pospekulujmy na temat ‚Spring Forward’ z ostatniego zaproszenia.
Owo zaproszenie wygląda tak:
Enigmatyczna grafika i jeszcze bardziej zastanawiający tekst. Spring Forward? O co tu chodzi? Nie ma nawiązania do żadnego z produktów Apple, jest za to mowa o porze roku (spring - z ang. wiosna)? I do czego odnosi się słowo ‚forward’? Nie wierzę, że nie ma w tym sloganie ukrytego znaczenia.
Ukułem więc następującą spiskową teorię.
Słowo ‚spring’ niekoniecznie musi być rzeczownikiem oznaczającym wiosnę. To także angielski czasownik oznaczający ‚podskoczyć, wyskoczyć, buchnąć, pękać’. Wraz z przysłówkiem ‚forward’ może z kolei oznaczać - ‚skocz do przodu’, a w domyśle ‚już teraz załatw to, co będzie w przyszłości’.
To o tyle ciekawe, że samo słowo ‚forward’ możne odnosić się do… transakcji finansowej. Cytując Wikipedię, forward to transakcja pochodna polegająca na kupnie lub sprzedaży dobra bazowego w z góry określonym terminie realizacji i za z góry określoną cenę wykonania. Cena, po której zostanie dokonana transakcja, termin wykonania transakcji oraz wielkość transakcji zostają ustalone w dniu jej zawarcia.
Już rozumiecie?
Kto wie, czy nie chodzi o nowy model sprzedaży najważniejszego produktu, który Apple na pewno finalnie przedstawi 9 marca 2015 r., czyli Apple Watcha. Ten model, zważywszy na prawdopodobnie horrendalnie wysokie ceny najdroższych modeli z serii Edition, może być realizowany w taki sposób, że kupując Apple Watcha pierwszej generacji za powiedzmy 7 - 10 tys. dol., dostajesz gwarancję wymiany na nowe wersje zegarka przez kilka kolejnych lat za ‚opłatę techniczną’, na przykład w wysokości ceny podstawowego modelu, czyli 349 dol.
Jeśli wierzyć zawsze dobrze poinformowanemu Markowi Gurmanowi z 9to5Mac oraz wybitnie rozumiejącego Apple Johnowi Gruberowi z Diring Fireball, istnieje wielkie prawdopodobieństwo, że najdroższe wersje Apple Watcha, te z 18-karatowym najlepszym na świecie złotem z najdroższymi opaskami, będą kosztować pomiędzy 6 a 10 tys., a może nawet jeszcze więcej.
Na podstawie tych spekulacji sporządzono nawet ciekawą infografikę pokazującą prawdopodobny cennik Apple Watcha.
Problem z tak wysokimi wycenami smartwatcha od Apple jest taki, że czas jego żywotności, bieżącej rynkowej relewantności będzie nieporównywalnie niższy od klasycznych drogich zegarków. To dlatego, że w 2016 r. będzie zapewne druga wersja Apple Watcha ze znacznie lepszymi parametrami technicznymi oraz kolosalnie większymi możliwościami, a w 2017 r. jeszcze lepsza wersja nr 3. W ten sposób Apple Watch kupiony w 2015 r. będzie za rok, dwa znacznie mniej atrakcyjny.
Nie wierzę, że liczba klientów, których co roku stać byłoby na wydawanie po 10 tys. dol. na nowy zegarek była wystarczająco duża, by zaspokoić rynkowe potrzeby Apple. Stąd możliwy pomysł na ‚kontrakty forwardowe’ z klientami zainteresowanymi najdroższymi modelami.
To śmiała teza i dość karkołomne tłumaczenie lakonicznego ‚Spring Forward’ z zaproszenia Apple, wiem, ale… kto wie?