Mozilla prosi: Nie korzystajcie z Chrome. Przyszłość Firefoxa pod znakiem zapytania
Według danych firmy Net Applications zajmującej się opracowywaniem statystyk dotyczących Internetu, w tym między innymi badaniem udziału poszczególnych przeglądarek na rynku, w lipcu przeglądarka Google Chrome po raz pierwszy przekroczyła 20% popularności na globalnym rynku.
Z przeglądarkami tak już jest, że jeśli ktoś zyskuje, ktoś inny musi stracić - procent użytkowników używających stale więcej niż jednej na jednej platformie jest znikomy. Największym tracącym według raportu Net Applications jest Mozilla Firefox. Udział w rynku tej przeglądarki według tego samego raportu to 15,1%, czyli najmniej od października 2007 roku. Przypomnijmy - w 2007 roku nie było jeszcze Google Chrome, a Internet Explorer był zaledwie w wersji 7.
Stosunki pomiędzy Mozillą i Google są skomplikowane. Konkurują na co najmniej dwóch dużych frontach.
Na froncie przeglądarek internetowych posiadają dwa konkurencyjne produkty. Drugim rynkiem jest rynek systemów operacyjnych dla urządzeń mobilnych, na który próbowała się wedrzeć Mozilla ze swoim Firefox OS.
Wydawało by się, że przy tym nie ma szans na współpracę. Jednak gdy wczytamy się w wyniki finansowe Mozilla Foundation, okazuje się, że jej największym źródłem przychodów jest... kontrakt z Google, na podstawie którego Google Search jest domyślną wyszukiwarką w produkcie fundacji.
Szefowa produktu Mozilla Mitchell Baker, w raporcie na koniec roku finansowego 2012 napisała słowa, które wydają się być zawoalowaną krytyką partnera z Mountain View:
Kontrakt z Google jest odnawiany co kilka lat. Na tyle rzadko, że Google zdążyło wypromować w tym czasie swoją przeglądarkę, a Firefox, być może dzięki jakimś działaniom PR ze strony Google, tracił na popularności. Dodatkowo, zaczęły się pojawiać opinie (niesłuszne), że jest to duży, zasobożerny program.
Kolejny termin renegocjacji kontraktu z Google przypada na listopad 2014 roku, a więc już niedługo.
Wydawałoby się, że Mozilla, licząc na kolejny zastrzyk tak potrzebnych środków od Google, będzie starała się zachowywać choć pozory przyjaźni. Być może jednak nie liczą wcale na przedłużenie kontraktu.
Nie tak dawno pisaliśmy o pomyśle na wygenerowanie dodatkowych przychodów dzięki sprzedawaniu powierzchni reklamowej na pustej otwartej karcie przeglądarki. Wzbudziło to wśród zwolenników Firefoxa gorące dyskusje.
Prawdziwe uderzenie przyszło jednak na początku sierpnia. Robert O'Callahan, jeden z wiodących inżynierów w Mozilli, napisał na swoim blogu wprost: "Przestańcie używać Chrome, dopóki macie taką możliwość". W tym ostro brzmiącym wpisie padły między innymi takie słowa:
Ten dramatyczny apel na pewno nie poprawi stosunków pomiędzy Mozillą i Google. Nie poprawi tez szans na odnowienie kontraktu związanego z wyszukiwaniem, który tylko w samym 2013 roku przyniósł jej prawie 300 milionów dolarów.
Czy użytkownicy posłuchają?
Czy O'Callahan ma rację, licząc na to, że masowy użytkownik będzie bardziej dbał o prywatność i dostępność konkurencyjnych usług w sieci niż o wygodę i chęć używania popularnych narzędzi? Lub takich które są domyślnie zainstalowane na kupionym urządzeniu? Na pewno istnieje spory procent użytkowników Internetu dbających o prywatność i swoje dane osobiste. Tylko czy są oni gotowi myśleć o innym modelu finansowania używanych przez siebie usług niż reklamy, w czym przecież króluje Google, będąc największą agencją reklamową Internetu?
Przyznam, że odmalowana przez O'Callahana wizja przyszłości jest przerażająca, i osobiście chciałbym mieć realny wybór zarówno przeglądarki jak i dostawcy usług. Jednak prawdopodobnie będzie się to musiało wiązać z jakimiś ustępstwami - na przykład z płaceniem za usługi lub aplikacje.