Spotify nigdy nie będzie zarabiać, bo... pewnie nie to jest celem
Informację o 10 milionach płacących za Spotify klientów przyjęliśmy wszyscy z entuzjazmem, także na Spider's Web. Informacja była dodatkowo wsparta faktem, że całkowita liczba użytkowników tego szwedzkiego lidera rynku streamingu muzyki skoczyła do 40 mln. Mało kto zastanowił się jednak nad tym, co to wszystko oznacza.
A oznacza przynajmniej trzy rzeczy:
- streaming wciąż ma niewielki globalny zasięg;
- w modelu biznesowym Spotify dalej nic się nie zmienia i wciąż jest i będzie nierentowny;
- cel twórców Spotify wydaje się niejasny, a przynajmniej nie taki, jaki powinien być u prawdziwych biznesmenów.
Przeanalizujmy.
40 mln użytkowników to wynik nieosiągalny dla zdecydowanej większości projektów internetowych, jednak jako wynik start-upu, który aspiruje do tego, by być utożsamiany jako (kolejna) rewolucja na rynku muzycznym nie jest niestety nad wyraz spektakularny.
Nawet jeśli przyjmiemy za ważniejszy drugi wynik, czyli 10 mln osób opłacających dostęp do streamingu Spotify i nawet jeśli dostrzeżemy, iż w ciągu niewiele ponad roku liczba ta prawie się podwoiła (6 mln osób płaciło za Spotify z w marcu 2013 r.), to wciąż nie mówimy o fenomenie globalnym, zmieniającym status-quo.
O streamingu można dużo mówić, sporo przeczytać, jednak jeśli porównamy to z liczbami lidera poprzedniej rewolucji na rynku medialnym, czyli iTunesem, to... nie ma za bardzo do czego się odnosić. Zarówno liczba klientów - w przypadku iTunesa - mierzona liczbą zarejestrowanych kart kredytowych - jest zdecydowanie wyższa (ponad 800 mln), przychody (przynosi wydawcom muzycznym 1 mld dol. rocznie, a iTunes łącznie przynosi Apple'owi 4,4 mld dol. przychodu), jak i zyski są zdecydowanie z innej ligi.
Nie znamy jeszcze liczb Spotify za 2013 r., ale zaskoczeń nie będzie i można założyć z dużą pewnością, że nie będzie tam pozytywnego wyniku finansowego. To dlatego, że biznes Spotify jest dziwnie ułożony.
Głośnym echem odbił się kilka dni temu raport Generator Research, którego autorzy przekonują, że podmioty typu: Spotify, Pandora, czy Rhapsody nigdy nie przyniosą swoim właścicielom zysków nawet jeśli ich zasięgi będą wzrastały lawinowo.
To dlatego, że - jak tłumaczą przedstawiciele Spotify - ich kontrakty są tak skonstruowane, że ok 70 proc. przychodów jest oddawane wydawcom w formie tantiem. Z pozostałych 30 proc. Spotify musi skompensować koszty oraz ewentualnie pokazać zyski.
Tyle, że dotychczas ich nie pokazał, a z każdym rokiem strata - zamiast się zmniejszać wraz z rozwojem zasięgu - rośnie. Według Generator Research, to oznacza, że ten biznes jest skazany na wieczną nierentowność, ponieważ zawsze będzie oddawał 70 proc. przychodów, niezależnie czy będzie to 100 mln czy 10 mld przychodów, a koszty działalności na coraz większym zasięgu rosną znacznie szybciej.
Wyjściem z tego impasu byłoby podwyższenie abonamentu powyżej 10 dol. miesięcznie, tyle że... wyższe przychody oznaczają stały wzrost poziomu oddania ich wytwórniom muzycznym. Koło się zamyka.
Wyjściem byłoby sprzedawanie produktów i usług powiązanych, coś na wzór fińskiej firmy Rovio, która z gry Angry Birds uczyniła globalną markę z szeregiem pobocznych produktów, które dziś przynoszą prawie 50 proc. przychodów.
Tyle że to znowu oznaczałoby potężne inwestycje, na które Spotify ponownie musiałby znaleźć finansowanie, zapewne po raz kolejny rozrzedzając akcjonariat.
Tyle że coraz częściej można się przekonać, że taka sytuacja za bardzo nie martwi szefów Spotify. Coraz częściej wydaje się, że ich celem nie jest zdrowe ułożenie biznesu, lecz budowanie wartości, fenomenu internetowego, który będzie można następnie sprzedać za grube miliardy dolarów gigantowi technologicznemu.
I jeśli tak jest, to to jet kolejny przykład bardzo złej rzeczy, która się ostatnio dzieje na rynku tech, gdzie celem samym w sobie jest sprzedanie się, a nie zbudowanie rentownej organizacji. Ba, coraz częściej ma się wrażenie, że globalni start-upowcy gardzą taką postawą. Dla nich najważniejszy jest zasięg i prestiż z tym związany, bo wiedzą, że ktoś wielki z gigantyczną furą pieniędzy i tak ich kupi.
Chętnych zapewne nie braknie - Google, Amazon, czy Microsoft na pewno widziałyby w swoim portfolio globalny produkt muzyczny.