Piotr Lipiński: TOP 10 ANTYAPPLE, czyli zgniłe jabłka
Apple z reguły jest cienkie. Choć można to rozumieć na różne sposoby. Zawsze ta chudość rzucała mi się w oczy i szczere mówiąc – podobała. Przynajmniej dopóki wszystko działało.
Nie od dziś wiadomo, że Apple posiada swoich fanbojów i hejterów, choć gdyby chwilę się zastanowić, to ludziom musi brakować czegoś w normalnym życiu, jeśli uczuciami obdarzają maszyny. Elektrofile jedni.
Mówiąc w uproszczeniu, Apple fanboje – szczególnie krajowi - to osoby, które większość życia spędziły z Windowsami, aby potem uznać, że „jabłkowe” systemy są wygodniejsze. Apple hejterzy zaś to osoby, które nigdy nie pracowały na komputerach Apple, stąd wiedzą najlepiej, że owe sprzęty do niczego się nie nadają.
Urządzenia Apple od urządzeń używających Windowsy na ogół daje się odróżnić nawet bez uruchamiania. „Okna” pooblepiane są przeróżnymi naklejkami informującymi mniej zorientowanych, że w środku znajduje się na przykład procesor albo kamera. Z kolei, jeśli na widok ceny na pudełku przecieramy oczy ze zdumienia i wołamy o sole trzeźwiące, to z pewnością mamy do czynienia ze sprzętem Apple.
Jak więc widać z powyższego, zostanie fanbojem Apple zmusza do wydatków. Taniej wypada hejtowanie. W celu ułatwienia hejtowania podam teraz kilka przykładów, którymi można posługiwać się w dowolnej kolejności, aby uzasadnić, że komputery Apple nie nadają się do ugryzienia. Oto więc mój prywatny antytop 10 najgłupszych rzeczy, jakie czeka cię w świecie Apple - z których niektóre wydają się takie niekoniecznie obiektywnie, ale w odniesieniu do świata Windows. Każda z tych głupot jest oczywiście „amazing”.
Numer 1. Programowe usuwanie sprzętu, czyli wszelkiej maści zewnętrznych dysków czy pendrive’ów. Musimy taki dysk na przykład przeciągnąć do kosza, żeby Apple uznało, że jesteśmy grzeczni. W świecie Windows generalnie wystarczy zdecydowanym ruchem wyszarpnąć kabel z gniazda, tylko niektórzy używają opcji „bezpieczne usuwanie sprzętu”. Jak wyrwiemy kabel w świecie Apple, to dostajemy komunikat, że urządzenie nie zostało prawidłowo odłączone czy coś tam takiego. Nigdy z tego powodu nie doszło u mnie do żadnego kataklizmu, ale za każdy razem czuję się tym komunikatem zmieszany, jakbym niechcący nacisnął guzik odpalający rakietę atomową.
Numer 2. Brak matowych monitorów. Przez kilka lat zwlekałem z wymianą mojego iMaca, bo Apple pewnego dnia postanowiło, że produkuje już tylko sprzęt z błyszczącymi ekranami. Bo co tu dużo ściemniać: taki lepiej wygląda na pierwszy rzut oka. A Apple kupujemy nie tylko rozumem, ale też oczami. Na drugi, trzeci i dalsze rzuty okiem owe błyszczące ekrany wyglądają również świetnie - o czym sam zaświadczam, bo w końcu złamałem się i zainwestowałem w nowego iMaca pozbawionego matowego ekranu. Z odblaskami w słonecznym świetle nikt jednak jeszcze nie wygrał. Co również zaświadczam z pełną powagą posiadacza macbooka.
Numer 3. Naprawa preferencji. Tu się całkiem poważnie przyznam, że w ogóle nie wiem, o co chodzi. Choć Apple zaleca ową naprawę, gdy komputer zaczyna stwarzać problemy. Albo ja się od dawien dawna przyzwyczaiłem, że na wszelki wypadek należy to czasami zrobić. Ale dlaczego „jabłko” nie może samo sobie sprawić takiej przyjemność? Jakoś w tle? Tak jak mój iMac radzi sobie z przerzucaniem plików między ssd a „twardzielem”? Przecież użytkownik i tak tylko naciska guzik i idzie zaparzyć kawę. Podejrzewam, że wszyscy w Apple już zapomnieli o naprawianiu preferencji i funkcja pozostała w komputerach jedynie na skutek owej amnezji.
Numer 4. Enter naciśnięty na ikonie nie uruchamia programu, ale pozwala jedynie zmienić nazwę. Rozumiem, że to kwestia przyzwyczajenia, wynikającego z lat używania Windowsów. Ale wciąż wydaje mi się to dziwne i nienaturalne. Tylko czy komputery w ogóle są naturalne?
Numer 5. Widget giełdy, proszę Szanownego Państwa, wygląda całkiem nieźle, poza jednym dość istotnym minusem: nie można w nim znaleźć notowań z polskiego rynku kapitałowego. Udało mi się kiedyś jakimś „łamańcem” zdefiniować kursy naszej drogiej złotówki, ale żadnego KGHM czy PZU uruchomić nie zdołałem (cały czas mam na myśli notowania na polskiej GPW, a nie owych spółek na zagranicznych rynkach). Z apple’owymi widgetami problem jest jeszcze jeden: mam wrażenie, że podzielą los dinozaurów. Nie pamiętam, kiedy je ostatnio ogłądałem.
Numer 6. Pewnego dnia postanowiłem zmienić nazwę mojego iMaca. Powód był dla mnie istotny, ale dla niniejszego wywodu pozbawiony znaczenia. Przeszukałem niemal wszystkie pozycje w preferencjach systemowych, za wyjątkiem jednej: udostępnianie. Dopiero po jakimś czasie odkryłem, że właśnie w tym dziwnym miejscu dokonam korekty.
Numer 7. Chaos z javą. Pewnego dnia Apple uznało - zdaje się, że słusznie - iż java jest dziurawa, zaczęło więc dostarczać swoją wersję. Ale żeby w przeglądarce użyć javy, należy zainstalować pakiet od Oracle. Tyle, że ten raz działa w Safari, a raz nie. Na tym punkcie jestem szczególnie przewrażliwiony, bo szarpałem się z javą i na swoich, i na cudzych komputerach, a efekty mimo podobnej procedury były zupełnie różne. Javę niestety kochają polskie biura maklerskie, więc boję się każdej nowej wersji javy.
Numer 8. „Zalakowanie” czy też „zaspawanie” wszystkiego, co się tylko da. W ostatniej edycji mniejszego iMaca samemu niemalże nie sposób dodać ram-u! Choć na dobrą sprawę – ilu użytkowników uzupełnia po jakimś czasie ram? Niestety w iMacach takie grzebanie w bebechach ma silne uzasadnienie ekonomiczne – ram sprzedawany przez Apple jest ponadprzeciętnie drogi. I tu właśnie dochodzimy do wyjaśnienia, dlaczego tak trudno go wymienić na własną rękę.
Numer 9. Koszmarnie wolne – 5400 obrotów na minutę - dyski w bardzo kosztownych komputerach. Podstawowa konfiguracja iMaca, za 5999 zł, zawiera właśnie taki przedpotopowy dysk. Co, jak rozumiem, ma skłaniać do kupienia Fusion Drive, bardzo ciekawej alternatywy, dość drogiej, ale w granicach rozsądku. To coś w rodzaju hybrydowego dysku, połączenia niewielkiego ssd z dużym „twardzielem”. Przy czym istotną jego zaletą jest dobre wsparcie tego rozwiązania przez system. Ale przecież nie o zaletach miałem tu pisać.
Numer 10. To zostawiam na deser. Roczna gwarancja na urządzenia Apple. To właściwie nie wymaga komentarza. Apple, naprawdę masz tak mało zaufania do własnego sprzętu?
A teraz przyznam się, co mnie skłoniło do sporządzenia mojego antytopu. Otóż kilka moich applesprzętów w ostatnich miesiącach stało się bardzo kapryśnych. Co wynika prawdopodobnie z unowocześniania oprogramowania w nadmiernym pośpiechu.
Mój iMac restartuje się średnio co dwa tygodnie, z kompletnie nieznanych powodów, które serwis przypisuje Mavericksowi. Być może właśnie dzięki temu systemowi przypomniałem sobie, co znaczy kernel panic. Ostatnio iMac zrestarował się nawet kiedy był uśpiony, co już zaliczam do gatunku „think different”.
Jeszcze gorzej jest i iPhonem, bo ten od aktualizacji do iOS 7 wyłącza się w sposób zupełnie losowy. Jeśli więc chcecie mieć sprzęt, który lepiej od was wie, kiedy porzucić pracę, wybierajcie Apple.
Piotr Lipiński – reporter, fotograf, filmowiec. Pisze na zmianę o historii i nowoczesnych technologiach. Autor kilku książek, między innymi „Bolesław Niejasny” i „Raport Rzepeckiego”. Publikował w „Gazecie Wyborczej”, „Na przełaj”, „Polityce”. Wielokrotnie wyróżniany przez Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich i nominowany do nagród „Press”. Laureat nagrody Prezesa Stowarzyszenia Filmowców Polskich za dokument „Co się stało z polskim Billem Gatesem”. Bloguje na piotrlipinski.pl. Żartuje ze świata na Twitterze. Nowy ebook „Humer i inni” w księgarniach Virtualo, Empik, Amazon oraz Apple iBooks.