REKLAMA

Zejście na ziemię, czyli kurier do chmury

Wielcy giganci internetu starają się nas przekonać, że chmura jest przyszłością a trzymanie danych na dyskach jest passé. I może ktoś jak ma w prywatnych archiwum zaledwie kilkaset zdjęć i dokumentów to się z tym zgodzi. Jeśli ilość przechowywanych danych liczona jest w terabajtach, to już nie jest tak różowo, ale wybrani deweloperzy z USA mogą skorzystać z nowej usługi, która rozwiążę problem wolnego łącza w ramach Google Cloud Storage. I to w bardzo konwencjonalny sposób.

Zejście na ziemię, czyli kurier do chmury
REKLAMA

Chmura to szalenie wygodne rozwiązanie, które idealnie się sprawdza zwłaszcza u osób przechowujących w niej do kilku gigabajtów danych. Ale synchronizacja plików z dyskiem sieciowym, lub nawet trzymanie ich wyłącznie na zewnętrznych serwerach, wymaga wpierw przesłania ich do usługodawcy. Jest to sporym problemem dla osób posiadających łącza o ograniczonej przepustowości, lub z miesięcznym limitem przesyłu danych. A gdyby tak rozwiązać tą niedogodność trochę “analogowo” poprzez wysłanie fizycznego dysku do firmy zajmującej się przechowywaniem plików kurierem?

REKLAMA

Wgramy Twoje dane do chmury...

Na informację o nowej usłudze Offline Disk Import firmy Google trafiłem dziś w serwisie TechCrunch. Mogą skorzystać z niej jak na razie wybrani deweloperzy ze Stanów Zjednoczonych korzystający z rozwiązania Google Cloud Storage. Mają oni teraz wybór: przepychać dane na serwery Google przez swoje własne łącze, lub po prostu przesłać własny (zabezpieczony szyfrowaniem) dysk twardy do siedziby giganta, który wgraniem danych na serwer zajmie się sam. Użytkownicy spoza USA mogą zgłosić chęć skorzystania z usługi w formularzu.

Z początku może i brzmi to śmiesznie - w końcu chmura miała wyeliminować konieczność klasycznego transportu nośników danych - ale jak się nad tym zastanowić, to ma to spory sens. Przy ograniczonej prędkości łącza wysłanie ogromnej partii danych mogłoby trwać długie tygodnie, podczas gdy kurier dostarczy dysk w jeden dzień roboczy. W rezultacie dane mogą być dostępne online znacznie szybciej, a zamawiając kuriera do domu lub firmy nie trzeba urządzać sobie czasochłonnej wycieczki do siedziby giganta.

...oczywiście nie za darmo

Google może i ma chrapkę na dane użytkowników, ale widać nie aż taką, by realizować ten projekt w stu procentach altruistycznie. Usługa wgrania danych bezpośrednio z fizycznego dysku przesłanego do siedziby Google wiąże się z opłatą. Jest ona stała i wynosi ona 80 dolarów od twardego dysku. Do dewelopera należy odpowiedź na pytanie, czy jest to rozwiązanie opłacalne.

Nie należy też zapomnieć, że Google nie jest tutaj prekursorem takiego rozwiązania, bo wcześniej w ofercie miał to chociażby Amazon. Różnica jest taka, że firma Jeffa Bezosa liczy sobie za taką usługę znacznie więcej. Oprócz opłaty 80 dolarów od dysku dodatkowy koszt jest naliczony także za czas, który firma poświęci na przegranie danych. To może być kolejne kilkadziesiąt dolarów, a orientacyjną kwotę można samemu wyliczyć sobie za pomocą wygodnego kalkulatora.

A kiedy podobne rozwiązanie dla klientów indywidualnych?

Zaznaczę też, aby nie było nieporozumień, że opisywana usługa dotyczy Google Cloud Storage, a nie dysku w chmurze Google Drive (Dysku Google), więc mogą zapomnieć mogą o niej “zwykli ludzie”. A szkoda, bo jestem pewien, że wiele osób by ucieszyło się z takiego rozwiązania w ramach konsumenckiej chmury na pliki - czy to od Google, Amazonu, czy jakiegokolwiek innego dostawcy miejsca na serwerze. W końcu byłoby to działanie jednorazowe, a to właśnie ten pierwszy upload jest najbardziej bolesny i czasochłonny.

Rosnące zapotrzebowanie na szybkość łącz pokazuje, jakim problemem jest wolna przepustowość łącza. Google staje na głowie jak dostarczyć szybki internet dla wszystkich mieszkańców globu - w końcu to potencjalni odbiorcy reklam - i wymyśla nawet internet dostarczany przez latające w powietrzu balony (!). Ale nawet w takim kraju jak Polska, gdzie odsetek osób podłączonych do sieci wcale nie jest taki mały, prędkości pozostawiają wiele do życzenia.

REKLAMA

Nawet jeśli ktoś mieszka w Warszawie, ale nie w centrum tylko na jej obrzeżach, to wybór dostawców internetu jest w zasadzie żaden. W takich obszarach Orange oferuje popularną Neostradę w prędkościach zaledwie od 2 do 10mbps, a poza terenem większych miast jest jeszcze gorzej. A to i tak tylko prędkość pobierania danych, gdy wysyłanie jest jeszcze o rząd wielkości wolniejsze. Jednocześnie pokrycie kraju szybkimi nadajnikami LTE jest niskie, a internet mobilny ma limity ilości przesłanych danych miesięcznie.

Tylko pytanie, ile osób nadal chce samodzielnie wysyłać dane do Google w kontekście afery Prism.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA