A gdyby tak telefon informował, że coś się w nim popsuło i sam się naprawił?
Gdy lata temu jako jeszcze dziecko zapoznawałam się z Windowsem 95 i co rusz trafiałam na błędy i informacje, że coś nie działa, zastanawiałam się, dlaczego tak często komputer nie może powiedzieć mi co dokładnie się popsuło. W naiwności wierzyłam, że komputer to taki C3PO czy R2D2, tylko brzydziej opakowany i nie potrafiący mówić.
Sony przygotowało aplikację pozwalającą sprawdzić, czy w smartfonie Xperia wszystko działa tak, jak powinno. Po zainstalowaniu użytkownik wykonuje serię poleceń sprawdzających stan przycisków, czujników i tak dalej, a jeśli coś jest nie tak kierowany jest do serwisu. Miły dodatek i ukłon w stronę klientów, jednak nic więcej.
A mi się marzy prawdziwa innowacja. Bo często mówiąc dziś o innowacjach zamykamy się w zamkniętych ramach tego, co w ostatnich latach pokazywali nam producenci i na co chcieli, byśmy zwrócili uwagę. Giętkie ekrany o oszałamiających rozdzielczościach, lepsze procesory, większe pamięci, cieńsze obudowy... Marzy mi się, żeby mój komputer, tablet czy smartfon poinformował mnie, że coś się właśnie w nim zepsuło. Tak, jak na filmach piloci czy kapitanowie informowani są, że właśnie padł lewy silnik czy system chłodzenia.
Dzisiaj gdy mój komputer nie chce się włączyć, zaczynam zastanawiać się, co może być przyczyną - czy to płyta główna? Dysk? Może zasilanie? Może po prostu przegrzanie? Nie wiem, czy mam czekać, bo może "naprawi się samo", czy od razu wysyłać komputer do serwisu, bo nic się na to nie poradzi. Podobnie zresztą jest ze smartfonami. Gdy nagle telefon przestaje działać lub po prostu szwankuje jakaś funkcja, to nie mam pojęcia, dlaczego. Ba - kiedyś wysiadł mi głośnik do rozmów, ale ponieważ ie zdawałam sobie z tego sprawy, bo rzadko rozmawiam, to przy kolejnych próbach połączenia nie wiedziałam, czy to wina telefonu, połączenia czy może rozmówcy.
Z pozoru wydaje się to niepotrzebny dodatek. Od lat elektronika konsumencka działa tak, a nie inaczej i tylko niektóre urządzenia w konkretnych warunkach potrafią poinformować, że coś w nich padło. Elektronika konsumencka ma być tania, łatwa w produkcji i w razie popsucia można ją dzięki temu nawet wymienić na nową. To nie miejsce na kosztowe, miniaturowe systemy diagnostyczne.
Pójdzmy jednak krok dalej. Jeśli urządzenie mogłoby się samo diagnozować, to może mogłoby się również samo naprawiać? Do tego wciąż daleka droga. Taki R2D2 jest marzeniem inżynierów i prędko go nie ujrzymy, jednak jakieś kroki, jako ludzkość, już w jego kierunku poczyniliśmy. Samonaprawiające i replikujące się maszyny to marzenie naukowców, z wielu powodów.
Niektórzy chcą udowodnić, że maszyny mogą być lepsze od biologii, która potrafi replikować i rozmnażać, ale wszystko zależy od warunków. Taki robot na przykład, w idealnych warunkach, mógłby stworzyć kopię samego siebie niezależnie od środowiska czy otoczenia. Ważniejsza jednak jest motywacja dotycząca użyteczności - urządzenia potrafiące naprawiać się same nie wymagałaby dużego nadzoru i nakładu człowieka i mogłyby działać w miejscach, w których człowiekowi ze śrubokrętem ciężko dotrzeć. Na przykład w kosmosie, na obcej planecie, w głębinach wodnych etc.
Przykładowo, coś psuje się na stacji kosmicznej. Dziś wymaga to ingerencji człowieka, ale gdyby wyposażyć taką stację kosmiczną w zapasowe części i potraktować jako wielkiego robota, który potrafi coś takiego?
Tutaj pokazano najprostsze założenie autonaprawy, czyli obiekt zbudowany z sześcianów połączonych ze sobą magnetycznie. Sześciany to w ogóle częsta podstawa do tworzenia prototypów samoreplikujących i naprawiających się robotów. Nie ma w tym nic dziwnego, jest to chyba najprostsza jednostka podstawowa, którą można wykorzystać do budowania. Załóżmy, że każdy sześcian zawiera mikroprocesor i czujniki, potrafi magnetycznie łączyć się z innymi a do tego wykorzystywać inne części i przedmioty w swoich konstrukcjach?
MIT tworzy Smart Sand. Inteligentny piasek to właśnie malutkie (obecnie 10 mm na krawędzi) sześciany, które na bazie algorytmów potrafią zreplikować inne kształty i przedmioty, w powiększeniu lub rzeczywistym rozmiarze.
Wystarczy wyobrazić sobie taki Inteligentny Piasek, ale o o wiele krótszej krawędzi, rozmiarów właśnie ziarenka piasku, który potrafi zduplikować przedmioty bez żadnych modeli 3D, bez drukowania etc, tak po prostu na bieżąco. Taki piasek, który odpowiednio zaprogramowany wypełni ubytki, stworzy części zapasowe i tak dalej. Możliwości są ogromne!
A gdyby tak podobne, malutkie moduły o różnej funcjonalności potrafiły łączyć się w skomplikowane struktury, a w razie uszkodzenia mogły się same składać z powrotem?
A gdyby tak krzesło...?
Na razie wciąż jesteśmy na początku drogi do umożliwienia urządzeniom samonaprawy i replikacji. Jednak na przykład już powstają nie tak widowiskowe, ale jakże przydatne materiały potrafiące "łatać" ubytki w nich. Pomysł opiera się na zawarciu w materiałach polimerowych nanokapsułek z polimerem i katalizatorem. W razie zadrapać, pęknięć czy odprysków, które z czasem się powiększają, nanokapsułki mają uwalniać materiały łatające ubytki zapobiegając ich erozji.
A gdyby takie nanokapsułki mieć w obudowie smartfona, która przecież czasem odpryskuje i łapie rysy?
Możliwości są wielkie, ale oddalone w czasie i nie wiadomo, czy nasze pokolenia dożyją czasów w których maszyny potrafią naprawić się same. Pomarzyć jednak można!