Przez pomyłkę policji cały świat nazwał go mordercą, ustawienia prywatności na Facebooku temu pomogły
Media społecznościowe mają wielu zwolenników i przeciwników. Koronnym argumentem tych drugich jest oczywiście brak prywatności i możliwość zobaczenia, a nawet wykorzystania naszych zdjęć przez inne osoby i instytucje. Książkowy przykład takiego zachowania mogliśmy zaobserwować wczoraj, podczas czytania artykułów o masakrze w szkole w Connecticut.
Za sprawcę masakry w Connecticut policja uznała Ryana Lanza. Wówczas dziennikarze z całego świata zaczęli wchodzić na profil domniemanego mordercy i wykorzystywać zdjęcia w swoich tekstach i materiałach wideo. Nie trzeba było długo czekać na efekt kuli śniegowej. Zdjęcie Ryana udostępniono 15 tysięcy razy w ciągu kilkunastu minut. W wielu przypadkach została ona wzbogacona o takie komentarze jak: "To jest twarz czystego zła", "Oto psychopatyczny zabójca dzieci" i "Niech jego dusza na zawsze płonie w piekle". Krótko mówiąc, lincz się rozpoczął. Spirala nienawiści została błyskawicznie nakręcona przez internautów i puszczona w świat. Na pierwszy rzut oka wszystko wydaje się być w porządku. W końcu mężczyzna popełnił straszny czyn i należy mu się potępienie. Okazało się jednak, że sprawcą tej zbrodni jest jego brat, Adam Lanza. Pomyłka wynikła z tego, że policja przy ciele Adama znalazła dokumenty Ryana i podała do wiadomości publicznej nazwisko sprawcy bez dodatkowego sprawdzenia jego tożsamości.
Ryan Lanza w czasie tragedii był w pracy i zdziwiło go nagłe udostępnianie jego zdjęcia i pojawienie wielu wyjątkowo negatywnych komentarzy. Zapewne równie dużym szokiem było ujrzenie swojego wizerunku na wszystkich portalach informacyjnych. Ryan próbował się bronić przed internautami, niestety bezskutecznie. Pisał na swojej tablicy, że nikogo nie zabił i że w czasie masakry był w pracy. Mimo to nikt nie dał wiary jego postom. O 20:55 z Facebooka zniknęło konto domniemanego zabójcy. Tego dnia Ryan przeżył dwie traumy. Pierwsza była spowodowana śmiercią brata i dokonanym przez niego czynem, zaś druga jego internetowym linczem.
W internecie pojawiają się komentarze, według których winę za ten stan rzeczy ponosi Facebook oraz dziennikarze. Nie zgadzam się z tą opinią. Zamiast Facebooka winowajcą jest sam Ryan, który najprawdopodobniej nie zmienił ustawień prywatności i pozwolił na oglądanie profilu i udostępnianie swoich zdjęć przez nieznajomych. Jest to typowy błąd wielu internautów, którzy nie zdają sobie sprawy z tego, jak ważna jest nasza prywatność Drugim winowajcą nie są media, lecz policja. Dziennikarze otrzymali informację o imieniu i nazwisku od policji, najbardziej wiarygodnego źródła jakie wówczas mieli. Całą odpowiedzialność ponosi tu zatem policja. Ryan Lanza powinien zaskarżyć policję i spokojnie czekać na wyrok. Dostanie sumę, która pozwoli mu żyć dostatnio przez całe życie. Nie jestem ekspertem od prawa, ale wydaje mi się, że jest to sprawa do wygrania. W końcu przez błąd instytucji człowiek został niejasno oskarżony i pokazany na telewizorach całego świata jako zbrodniarz.
Mniej roztropnie od dziennikarzy zachował się jeden z użytkowników Twittera. Znalazł on jeszcze innego Ryana Lanzę i udostępnił jego zdjęcie. Ten jednak zareagował błyskawicznie i sprawa rozeszła się po kościach. Zabrzmi to jak truizm, ale warto pamiętać o odpowiednich ustawieniach prywatności na Facebooku. W innym przypadku sytuacja taka będzie mogła spotkać każdego z nas. W końcu na świecie jest siedem miliardów ludzi, na pewno ktoś nazywa się tak jak ja czy Ty. A bycie posądzonym o taką zbrodnię jest czymś, co będzie ciągnąć się za człowiekiem przez całe życie. Jestem przekonany, że długi czas po masakrze ludzie będą kojarzyć z nią nie Adama, tylko Ryana Lanzę i nie raz spotkają go z tego powodu duże nieprzyjemności.