REKLAMA

Ostateczny koniec Komputer Świat: GRY

W dzisiejszych czasach ciężko być prasą o grach z górnej półki, a co dopiero średniakiem. Sztucznie podtrzymywany, słabnący od kilku lat KŚ: GRY po wielu perypetiach ostatecznie trafił do kiosków po raz ostatni. 

Ostateczny koniec Komputer Świat: GRY
REKLAMA

Płakał nie będę, ponieważ choć produkcja zapewne miała garstkę wiernych fanów, od mniej więcej ośmiu lat wydawała mi się jednym z najbardziej bezjajecznych wydawnictw w kraju. Pomijam nawet treść czy formę czasopisma, na samą otoczkę składały się jednak nieregularne cykle wydawnicze oraz polityka dotycząca pełnych wersji oparta na niezrozumiałej dla mnie zasadzie "wrzucimy do worka co popadnie, wylosujesz co popadnie". Szkoda mi natomiast idei KŚ: GRY.

REKLAMA

To był jakiś rok 2000, w zasadzie niepodzielnie panowało już CD-Action, niektórzy wzdychali za Top Secretem, Secret Service, a Reset w zasadzie już powolutku dogorywał. W tych realiach rynek wykształcił trochę miejsca dla KŚ: GRY, które narodziło się z dodatku wydawanego w ramach Komputer Świata. Miałem wtedy tylko dwanaście lat, ale pierwsze wrażenia były więcej niż pozytywne.

Przede wszystkim niezwykle intrygująca była formuła czasopisma, troszkę ugrzecznionego na tle CD-Action (to było w czasach, gdy grupa docelowa CDA uczyła się w liceach, a nie na trzepakach). Autorzy przyjęli sobie system oceniania gier w ramach bardzo obszernej tabelki, w której przyznawali masę drobnych punktów na przykład za funkcjonowanie i stabilność na określonych platformach czy takie pierdółki jak choćby obsługa techniczna wydawcy. Pamiętam, że zawsze z wielkim zainteresowaniem przeglądałem te wyliczenia i statystyki. Taki system wcale nie zawsze premiował najlepsze tytuły, ale i tak było to bardzo fajne.

Magazyn składał się z działu z nowinkami, zapowiedzi, recenzji, a także poradników i dość obszernie omówionej zawartości płyty CD. Ta zresztą też była prawdziwą gratką, bo choć była tylko jedna, to za priorytet stawiała sobie publikację gier tylko w polskiej wersji językowej. Nie był to może tak spektakularne twory jak Fallout 2, który chwilę potem pojawił się u konkurencji, ale szczerze mówiąc osobiście to właśnie wybory KŚ: GRY bardzo przypadały mi do gustu - to dzięki nim poznałem Simona the Sorcerera, ale też Gorky 17 czy Reflux. Warto przy tym dodać, że przez długi czas magazyn ukazywał się w cyklu dwumiesięcznym.

Z czasem pismo zaczęło się ukazywać co miesiąc i jakoś równolegle straciło wówczas trochę ze swojego harcerskiego, ugrzecznionego polotu. Trudno to wyjaśnić, ale dobrze chyba rozumiecie na czym polega ta cała magia. Po jakimś czasie zaczęły się wspomniane wcześniej szaleństwa z planem wydawniczym i pełnymi wersjami, wydawca dodał sobie do katalogu jeszcze reaktywację Top Secreta (który szybko padł) i prawdę powiedziawszy trudno mi nawet powiedzieć ilu ostało się stałych czytelników, a ilu kupowało z czystego przypadku zaintrygowani pozycją w salonie prasowym.

REKLAMA

Warto przy tym dodać, że wydawnictwo Bauer próbując ratować Clicka! dokonało jego totalnego przemodelowania i bezpardonowo wręcz zaczęło rżnąć z pierwotnych założeń KŚ: GRY (przy bardzo niefortunnym tłumaczeniu i wypieraniu się redakcji, która raczej nie powinna z tego typu zdolnościami dyplomatycznymi iść w politykę). Było to jednak już w roku 2009, czyli dawno po świetności tak jednego, jak i drugiego czasopisma.

Wydawnictwo odpowiedzialne za KŚ: GRY w marcu tego roku podziękowało za współpracę magazynowi PLAY. W obu przypadkach głównymi przyczynami decyzji były coraz marniejsze wyniki sprzedaży technologicznej prasy.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA